Śmietnikowa broń policji

Kilka dni temu na łamach naszego serwisu poruszyliśmy problem policji, która urządza sobie polowania na kierowców.

Kolejny dowód na potwierdzenie tej tezy przyszedł z Lublina. Otóż niedawno zakończył się tam remont jednej z ulic. Nowa, gładka nawierzchnia, dwa pasy, szerokie pobocze, bariery energochłonne i... ograniczenie do 50 km/h. Oczywiście lokalna drogówka uznała, że w weekendowe dni nie ma bardziej niebezpiecznego miejsca w całym Lublinie i... nie, wcale nie pojawił się tam patrol z radarem.

Funkcjonariusze, prowadząc działania, których celem jest oczywiście zwiększenie bezpieczeństwa ruchu drogowego, ustawili na poboczu fotoradar. Tyle tylko, że schowali go... w pojemniku na śmieci!

Efekt był porażający. Przez dwa dni "fotograf" wykonał 1300 zdjęć, a większość udokumentowała przekroczenia prędkości o 30 do 50 km/h.

Reklama

W jaki sposób chowanie radaru w śmietniku zwiększa poziom bezpieczeństwa na drogach? Sami nie potrafiliśmy znaleźć odpowiedzi na to pytanie, więc skontaktowaliśmy się z lubelską policją.

- Umieszczanie fotoradaru w ten sposób nie jest niezgodne z prawem - tłumaczy INTERIA.PL mł. asp. Arkadiusz Arciszewski z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. - Rozporządzenie komendanta głównego mówi jedynie, że widoczni muszą być funkcjonariusze wykonujący pracę na drodze, czyli ręcznie kontrolujący prędkość.

- Nowa droga, z nowym, równym asfaltem nie upoważnia kierowców do łamania przepisów - dodaje aspirant Arciszewski, który jednocześnie stwierdza, że policja nie będzie wnioskowała o podniesienie ograniczenia prędkości w tym miejscu, gdyż taka decyzja leży w gestii zarządcy drogi.

A dlaczego postawiono zamaskowany fotoradar zamiast radiowozu lub tablicy ostrzegającej przed kontrolą radarową? - Bo po minięciu radiowozu kierowcy znów by przyspieszyli - wyjaśnia policjant, pomijając fakt, że wobec ukrytego fotoradaru nawet nie zwolnili.

Pechowi "piraci", którym zdarzyło się w weekend przejechać ulicą Spółdzielczości Pracy w Lublinie z prędkością np. 70 km/h jeszcze długo nie będą wiedzieć, czy ich wyczyny zostały uwiecznione na fotografii. Policjanci muszą teraz zdjęcia "obrobić", czyli m.in. ustalić właścicieli samochodów. Aspirant Arciszewski nie potrafił powiedzieć, ile na to będzie potrzeba czasu.

Pomysły z ukrywaniem fotoradaru nie są wymysłem lubelskiej drogówki. Pisaliśmy już m.in. o tym, że funkcjonariusze z Chełma i Krasnegostawu robili zdjęcie z paki starego żuka, a drogówka z Bytowa obłożyła fotoradar siatką maskującą. Ze śmietnika korzystała również warszawska straż miejska...

Czy "śmieciowe" maskowanie będzie szerzej wykorzystywanie w Lublinie? Wygląda na to, że nie. - Musimy przeanalizować obecną sytuację i zastanowimy się, czy wykorzystamy jeszcze tę metodę - tajemniczo mówi Arciszewski.

Dodajmy, że skutkiem ubocznym walki o bezpieczeństwo kierowców, jest dodatkowy dochód miasta Lublin. Fotografie będą wycenione na kwoty średnio od 300 do 500 zł, co razem daje przynajmniej 400 tysięcy zł. Nieźle, jak na dwa dni...

A swoją drogą, ciekawe czy komuś udało się przejechać koło lubelskiego fotoradaru zgodnie z przepisami.

Zobacz, jak wygląda sytuacja na drogach w całej Polsce.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: funkcjonariusze | fotoradar | Lublin | broń | policja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy