Nasila się konflikt pomiędzy rowerzystami a kierowcami

Kierowcy samochodów - motocykliści (którzy, jak wiadomo, "są wszędzie"), rowerzyści - piesi, rowerzyści - kierowcy, kierowcy - piesi, hulajnogiści - cała reszta... Drogi są pełne sprzeczności postaw, punktów widzenia, zachowań i oczekiwań ich użytkowników. Ostatnio jednak bodaj najbardziej zaostrza się konflikt pomiędzy dwiema spośród wyżej wymienionych grup, cyklistów i kierowców samochodów, czego najjaskrawszymi przejawami były potrącenie dwóch jadących na trening kolarek górskich w Wilkowicach oraz niedawny incydent na szosie w okolicach miejscowości Frydman.

18-letni kierowca, dopiero od trzech miesięcy mający prawo jazdy, z premedytacją zaatakował (chyba to jest najwłaściwsze w tej sytuacji słowo) tam parę rowerzystów. Mężczyznę zepchnął z drogi i spowodował, że towarzysząca mu kobieta uderzyła w tył auta. Zdarzenie zostało zarejestrowane przez kamerkę w jadącym z tyłu samochodzie.

Nagranie robi wstrząsające wrażenie. Trudno nie zadać sobie pytania o przyczyny bulwersującego zachowania młodego kierowcy. Zwykła bezmyślność? Chęć, jak sugerowały niektóre media, popisania się przed rówieśnikami, jadącymi z nastoletnim nowotarżaninem? Przejaw coraz bardziej panoszącej się w naszym życiu niczym nieuzasadnionej agresji? Efekt wychowania na grach komputerowych, gdzie zawsze możemy liczyć na kolejne życie i odwrócenie niekorzystnego biegu wydarzeń?

Właściciele samochodów zamartwiają się każdą rysą na nadwoziu, tymczasem kierowca renault najwyraźniej zupełnie nie przejmował się ryzykiem uszkodzenia auta w zetknięciu z rowerami. Dlaczego? A czy nie zdawał sobie sprawy z innych, znacznie poważniejszych konsekwencji swojego czynu? Jak będzie miał szczęście, skończy się na odebraniu uprawnień do prowadzenia pojazdów i zarzucie spowodowania wypadku drogowego, choć mówi się, że chłopak może zostać oskarżony o usiłowanie zabójstwa.

Kierowcy samochodów są uznawani na najsilniejszą grupę użytkowników dróg. Dlatego to ich obarcza się odpowiedzialnością za wszelkie nieszczęścia, wynikające z konfrontacji z rowerzystami. Co nie znaczy, że ci ostatni są absolutnie bezgrzeszni. Uważając się zapewne za nietykalnych i nieśmiertelnych nie zważają zupełnie na otoczenie. Wykonują zaskakujące, w żaden sposób nie sygnalizowane manewry. Wbrew przepisom przejeżdżają przez przejścia dla pieszych. Lekceważą sygnalizację świetlną. Lubią jeździć obok siebie, nawet tam, gdzie jest to niebezpieczne...

Kierowcy irytują się również z innych powodów, nie zawinionych przez samych cyklistów.

- Przepisy wymagają, by przy wyprzedzaniu rowerzysty zachować od niego odległość co najmniej metra. Często nie da się tego zrobić nie przekraczając linii ciągłej na środku jezdni - mówi jeden z nich. - Czy to oznacza, że mam się wlec za takim gościem przez całe kilometry? Zwłaszcza, gdy porusza się on, bo przecież może, z prędkością pieszego? W dodatku jedzie pół metra od skraju drogi, by ominąć dziury i studzienki kanalizacyjne. Na niektórych ulicach biegnące ich środkiem torowiska tramwajowe zostały oddzielone od pozostałej części jezdni wysokimi ogranicznikami. W takich miejscach, choćbym chciał,  nie mam fizycznej możliwości, by wyprzedzić zawalidrogę. Trudno się więc chyba dziwić, że się na niego wku... rzam. Chociaż wiem, że taka sytuacja to nie jego wina.          

Niedawno postulowaliśmy weryfikowanie znajomości przepisów ruchu drogowego u rowerzystów, wprowadzenie obowiązku wykupywania przez nich ubezpieczenia OC i rejestrowania rowerów. Warto byłoby dodać do tego jeszcze dwa wnioski - o wyposażanie jednośladów w lusterka wsteczne i zakaz jazdy ze słuchawkami na uszach. Choć i tak najważniejsza będzie ogólna kultura, empatia wobec bliźnich i zdrowy rozsądek. A tego nie wymusi się żadnymi regulacjami prawnymi.

 

INTERIA.PL
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy