Stop ograniczaniu prędkości!
Szlag mnie trafił. Cała prasa znów postanowiła zająć się propagandą ograniczania prędkości samochodów.
Jesteśmy na drugim miejscu w Europie pod względem liczby ofiar śmiertelnych wypadków samochodowych w stosunku do liczby mieszkańców. I nasza droga policja pospieszyła z analizą , że przyczyną większości wypadków jest nadmierna prędkość. Mylą się nasze drogie "misiaczki". Nie większości, a wszystkich!!! Przy prędkości 0 km/h nie będzie wypadków.
Zmierzamy do tego celu szybko i skutecznie. Pamiętam jeszcze, jak pod koniec lat 60. podróżowaliśmy z rodzicami i wujostwem nad morze. W rakiecie marki Wartburg można było rozpędzić się do kosmicznej prędkości 120 km/h, a i to ryzykując rozpadnięcie się samochodu. "Stówa" była prędkością kosmiczną.
Było nawet dzieło jakiegoś czeskiego pisarza, przeznaczone dla dzieci, o fascynującym tytule "Oktawia leci setką", gdzie dowodzono, iż przy takiej prędkości przydrożne drzewa zlewają się w jedną zieloną ścianę. Tymczasem, kiedy ojciec obliczał czas podróży nad morze czy w góry (obojętne), przyjmował średnią 70 km/h za podstawę obliczeń. Jedyny wyjątek czynił dla trasy Kraków - Zakopane, gdzie dawał ledwie 60. I marnym samochodem, po wąskich drogach, z dzieciakiem siusiającym lub żądającym postoju dla sobie tylko znanych celów, bez wysiłku taką średnią się osiągało.
Teraz, aby dotrzeć z Warszawy do Wrocławia ze średnią prędkością 70 km/h, należy jechać gdzie się da 180, spalić hamulce na fotoradarach, a i to osiągnięcie tak oszałamiającej średniej będzie trudne. W przypadku kierowcy - legalisty, przestrzegającego przepisów prędkość, średnia na głównych trasach w wakacyjnym natężeniu ruchu nie ma prawa przekroczyć 40 - 50 km na godzinę.
Błyskotliwa konkluzja panów policjantów i "gdakaczy" (od GDDKiA) od wyjaśniania powodów, dla których niczego zbudować się nie da, i dowodzących, że Polaków ogarnęło zbiorowe szaleństwo prędkości, jest piramidalną brednią znakomicie mieszczącą się w wizji świata zarządzanego przez zgraję urzędasów od fotoradarów, od budowania szykan i wysepek utrudniających bez sensu jazdę.
Zwłaszcza że krajem mającym jeszcze większą "zabijalność" kierowców (i pieszych) okazuje się Litwa. Jeżdżę na północny wschód dość często. I widzę, że Litwini - ze względu na legendarną wredność i złośliwość swojej policji - poruszają się dozwoloną "stówą", a policja poluje dosłownie na każdego, dysponując lepszym od polskiego sprzętem. Sytuacji w Polsce nagminnych, że jedzie się w kolumnie 5 - 7 samochodów, poruszających się z prędkością ok. 150 km/h, na Litwie się w zasadzie nie trafia.
Może więc przyczyny rzezi drogowej są jednak inne.
Niedawno pojawił się w gazetach opis makabrycznego wypadku BMW, które po zderzeniu złamało się na pół. Hmm. Takie wypadki w przyrodzie nie występują - poza przypadkiem, kiedy "beemka" jest sklejona za pomocą szpachli i spawarki z kilku egzemplarzy pogniecionej blachy Made in Germany. Takie produkty rodzimego rzemiosła są nadzwyczaj popularne zarówno na Litwie, jak w Polsce.
Ich odporność w razie wypadku jest nawet nie zerowa, a ujemna, bo szyny czy belki wzmacniające służą w takich produktach do tego, by w razie wypadku wbić się wdzięcznie w klatkę piersiową kierowcy lub pasażera. Do tego pojazdy takie zazwyczaj testują opony typu slick, zrobione z zabytkowej, 10-letniej mieszanki gumowej, a ich zawieszenia i amortyzatory były ostatni raz regulowane kilka lat przed narodzinami kierowcy.
Jakoś nasi dzielni policjanci i urzędnicy nie zadają sobie pytania: kto dopuścił do ruchu rozpadniętą na pół "beemkę", tylko twierdzą, że ... nadmierna prędkość. A siedzieć powinien iść ten łobuz, który z lenistwa głupoty lub łapówkarstwa coś takiego zakwalifikował jako samochód.
Rzecz jasna policjanci nie widzą przyczyny wypadków w tym, że kiedy jest korek na drodze, to udają się na zasłużony obiadek do przydrożnej knajpy, bo nie złapią nikogo na swoje superwideorejestratory. Próba podjęcia wysiłku rozładowania korka to za dużo. A moje niedawne doświadczenie z szosy gdańskiej wskazuje, że wystarczyło pojechać bocznymi drogami, żeby ominąć połowę korka i być trzy razy mniej zmęczonym.
Właśnie - zmęczonym. Polujemy przecież na faceta, który ma 0,25 promila alkoholu (czyli do obiadu przed wyjazdem wypił pół szklanki piwa), ale nie widzimy słaniających się ze zmęczenia przedstawicieli handlowych, spędzających za kółkiem połowę życia. I wykończonych wyprzedzaniem setnego tira i dwudziestego traktora.
Tak można bez końca. Ale obawiam się, że komentatorzy dramatycznej statystyki wypadków drogowych skupią się na żądaniu dodatkowych fotoradarów i patroli policji w wypasionych vectrach. Ton nadają komentatorzy głupawych audycji telewizyjnych typu "uwaga pirat", koncentrujący się na pokazywaniu "zbrodniarzy" pędzących 120 po pustej drodze.
Przejechałem w życiu ponad pół miliona kilometrów. I raz jeden policja zatrzymała mnie za jazdę w terenie zabudowanym z włączonymi światłami przeciwmgielnymi! Ciekawe, czy tabuny osobników oślepiających w nocy źle ustawionymi światłami albo walących po oczach halogenami przeciwmgielnymi są mniejszym zagrożeniem niż ktoś, kto przekracza o 30 km prędkość o 2 w nocy.
Konkludując: powodem wielkiej liczby śmiertelnych wypadków - poza faktem ruszenia samochodu z miejsca - jest dramatyczna jakość techniczna tego, co po Polsce jeździ (litewski przykład tę argumentację bardzo wzmacnia), a następnie - niedostosowanie dróg do natężenia ruchu. A psim obowiązkiem państwa jest budowanie za nasze podatki dróg, a nie ograniczanie ruchu.
I wreszcie: powodem takiej sytuacji jest idiotyzm przepisów, sprawiających, że o ile w Niemczech czy we Włoszech, widząc znak ograniczenia prędkości, zdejmuję nogę z gazu, bo jazda szybsza od ograniczenia może być groźna DLA MNIE, o tyle w Polsce znak wskazuje najczęściej, że za nim jest wygodna zatoczka czy krzaki, w których mogą się zaczaić chłopcy z "suszarką", albo informuje o zamożności władz gminy, która dla poprawy budżetu kupiła sobie fotoradar.
Dosyć tych idiotyzmów. Kierowcy powinni zdobyć się na solidarny ruch oporu wobec koalicji głupków i złodziei, okradających nas przy pomocy durnych przepisów. Powinniśmy solidarnie odmawiać płacenia mandatów za przekroczenie prędkości, żądając w każdym przypadku skierowania sprawy do sądu.
Jeśli pan policjant karze mnie mandatem, to powinien wskazać zagrożenie, jakie stworzyłem. Jeśli nie, to wynocha z krzaków do rozładowania korków. Poza tym należy odebrać prawo do karania mandatami wszystkim strażom miejskim, wiejskim i gminnym.
Nie przyjmuję do wiadomości tezy o zagrożeniu związanym z nadmierną prędkością. Odwróćmy to myślenie. Jako obywatele mamy prawo poruszać się szybko i sprawnie, a państwo - działające za nasze podatki - ma nam to umożliwić. W przeciwnym razie geniusze sejmowi uchwalą za chwilę przepis, że każdy samochód ma mieć wielką naklejkę na masce: "Użycie grozi śmiercią lub kalectwem" i uznają, że sprawa jest załatwiona.