Przydrożne krzyże: usuwać czy nie?
Niektórzy zarządcy dróg chcą usuwać przydrożne krzyże, ustawiane dla upamiętnienia ofiar wypadków.
Argumentują, że to samowole budowlane, bo na wszystko, co znajduje się w pasie drogowym, trzeba uzyskać zezwolenie, o które stawiający krzyże nawet się nie starają. Ponadto, ich zdaniem, ołtarzyki i inne podobne obiekty rozpraszają uwagę kierowców i zagrażają bezpieczeństwu ruchu.
Sprawa nie jest jednoznaczna. Rzeczywiście, prawo to prawo i zgodnie z jego literą przydrożne miejsca pamięci powinny być traktowane tak samo, jak choćby tablice reklamowe. Jeżeli nie przeciwstawimy się zwyczajowi upamiętniania w ten sposób osób, które straciły życie na drogach, wówczas, zważywszy na liczbę wypadków, za kilkanaście lat będziemy jeździli w szpalerach krzyży i płonących zniczy, co z pewnością nie uprzyjemni podróży samochodem.
Z drugiej strony, krzyż w polskiej kulturze i tradycji odgrywa szczególną rolę. Przy wielu traktach od wieków spotykamy kapliczki, niebezpieczniejsze od prowizorycznych krzyży, gdyż często solidne, murowane. I nikt nie nawołuje, aby je usuwać. A co do odwracania uwagi kierowców... Na pewno gorsze są pod tym względem kolorowe reklamy, od których aż roją się ulice w naszych miastach. Widok krzyża co najwyżej może przypominać o kruchości życia i skłaniać do zdjęcia nogi z gazu. Skuteczniej niż tablice z oznaczeniami "czarnych punktów". A o to przecież chyba chodzi.
Co zatem robić? Najrozsądniejszym rozwiązaniem wydaje się zaakceptowanie ustawiania krzyży, bez konieczności występowania o jakąkolwiek zgodę, ale przy zachowaniu odpowiednich warunków: materiału, z którego są wykonane, wysokości, odległości od jezdni, sposobu osadzenia itp.
A najlepiej, gdyby nie było żadnego powodu, aby je przy drogach umieszczać...