Tą jedną decyzją pozbawią życia tysiąc Polaków
W Polsce nie sposób się nudzić. Gdy wydaje się, że nic nie jest już w stanie nas zaskoczyć, wystarczy włączyć pierwszy z brzegu kanał informacyjny i znów - z otwartą ze zdziwienia szczęką - zanurzymy się w falę głupoty.
Problem w tym, że z zalewu absurdalnych wiadomości płynie tylko jeden sensowny wniosek. Trudno nie odnieść wrażenia, że z każdej strony otacza nas banda idiotów, a wśród tych, którzy w na skali kretynizmu odznaczają się ponadprzeciętnymi osiągnięciami, żądza władzy jest odwrotnie proporcjonalna do braku zdrowego rozsądku...
Jakiś czas temu wydawało się, że Sejm uchwalił w końcu coś pożytecznego. Posłowie przegłosowali projekt nowelizacji Prawa o Ruchu Drogowym, który zakładał, że po zmroku każdy pieszy poruszający się w terenie niezabudowanym będzie miał obowiązek noszenia na ubraniu elementów odblaskowych.
Do zasadności wprowadzenia takich regulacji nie trzeba chyba przekonywać żadnego kierowcy. Malkontentom, którzy wolą ryzykować życie chcąc oszczędzić 3 zł na odblaskową opaskę przypominamy, że "najechanie na pieszego" jest obecnie najczęstszą przyczyną śmierci na polskich drogach.
Tylko w ubiegłym roku w wyniku najechania na pieszego śmierć poniosło 1 139 osób. To dokładnie 35,1 proc. wszystkich ofiar śmiertelnych wypadków drogowych w Polsce. Dla porównania, druga najczęstsza przyczyna zgonów - czołowe zderzenie pojazdów - pochłonęła 541 ofiar, czyli 16,7 proc. ogółu!
Śmiało można więc twierdzić, że uchwalenie przez posłów nowego prawa było pierwszym działaniem, które - w przeciwieństwie do uzbrajania poboczy w armie fotoradarów - mogło w znaczący sposób zmniejszyć liczbę ofiar śmiertelnych na drogach. Na szczęście, wpadkę swoich kolegów szybko wyłapali przedstawiciele izby wyższej parlamentu. Senatorowie zaproponowali szereg niezbędnych zmian...
Elokwencją wykazał się Marek Martynowski z PiS, zgłaszając poprawkę, w myśl której obowiązek noszenie na stroju elementów odblaskowych dotyczyć ma wyłącznie dróg krajowych i wojewódzkich, czyli tych, które w większości mają szerokie pobocza. Zdaniem senatora z noszenia odblasków powinni być zwolnieni piesi poruszający się drogami powiatowymi i gminnymi, na większości których z trudem minąć się można z ciężarówką...
O krok dalej poszedł senator PO - Łukasz Abgarowicz. Jego zdaniem słowo "obowiązek" powinno być zastąpione słowem "zalecenie", które wypacza sens wprowadzanie jakichkolwiek zmian, w jakimkolwiek prawie. Idąc tym tropem postulujemy, by polskie władze, zamiast nakładać obowiązek, "zalecały" obywatelom płacenie podatków!
Argumentacja takiego zapisu jest doprawdy imponująca - senator chciał, by brak odblasku nie był wykroczeniem w ruchu drogowym, dzięki czemu - w razie wypadku - nie zachodzi ryzyko "rozłożenia winy". Jeśli więc, w środku nocy kierowca potrąci zakapturzonego, ubranego na czarno pieszego - tak jak do tej pory - sam będzie sobie winny. Wszystko zostanie więc po staremu, włączając w to niemal 1 200 ofiar śmiertelnych, które wprawdzie giną, ale w ostatniej drodze nie towarzyszy im przynajmniej poczucie współwiny za zaistniałą sytuację.
Ostatecznie senatorowie przyjęli obie proponowane poprawki. Za było aż 82, od głosu wstrzymało się jedynie pięciu. Efekt jest więc taki, że obowiązku noszenia odblasków nie będzie, a "zalecenie" ich używania obowiązywać ma jedynie na drogach krajowych i wojewódzkich. Zmiany, które w większy sposób wypaczałyby sens pierwotnego pomysłu trudno sobie wyobrazić. Gdyby posłowie wymyśli samochód, senatorowie najpewniej kazaliby im odkręcić koła.
Teraz przegłosowanymi przez Senat poprawkami, zajmie się Sejm, nie ma więc szans na szybkie wprowadzenie w życie nowych przepisów, co - w ich najnowszym kształcie - nie ma jednak zupełnie żadnego znaczenia.
Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że dla wielu rodaków senatorowie Martynowski i Abgarowicz stali się właśnie narodowymi bohaterami wybawiającymi ich od konieczności zakupienia odblaskowej opaski za trzy złote. Osobom tym chcielibyśmy jednak przypomnieć, że w myśl obowiązujących przepisów - poza obszarem zabudowanym - po drogach jednojezdniowych jeździć można z prędkością 90 km/h.
Nawet jeśli kierowca dysponuje rewelacyjnym oświetleniem i jedzie zdecydowanie wolniej, ubrany na czarno pieszy widoczny jest z odległości 20-30 metrów. Oznacza to, że jadąc 70 km/h (czyli o 20 km/h wolniej niż można!), od zauważenia pieszego do jego potrącenia kierowca ma na reakcję jedynie sekundę! Nie trzeba chyba przypominać, że za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym kierowcy grozić może nawet kara pozbawienia wolności.
Jeśli jednak pieszy wyposażony jest w element odblaskowy, odbijający światła samochodu, kierowca spostrzeże go już z odległości 150-200 metrów.
Niestety, po raz kolejny, nad zdrowym rozsądkiem zwyciężyła chęć przypodobania się wyborcom. Senatorowie argumentowali bowiem, że nowe przepisy byłyby "trudne do wyegzekwowania". Problem w tym, że "trudne do wyegzekwowania" są też np. ograniczenia prędkości, a mimo tego - z oporami, ale jednak - dwadzieścia milionów polskich kierowców musi się do nich stosować. Pro publico bono. I co ciekawe, nikt nie ma oporów, by w razie wypadku obarczać kierowcę odpowiedzialnością za niedostosowanie prędkości do warunków jazdy...