Nowy sposób na szaleńców za kierownicą
Na łamach naszego serwisu toczy się dyskusja na temat bezpieczeństwa na polskich drogach.
Dziś publikujemy kolejny głos jednego z czytelników. Proponuje on, by w bardzo drastycznych przypadkach z miejsca odbierać kierowcom prawo jazdy na pewien czas.
Oto list naszego czytelnika:
"Chcę napisać kilka uwag o (ewentualnej) potrzebie zmiany przepisów, a raczej praktyki ich stosowania.
Chodzi o przepisy prawa o ruchu drogowym oraz kodeksu wykroczeń i rozporządzenia "punktowego".
Widziałem fragment programu "Drogówka" (bądź coś w okolicach tego tytułu) w jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych. "Bohaterem" tego fragmentu był kierowca, który na zwykłej drodze w okolicach Słubic jechał z prędkością 174 km/h (na ograniczeniu do 90 km/h). Robił tzw. zameczek, od czasu do czasu wjeżdżając na swój pas.
Do rzeczy. Od panów policjantów dostał raptem 10 punktów, 500 zł za przekroczenie prędkości i 200 zł za niesygnalizowanie wyprzedzania. Tych 700 zł (sądząc po aucie, którym jechał) nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia. A punkty??? Cóż, można iść do WORD, zapłacić, odsiedzieć swoje i mieć ich o (chyba?) 3 mniej.
Zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej by w takich sytuacjach policjanci kierowali do sądów wnioski o czasowe (powiedzmy na miesiąc) odebranie prawa jazdy?
Żeby nie było, że jestem zwolennikiem zaostrzania kar, ponieważ tak nie jest. Też jestem kierowcą i nie oręduję za bezmyślnym zaostrzaniem kar, wręcz przeciwnie.
Uważam, że lepiej byłoby w takiej sytuacji na miesiąc odebrać prawo prowadzenia pojazdów, niż pozwolić, by kierowca "ciułał" swoje punkciki i dopiero wówczas uziemiać go skutecznie i wysyłać na egzamin. Egzamin, który wiemy jak wygląda i jak niewiele ma wspólnego z rzeczywistymi umiejętnościami.
Można by odbierać na powiedzmy miesiąc (krócej lub dłużej) prawo jazdy, a po tym czasie oddawać je bez konieczności zdawania egzaminu. Myślę, że taki system skuteczniej leczyłby z gorączki tych najbardziej rozgorączkowanych.
Nie twierdzę, że zawsze jeżdżę zgodnie z przepisami (byłoby to niebezpieczne i dla mnie i dla innych), ale gdy widzę szaleńca, który po zwykłej drodze jedzie 140 km/h na godzinę, to z chęcią wysłałbym takiego... na spotkanie z kombajnem zbożowym (swego czasu widziałem zdjęcia na Interii z takiego wypadku).
A gdyby taki pacjent pojeździł przez miesiąc PKS-em lub innym MZK może wówczas doceniłby to, co ma..."
Co sądzicie o pomyśle naszego czytelnika? Może faktycznie warto wprowadzić takie rozwiązania prawne?