Jesteśmy zakałą Europy

Sześć tysięcy ofiar śmiertelnych... i dziesięć razy tyle rannych. Przeczytanie tych liczb zajmuje kilka sekund.

Większość, która słyszy o tym w telewizji lub radio lub czyta w gazetach, wzrusza ramionami, myśli: "mnie to nigdy nie spotka" i za chwilę zapomina. Ale pomyślmy, co by było, gdyby rocznie spadało na ziemię 20 polskich samolotów pasażerskich z 300 osobami na pokładzie? Gdyby codziennie jakiś szaleniec z karabinem snajperskim zabijał kilkanaście osób? Cały rok trwałaby wówczas żałoba narodowa, a gazety pisałby o tym w czarnej obwódce na pierwszych stronach.

A śmierć na drogach? Obiegowa opinia o nich brzmi, że są tak fatalne, że to nic dziwnego. Nieprawda! Otóż do 70% śmiertelnych wypadków dochodzi na równej drodze, przy dobrej pogodzie.

Reklama

Wg Policji przyczyną 30% z nich jest nadmierna prędkość, jaką rozwijają pewni swoich umiejętności i samochodów "mistrzowie kierownicy". Zabijają siebie i innych, których jedyną "winą" było to, że znaleźli się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie.

W 2007 roku w takich spowodowanych przez nadmierną prędkość wypadkach zginęło aż 1749 osób. Wszelkie przeprowadzane od lat akcje propagandowe, uświadamiające użytkownikom dróg te przerażające statystyki, oraz "czarne punkty" nie dają w Polsce żadnych efektów.

Ciąg dalszy na następnej stronie

Od lat liczba ofiar wypadków drogowych w Polsce utrzymuje się na niezmienionym poziomie. Zmniejszenie liczby wypadków drogowych na krajowej drodze numer osiem udało się osiągnąć przez stawianie wysepek, przejść, zwężeń dróg i nowej sygnalizacji świetlnej, ale nie zniwelowało wzrostu liczby tragedii gdzie indziej.

Nie ma co ukrywać, że pod względem bezpieczeństwa na drogach jesteśmy jedną z zakał Unii Europejskiej, która wręcz wymaga od swoich członków, aby taki tragiczny stan rzeczy szybko i skutecznie zmieniać. A nie chodzi tu o stan dróg i liczbę kilometrów autostrad, tylko o system, który pozwoli na bezwzględne egzekwowanie przepisów ruchu drogowego. Wprowadzono go już w wiodących państwach Unii i dał tam wymierne efekty.

We Francji, czyli kraju o abstrakcyjnie większej w stosunku do naszych liczbie autostrad (10 509 km) i dobrych dróg, obwodnic itp. w roku 2001, liczba zabitych w wypadkach wyniosła 8162 osoby. Po wprowadzeniu automatycznego systemu rejestrowania wykroczeń przez pięć lat zmalała do 4603 ofiar!

Wprawdzie życia ludzkiego nie da się przeliczyć na jakiekolwiek pieniądze, jest bezcenne, ale ekonomiści policzyli, że każda ludzka śmierć to dla gospodarki narodowej milion euro straty. Bogaci Francuzi dzięki uratowaniu 3559 ludzi dostali więc w ciągu pięciu lat zastrzyk finansowy w gigantycznej kwocie przeszło...3,5 miliarda euro!

Poza zmniejszeniem liczby śmiertelnych ofiar wypadków, Francja uzyskała też po wprowadzeniu zmian zmniejszenie średniej prędkości poruszania się na drogach z przeszło 87 na 80,5 km/h. Kierowcy przestrzegają tam dopuszczalnych prędkości, bo nauczyli się, że taki sposób działania się opłaca. Coraz mniej osób jeździ tam z prędkością przekraczającą dozwoloną o więcej niż 10 km/h.

Ciąg dalszy na następnej stronie

Od 2001 do 2006 roku liczba ta spadła z 35% ogółu kierowców do 15%! I to nie tylko na obszarach oznakowanych jako monitorowane przez fotoradary. Wszędzie! System francuski działa w sposób wyjątkowo egalitarny. Jeśli fotoradar zrobi odpowiednie zdjęcie, sprawca na pewno dostanie zawiadomienie o popełnieniu wykroczenia i w razie przyznania się do winy zostaje ukarany karą finansową i przyznaniem karnych punktów. Automatyczna rejestracja wykroczeń nie pomija nikogo.

Podobne systemy wprowadzili u siebie w ciągu minionych kilkunastu lat również Brytyjczycy, Holendrzy, Niemcy i Włosi, choć to może poważnie zdziwić tych z nas, którzy mieli kiedykolwiek okazję podróżować po słonecznej Italii. Tam kierowcy jeździli zawsze... specyficznie. Specyfika polegała głównie na traktowaniu w sposób umowny wszelkiego rodzaju ograniczeń prędkości, znaków drogowych, jednokierunkowości dróg czy nawet, o zgrozo, sygnalizacji świetlnej.

Wprowadzenie systemu oczywiście nie zamieniło natychmiast włoskich użytkowników dróg w praworządnych kierowców, ale znaczna poprawa jest...widoczna gołym okiem.

Teraz przyszedł czas na Polskę. Autorzy ustawy mają nadzieję na "przepchnięcie" jej przez sejm i podpisanie przez prezydenta już w marcu-kwietniu. Dodając czas na przetargi, kupno i zainstalowanie potrzebnych urządzeń oraz zorganizowanie pracy tworzonego z mocy ustawy Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym, podlegającego Głównemu Inspektorowi Transportu Drogowego, należy mieć nadzieję, że system zacznie funkcjonować w pełni od początku 2010 roku.

Oczywiście samo wprowadzenie szczelnego systemu karania nic nie da. Kierowcy muszą najpierw nauczyć się zasad jego działania. Jego efekty mogą przyjść zdaniem autorów dopiero za jakieś trzy lata, ale jeśli ma to się wiązać z podobnym jak we Francji spadkiem śmiertelności na drogach, to naprawdę warto poczekać.

A równocześnie, czyli właśnie za trzy lata, czyli od początku roku 2012, powinniśmy zacząć odczuwać znaczącą poprawę, jeśli chodzi o ilość i jakość dróg w Polsce.

Ciąg dalszy na następnej stronie

Oczywiście nowy system to nie tylko mnóstwo nowych fotoradarów i nieuchronnych kar. Zmiany w ustawie Prawo o Ruchu Drogowym wprowadzają też wiele przyjaznych kierowcom rozwiązań. Podnoszą m.in. dopuszczalną prędkość na autostradzie i drodze ekspresowej odpowiednio ze 130 do 140 i ze 110 do 120 km/h.

Przekraczanie dozwolonej prędkości o mniej niż 10 km/h będzie dalej naruszeniem prawa, ale nie będzie już karane. Właściciele pojazdów ukarani finansowo na podstawie zdjęć z fotoradarów nie będą obarczani punktami karnymi, jak również nie będą musieli już podawać danych innych osób, gdyby to nie właściciel pojazdu w chwili popełnienia wykroczenia kierował pojazdem. Mogą to zrobić, ale nie muszą.

Jednocześnie warto dodać, że wyegzekwowane od łamiących prawo pieniądze będą w dużej mierze trafiać tam, skąd przyszły, czyli na drogę.

Wg zamierzeń ustawodawców, mają być w dużym procencie przeznaczane na inwestycje związane z rozbudową sieci dróg w Polsce i bezpieczeństwem ruchu drogowego.

Trzeba przyznać, że od bardzo dawna wprowadzane przez państwo polskie zmiany w jakimkolwiek prawie nie miały tak rewolucyjnego charakteru. Gdyby jeszcze okazało się, że system ten zmieni mentalność Polaków i doprowadzi do choć częściowego przestrzegania prawa na naszych drogach, byłby to przełom.

Przeciętny obywatel naszego kraju bowiem od lat przekonany jest, że nad Wisłą generalnie prawo działa w sposób uznaniowy. Stwierdzenie, że u nas każdy jest równy wobec prawa, może jak dotąd co najwyżej wzbudzać śmiech widowni przeróżnych występów kabaretowych. No i teraz wprowadza się taki system, w teorii szczelny i bezlitosny, każdego traktujący w taki sam sposób. I to bez względu na to, czy ktoś ma wuja w policji, ciotkę w sejmie, a kuzyna w sądzie.

Sukces nowego prawa byłby czymś bardzo pożądanym, choć niemal nieprawdopodobnym, gdyż Polacy "od przedwojny" nie mieli z egzekwowalnym prawem do czynienia i zdążyli się już "trochę" od tego odzwyczaić. Jednak trzeba próbować, a nuż się uda?

Na pewno truizmem jest przypominać wszelakiej maści ekspertom, czcigodnym posłom, senatorom i innym prawodawcom, że każde prawo ma sens dopiero wtedy, gdy działa. U nas różnie z tym działaniem bywa. Oby akurat to prawo zadziałało, bo sześć tysięcy nowych krzyży przy drogach rok w rok to przerażający widok. Auto Moto

Dowiedz się więcej na temat: europ | kierowcy | prędkość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy