Sprzedam punkty karne. Najchętniej Ukraińcowi

W internecie furorę robi sprzedawanie punktów karnych za wykroczenia drogowe. W sieci powstają strony, które pomagają kierowcom nie zapłacić mandatu i pozbyć się niechcianych punktów karnych. Ostatnio popularna jest akcja "Sprzedaj punkty karne cudzoziemcowi". Najbardziej zainteresowani są obywatele Ukrainy.

Kilka lat temu pisaliśmy o handlu punktami karnymi i o tym, że odpowiednich ogłoszeń w sieci nie brakuje. Cały proceder opiera się na tym, że w przypadku zdjęć z fotoradarów nie zawsze daje się ustalić tożsamość sprawcy wykroczenia. Czasami fotografie są niewyraźne, albo pokazują tył auta. W takiej sytuacji mamy obowiązek wskazać kto w danym momencie prowadził nasz samochód. W internecie zaś nadal nie brakuje osób, które mogłyby przysiąc, że to właśnie im pożyczyłeś tego feralnego dnia auto.

Reklama

"Podobno jak niedawno jechałem Twoim samochodem to uwieczniono to na zdjęciu i będziesz ukarany moimi punktami karnymi. Myślę że się dogadamy. Brunet. W okularach. Bez zarostu. 30 lat. 176 cm wzrostu." - to przykład jednego z anonsów, jakie znaleźliśmy na popularnym portalu ogłoszeniowym. Niektóre z nich przypominają trochę ogłoszenia z serwisu towarzyskiego, ale nie bez powodu. W przypadku, gdy na zdjęciu widoczny jest kierowca, wiele osób poszukuje swojego "sobowtóra".

Co ciekawe, w większości przypadków treść anonsu jest bardzo jednoznaczna - "Przyjmę punkty karne. Max 20 pkt. 1 punkt = 150zł. Do negocjacji. Lokalizacja: warmińsko-mazurskie". Ponadto znajdziemy w nich nie tylko adresy e-mail, ale nawet numery telefonów. Najwyraźniej osoby proponujące tego typu usługi czują się zupełnie bezkarne.

W sieci powstają  strony, które pomagają kierowcom nie zapłacić mandatu i pozbyć się niechcianych punktów karnych. Ostatnio popularna jest akcja "Sprzedaj punkty karne cudzoziemcowi". Najbardziej zainteresowani są obywatele Ukrainy  - informuje "Rzeczpospolita"

Właściciel auta za niewielkie pieniądze może się pozbyć problemu. Za jeden punkt płaci od 20 do 30 złotych. Na wezwanie Inspekcji Transportu Drogowego lub straży miejskiej wskazuje dane zagranicznego kierowcy. Dalej martwi się już obcokrajowiec, którego dane dostali urzędnicy. Pod warunkiem, że polskie organy ścigania go namierzą i wyegzekwują karę. A to nie jest proste - czytamy w artykule.

Zainteresowanych handlem punktami nie brakuje. Co tydzień na portalach rejestruje się średnio 800 tys. osób. Handlujący działają też na Facebooku.       


INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy