Miasta stają się czerwone. Wszystko dla rowerzystów
Pandemia przypomniała, jak ważną rolę w polszczyźnie odgrywają określenia zaczerpnięte z terminologii militarnej. Z koronowirusem zatem walczymy, toczymy z nim batalię, wypowiedzieliśmy mu wojnę, wytoczyliśmy przeciwko niemu najcięższe działa itp. Szczególnego znaczenia nabrało słowo "tarcza". Najsłynniejsza jest oczywiście ta antykryzysowa. Swojej tarczy, choć zupełnie innego rodzaju, dorobił się również Kraków. Jest to Krakowska Tarcza dla Mobilności. Chodzi o to, jak czytamy, by w obecnych czasach "silniej wesprzeć pieszych i rowerzystów". Czyim kosztem? Zgadliście - zmotoryzowanych.
Strefa płatnego postoju, chociaż zajmuje coraz większy obszar miasta, a nie tak dawno drastycznie podniesiono obowiązujące w niej opłaty, nie ma szans na pomieszczenie wszystkich poszukujących miejsca do zaparkowania samochodów. Kompletnie niewydolna, ze względu na przepisy sanitarne i wymuszone oszczędnościami zmniejszenie częstotliwości kursowania, stała się komunikacja publiczna. W Krakowie w ruchu jest średnio 128 tramwajów z 240 dostępnych, a spośród 30 tys. nominalnie dostępnych miejsc aż 26 tys. jeździ pustych. W tej sytuacji władze miasta chcą zachęcić mieszkańców, by częściej zaczęli poruszać się pieszo lub korzystać rowerów. Temu właśnie ma służyć wspomniana Tarcza dla Mobilności.
W przypadku pieszych celem jest nie tylko ich wygoda, ale także, jak czytamy w opracowaniu pt. "Mobilność w Krakowie 2020", pomoc lokalnemu biznesowi - konieczność urządzania "większych ogródków gastronomicznych na chodnikach", czy zapewnienia "przestrzeni na kolejki do sklepów i obiektów usługowych". Chodzi też o zdrowie. Wiele chodników jest zbyt wąskich, by umożliwić zachowanie przechodniom nakazanego dystansu społecznego, więc trzeba je poszerzać (aż strach pomyśleć co by było, gdyby owa ustalona przez epidemiologów bezpieczna odległość wynosiła nie dwa, lecz, powiedzmy, trzy metry) oraz "oddać pieszym jezdnie", na początek przynajmniej niektóre.
A co z cyklistami? Cóż, dotychczas samorządy w Polsce (z chlubnymi wyjątkami) nie specjalnie paliły się do budowy dróg rowerowych z prawdziwego zdarzenia. Dużo się o nich mówiło, śmiało planowało, ale niewiele robiło. Znaczniej łatwiej było namalować linie, wytyczając na ulicach przeznaczone dla rowerów tzw. kontrapasy lub dzieląc chodniki na dwie części - dla piechurów i dla jednośladów. Teraz ma się to zmienić. Znaczy linie nadal będą malowane, ale z większym rozmachem i tylko na jezdniach.
Krakowska Tarcza dla Mobilności zakłada, że powstaną "tymczasowe drogi dla rowerów na pasach ruchu dla samochodów, które ze względu na mniejsze natężenie ruchu są obecnie niepotrzebne". Zdaniem projektodawców, takie niepotrzebne pasy ruchu znajdują się m.in na ulicach ul. Grzegórzeckiej, Wielopole, Dietla, Bernardyńskiej, Westerplatte, św. Gertrudy, Nowohuckiej, Pilotów. Zwężony dla samochodów zostanie Most Grunwaldzki, który przekształci się, jak to nazwano, w "lejek ruchu rowerowego".
Ponadto przewidziano "wdrożenie tzw. sektorowej organizacji ruchu, która umożliwia dojazd samochodem pod każdy dom, sklep czy restaurację, ale nie pozwala skracać drogi przez centrum". Nie wiadomo, jak to będzie wyglądać w praktyce, ale zmotoryzowani już czują się zaniepokojeni.
Jak zapowiedź powyższych zmian przyjmują mieszkańcy? Trzeba przyznać, że w internecie jest wiele opinii pozytywnych. Zdaniem chwalących to dobrze, że krakowski magistrat zaczął wreszcie brać przykład z licznych metropolii zachodnioeuropejskich i wdrażanej przez nie antysamochodowej polityki komunikacyjnej. Nie brakuje jednak także głosów krytycznych. Przykłady? Proszę bardzo....
"Ja mam pytanie, z jakiego podatku idą fundusze na budowę dróg? Bo o ile się nie mylę, znaczna część z tzw. podatku drogowego, który jest w cenie paliwa. Jak rowerzyści i piesi zaczną płacić np. "łańcuchowe" i "butowe", to niech z tego budują sobie ścieżki i chodniki."
"Trzeba dużo propagandy, by ludzie uwierzyli, że likwidacja prywatnego transportu za pomocą zbójeckich opłat za parkowanie i likwidacji miejsc parkingowych jest dla ich dobra."
"Dietla staje się martwą ulicą. Handel upada, mieszkańcy się wyprowadzają. Przypuszczam, że konsultacje w tej sprawie były robione z 18-latkiem z dredami w lajkrach poruszającym się "kolażówką" w koszulce che gevary. Bo mieszkańców, przedsiębiorców raczej się nikt nie zapytał."
Krakowska Tarcza dla Mobilności. Ciekawe, czy śladem Krakowa podążą władze innych polskich miast...