Jeżdżę 140 km/h, bo 170 to za szybko
Duże wzburzenie i wielką dyskusję wywołała publikacja na naszych łamach listu jednego z czytelników, który bez ogródek przyznał, że notorycznie łamie przepisy. To TUTAJ.
W swojej ocenie podzieliliście się niemal równo. Część osób wskazywała, że niebezpieczeństwo na drodze wcale nie leży w prędkości, inni zwyzywali naszego czytelnika od najgorszych...
Dzisiaj ów "wariat drogowy" odpowiada jednym i drugim:
"Parę dni temu napisałem do serwisu "Motoryzacja" w Interii list "Jestem wariatem drogowym". Zaskoczyła mnie liczba komentarzy, ale jeszcze bardziej treść wielu z nich. Ale po kolei:
Przede wszystkim był to list, a nie, jak niektórzy sugerowali, artykuł - nie jestem w żaden sposób powiązany z portalem Interia i nie pisałem na zamówienie, ale z czystej chęci wypowiedzenia się na temat, który poruszono już wcześniej (ale jeśli mój styl się spodobał, to możemy o współpracy pogadać ;-) ).
Nie pisałem też ani żeby się pochwalić, ani żeby się pożalić, a jedynie żeby zwrócić uwagę, że problem tkwi NIE TYLKO tam, gdzie pokazuje go PZU w swej kampanii, ale również, a może przede wszystkim, gdzie indziej. I że intencje PZU pewnie wcale nie są takie czyste. Przy okazji brawa dla tych nielicznych, którzy to zauważyli.
W trakcie lektury Waszych komentarzy (nie przeczytałem wszystkich, bo było ich zbyt wiele) z przykrością zauważyłem, że potwierdza się kolejna smutna statystyka: prawie połowa Polaków nie rozumie tego, co czyta.
W większości wypowiedzi (prawie we wszystkich negatywnych, ale też w części pozytywnych) opieraliście swoje opinie na stereotypach i własnych domysłach. Pełno tam było stwierdzeń typu: na pewno, zakładam, myślę że, pewnie jesteś itp. Wymyśliliście sobie, że kobieta na rowerze była starsza, mężczyźni na drodze - pijani, a właściwie, to że nawet stali na poboczu, że gość, który wymusił pierwszeństwo jechał polonezem, że uważam się za super kierowcę, a innych mam za nic, że jeżdżę oklejonym CC i Mesiem (pewnie naraz) i to 120/140 CAŁY CZAS, RÓWNIEŻ PO TERENIE ZABUDOWANYM, że wyprzedzam kolumny (ostatnio - kolumna Zygmunta, Zygmunt się popłakał), że mam kompleksy a nawet małego "ptaka". Aha, i koniecznie kratkę. Ślicznie - chyba nawet wiem, kto ponosi za to winę - w końcu w podstawówkach tak mocno każą wnikać, co autor miał na myśli, że potem taka skaza zostaje na całe życie.
DZIĘKUJĘ więc, że w pełni potwierdziliście postawione przeze mnie tezy, że mnóstwo kierowców (skoro zachowują się tak, jak powyżej opisałem) albo nie zna przepisów, albo jest tak głupich i zapatrzonych w siebie, że nawet nie wie, że te przepisy łamie oraz że mnóstwo pieszych i rowerzystów nawet nie ma bladego pojęcia, jak poruszać się po drogach - bo świadczą o tym w pełni Wasze wypowiedzi.
Czemu śmiem tak twierdzić - nie chce mi się tłumaczyć, bo inteligentni zrozumieli od razu, a reszta - cóż, chyba pozostaje im odwiedzić panią od polskiego i razem rozgryźć ten problem.
Na pocieszenie (no dobra, właściwie to żeby niektórych wkurzyć) wyjaśniam, że panowie policjanci nie zabrali mi prawka - dopiero później przyszło wezwanie. I nie mieli żadnych zarzutów co do stylu mojej jazdy (w końcu jechali bardzo podobnie - i tu też może parę osób mogłoby się zastanowić - czy to policja jeździ tak fatalnie jak ja, czy też może moje umiejętności dorównują specjalnie szkolonym chłopakom z drogówki?) - jedynym zarzutem była prędkość. I tyczyło to również dwóch pozostałych kierowców.
Prawko odzyskałem po niecałym miesiącu (taka jest kolejka na egzamin) - najpierw zdałem testy psychotechniczne (bo jest to warunek dopuszczenia do egzaminu) z wynikiem BARDZO DOBRYM - a potem egzamin - egzaminator (powiedziałem mu, czemu zdaję na prawko) w ocenie określił, że jeżdżę dobrze i dynamicznie, jestem skupiony na jeździe. Nie ukrywam natomiast, że przed egzaminem wykupiłem dwie godziny manewrów na placu, bo jak zobaczyłem te pachołki i kreski, osiwiałem ze strachu ...
A, wspominaliście też o innych krajach europejskich. Otóż przedstawicielem jestem od trzech lat (i też nie było to marzeniem mojego życia, ale tak wyszło), spore przebiegi z trzech lat poprzednich zawdzięczam właśnie (między innymi) wojażom po Europie. I jeździć szybciej niż pokazują tabliczki nauczyłem się w Reichu, bo kiedy jadąc po raz pierwszy bawarskimi drogami ze strachu przed ichnią policją chciałem jechać przepisowo - tamowałem ruch. A jeżdżę 120/140 (choć raczej 140), bo próbowałem trzy lata temu (jak zostałem PH) jeździć 150/170, ale to było dla mnie za szybko.
I zdaję sobie sprawę, że wszystkich nas dotyczą te same prawa fizyki (choć jak widzę część z Was nie wie, że pewne prawa w ogóle istnieją) i że łamię przepisy, ale robię to z wyrachowania, nie z niewiedzy. I przyznaję, że każdy może popełnić błąd. Przyznaję też, że popełniam je (choć bardzo rzadko) również. Tylko że wtedy potencjalnie poszkodowany (bo naprawdę poszkodowanych, jak już wspomniałem, nie było) nie słyszy ode mnie dodatkowo wyzwisk i pogróżek, a przeprosiny. Dodatkowo informuję, że postawione przeze mnie pytania o winę to pytania retoryczne (czyli takie, na które nie oczekiwałem odpowiedzi), a gdybym nie stosował zasady ograniczonego zaufania, to napisałbym: ile w pierwszym przypadku kosztował remont, w drugim - ile dostałem za zastrzelenie palanta, w trzecim - czy babę połamałem, czy zabiłem, a w czwartym - po ilu metrach spadł mi z maski pierwszy, a po ilu drugi facio i czy używałem wycieraczek.
Poza tym z dużej części Waszych listów (i tu w 99% z tych krytycznych) wyzierało mnóstwo frustracji, agresji, kompleksów i myślenia schematami (żeby nie powiedzieć - bezmyślności) - na samą wzmiankę, że jestem przedstawicielem niektórzy po prostu dostawali szału - dziadek Freud miałby tu prawdziwy raj.
I tylko się po cichutku zastanawiam - czy czasem tych swoich kompleksów i frustracji nie przenosicie potem na drogę?
No ale to ja jestem drogowym wariatem (piratem, debilem, mordercą i w ogóle to powinienem siedzieć w więzieniu, a najlepiej się powiesić)."