Przejaw urzędniczej głupoty
Polska należy do jednego z nielicznych państw, w których inżynierowi ruchu i urzędnicy kierują się zasadą maksymalnego utrudnienia ruchu kierowcom.
Ich schemat działania i myślenie jest proste, oto jego typowy przykład: zamiast wybudować kładkę dla pieszych nad drogą, wybudujemy wysepki na środku jezdni, dokładając nieoświetlone słupki.
Przykłady takiego postępowania można mnożyć, my podamy tylko kilka.
Na mazowieckich odcinkach dróg 7 i 10, na środku jezdni przed wysepkami oznakowanymi świecącymi znakami ustawiono nieoświetlone, około półmetrowe słupki.
Po ciemku stają się one kompletnie niewidoczne, skutkiem czego kierowcy w nie wjeżdżają niszcząc zarówno słupki (to jeszcze pół biedy), jak i własne samochody.
Słupki stoją zaledwie kilka tygodni, a już spora ich część została połamana przez kierowców. Co ciekawe, według zapewnień urzędników, słupki miały się... giąć a nie łamać.
Mazowiecki oddział GDDKiA za 200 sztuk słupków zapłacił 50 tysięcy złotych. Ktoś te wyrzucone pieniądze powinien zwrócić z własnej kieszeni, a sprawą powinien zająć się prokurator, gdyż jest to "oczywiste" narażanie zdrowia i mienia właścicieli samochodów.
Kierowcy, z którymi rozmawiał reporter RMF FM nie mają wątpliwości: Ktoś miał gdzieś jakiś układ, dał pomysł. Ktoś inny też miał układ i zatwierdził to rozwiązanie.
Do podobnych wniosków można dojść za każdym razem, gdy człowiek wsiada za kierownicę...