Mandat zimową porą. O tym nie wiedziałeś!

Zima zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nią, oprócz śniegu, czekają nas... mandaty.

Jest wiele wykroczeń, za które można otrzymać mandat i punkty karne o każdej porze roku, ale są takie przewinienia, za które możemy zostać ukarani głównie zimą. Warto mieć to na uwadze i nie narażać swojego portfela na straty.

Kulig? Tak, ale nie za autem!

Zorganizowanie kuligu jest świetnym pomysłem, ale należy go zaplanować z głową. W przeciwnym razie, zamiast świetnej zabawy, może dojść do tragedii.

Przywiązywanie sanek do samochodu, ciągnika czy quada, mimo ryzyka, jakie ze sobą niesie, jest nadal przez niektórych praktykowane. Kulig za samochodem może spowodować zagrożenie na drodze dla wszystkich uczestników ruchu - zarówno saneczkarzy, pieszych jak i innych kierowców.

Reklama

Osoby znajdujące się na sankach mogą np. wjechać nagle na przeciwległy pas ruchu, ewentualnie jakiś kierowca może nie zdążyć zahamować na oblodzonej nawierzchni i potrąci saneczkarzy. Tego typu kulig jest niezgodny z przepisami i można za jego zorganizowanie otrzymać mandat nawet do 500 zł oraz - od tego roku, zgodnie z najnowszym taryfikatorem - można "zarobić" 5 punktów karnych.

Samochód jak śniegowy bałwan

Jeśli przemieszczasz się samochodem, który przypomina bałwana, również możesz liczyć się z otrzymaniem mandatu. Zgodnie z art. 66 Ustawy prawo o ruchu drogowym, pojazd, który uczestniczy w ruchu, ma być tak wyposażony i utrzymany, aby korzystanie z niego nie zagrażało bezpieczeństwu osób nim jadących lub innych uczestników ruchu, nie naruszało porządku ruchu na drodze i nie narażało kogokolwiek na szkodę.

- Kierowca musi mieć w pojeździe zapewnione odpowiedni pole widzenia oraz wygodne i pewne posługiwanie się urządzeniami do hamowania, kierowania, sygnalizacji i oświetlania drogi. Nie jest więc, co prawda, powiedziane wprost, że za zaśnieżone auto dostaniemy mandat, ale zalegający tu i ówdzie śnieg może naruszać ten przepis, a za to grozi kara w wysokości od 20 do 500 zł - mówi Agnieszka Kaźmierczak, operator systemu Yanosik. - Trzeba zadbać więc o to, aby szyby nie były zaszronione, reflektory brudne, a dach przykryty śniegiem. Śnieg przy hamowaniu może nagle osunąć się na przednią szybę, a przy dużych prędkościach może zostać zwiany na szybę samochodu jadącego za nami - dodaje.

Nie szarżuj z silnikiem

Kierowca może otrzymać 100 zł mandatu, jeśli pozwoli sobie na zbyt długi postój z włączonym silnikiem. Konkretniej: zabroniony jest taki postój na terenie zabudowanym, niewynikający z przepisów ruchu drogowego, trwający więcej niż jedną minutę.

Jeśli w międzyczasie odgarniamy śnieg z naszego auta, a włączony silnik ma nam w tym pomóc, to jest to uzasadnione. Gorzej, jeśli zbyt długo siedzimy w aucie, chcąc się ogrzać, albo oddalamy się od niego. Policjant może nas wówczas ukarać zgodnie z art. 60 kodeksu drogowego. W myśl tego przepisu, kierowca nie może oddalać się od pojazdu, którego silnik jest w ruchu. Nie może także powodować uciążliwości związanych z nadmierną emisją dwutlenku węgla lub hałasem. Przepis zabrania także pozostawiania auta z włączonym silnikiem w obrębie obszaru zabudowanego.

Opony nie takie jak trzeba?

Polscy kierowcy nie muszą się jeszcze obawiać mandatu spowodowanego brakiem zimowych opon, ale wszystko wskazuje na to, że przepis nakazujący wymianę opon zostanie wprowadzony w przyszłym roku. Okres objęty nakazem miałby trwać od 1 listopada do połowy marca, a opony miałyby odznaczać się grubością bieżnika minimum 4 mm.

Niedostosowanie się do przepisu skutkowałoby 500-złotowym mandatem, utratą dowodu rejestracyjnego i odholowaniem auta na policyjny parking. Obecnie, ponieważ taki przepis jeszcze nie obowiązuje, opony zimowe zazwyczaj zmieniane są przez kierowców niezależnie od kalendarza, za to zależnie do temperatury - gdy na dobre spada ona poniżej 7 stopni.

- Brak zimowek póki co nie owocuje mandatem, ale trzeba mieć na uwadze fakt, że policja może skontrolować stan opon, czyli grubość bieżnika, a jeżeli ta nie spełni wymogów (będzie mniejsza niż 1,6 mm - przyp. red.), możemy pożegnać się z dowodem rejestracyjnym i kwotą od 20 do nawet 500 zł - wyjaśnia Agnieszka Kaźmierczak.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy