Korki sponsorowane?

W powszechnej opinii sygnalizacja drogowa powinna zwiększać bezpieczeństwo oraz płynność ruchu.

O ile jednak w kwestii bezpieczeństwa trudno światłom coś zarzucić (no chyba, że komuś porywisty wiatr zrzuci sygnalizator na głowę), to już z upłynnianiem ruchu jest bardzo różnie.

Przekonuje o tym list jednego z naszych czytelników:

"Dorobiliśmy się nowej, świeckiej tradycji: korków sponsorowanych. Na czym to polega? Sprawa jest dosyć prosta. Wystarczy zostać sponsorem sygnalizacji świetlnej w mieście, a Miejski Inżynier Ruchu w zamian tak przeorganizuje ruch, żeby dojazd do miejsca wyznaczonego przez sponsora był szybszy i wygodniejszy. Co z pozostałymi użytkownikami dróg? A kto by się nimi przejmował!

Reklama

Brzmi jak powieść sience fiction? Być może, ale od kilku dni w Tarnowie pomysły rodem z zakładu zamkniętego stają się rzeczywistością.

Zaczęło się od tego, że na jednym ze skrzyżowań zaczęto montować sygnalizację. Od razu rozgorzała dyskusja na lokalnym forum nad sensownością takiego posunięcia, ponieważ w tamtym miejscu ruch z ulic podporządkowanych jest niewielki. Sugerowano, że sprawa może mieć jakieś drugie dno, że może jakieś ulice będą przebudowywane i dlatego stawiają światła.

Niestety - sprawa ma drugie dno, ale takie, którego nikt się nie spodziewał. W dniu, kiedy światła miały rozpocząć pracę, na oficjalnej stronie miasta Tarnowa pojawił się komunikat, w którym m.in. czytamy o superinteligentnej sygnalizacji, oraz, uwaga!, że: "Sygnalizacja kosztowała 200 tysięcy złotych, zapłaciła za to jedna ze spółek. W ramach zmian komunikacyjnych zamieniony został dojazd do tej firmy".

Ani słowa o tym, że ruch będzie sprawniejszy! Światła zostały postawione przez sponsora i DLA sponsora, aby do tej jednej firmy dojazd był łatwiejszy!

Na drugi dzień (sobota, to ważne), jeden z forumowiczów stwierdził empirycznie, na czym polega superinteligencja świateł i jak wygląda ruch w tamtym rejonie. 'Koło godziny 11 jechałem od ul. Lwowskiej i za wiaduktem pod Urzędem Stanu cywilnego stanąłem w korku. Myślę sobie - czasami rzeczywiście aż dotąd korek sięgał, ale to w dni powszednie w godzinach szczytu, a nie w weekend. Szybko sobie wytłumaczyłem, że to albo jakaś stłuczka albo może coś "pomarańczowi" remontują.

Dopiero po 27 (!) minutach przekonałem się, że nie! To działają światła na Narutowicza! Wszyscy, od salonu Skody na Gumniskiej, od kościoła Św Trójcy na Tuchowskiej stoją i czekają w korku, bo piesi (jak to piesi i nie ma co im się dziwić) ciągle wciskają przycisk, aby przejść przez Narutowicza."

Dla porównania w dzień powszedni, przed wprowadzeniem świateł sponsorowanych ten sam odcinek można były przejechać w 10-15 minut w szczycie.

Nasuwa się wiele pytań, ale jedno podstawowe. Czy zadaniem Miejskiego Inżyniera Ruchu jest dbanie sponsorów, czy o dobro wszystkich użytkowników dróg? W tym przypadku wygląda na to, że interes jednej spółki został przedłożony ponad interesy mieszkańców."

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bezpieczeństwo | dojazd | sygnalizacja | światła | korki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama