Jak dzisiaj kradnie się auta
Malucha można było ukraść, mając tylko mocny śrubokręt. Dzisiaj złodzieje zamiast wkrętaka dysponują specjalnymi komputerami i zagłuszaczami.
Prostackie metody kradzieży wyszły z użycia razem z autami, które dało się przy ich stosowaniu uprowadzić. Dziś trzeba wiedzy i umiejętności konstruktorskich na poziomie, jakiego nie powstydziłyby się renomowane biura konstrukcyjne.
Alarm nie piśnie
Wczesne popołudnie, parking pod jednym z krakowskich supermarketów. Dystyngowany pan w średnim wieku podchodzi do nowego, czarnego vw passata (model B6). W jednym ręku trzyma kubek z kawą, w drugim etui na okulary przeciwsłoneczne i gazetę. Kawę stawia na dachu, "łamakiem" forsuje zamek drzwi, zasłaniając tę operację gazetą. Po kilku sekundach jest w środku. Jedną ręką z etui wyciąga "odpalarkę" - urządzenie łamiące kod immobilisera - i podpina ją do gniazda diagnostycznego samochodu. Po kolejnych kilkunastu sekundach przełamuje stacyjkę, zdejmuje kubek z kawą z dachu i odjeżdża. Dzisiaj kradzież pojazdu przebiega właśnie tak. Jest szybka, często dokonuje jej elegancko ubrany mężczyzna, który nie rzuca się w oczy.
"Ludzie, mając samochód z centralnym zamkiem sterowanym pilotem, naciskają przycisk i uważają, że auto jest bezpieczne. Dziś tak już nie jest" - wyjaśnia naczelnik wydziału ds. walki z przestępczością samochodową śląskiej Komendy Wojewódzkiej Policji, który ze względów bezpieczeństwa pragnie zachować anonimowość.
Prosto z Bonda
Wiele gangów samochodowych korzysta z "unieszkodliwiaczy alarmów". Systemy, które jeszcze kilka lat temu były gadżetem rodem z filmów o Jamesie Bondzie, dziś na czarnym rynku kosztują kilkadziesiąt tysięcy złotych. Mała skrzynka z trzema antenkami emituje sygnał w trzech różnych częstotliwościach, powodując, że większość alarmów uzbraja się, jednak auto w rzeczywistości pozostaje otwarte. Dopiero po rozbiciu jednego z gangów, który dysponował zagłuszarką sygnału, sprawa wyszła na jaw. "Samochód należący do złodziei zatrzymywał się na parkingu. Po podłączeniu zagłuszarki do gniazdka od zapalniczki, w promieniu ok. 50 m emitowany był sygnał, który unieszkodliwiał centralne zamki. Alarmy w autach parkujących w pobliżu działały jak zawsze - światła mrugały, słychać było piknięcie, ale zamki pozostawały otwarte. Złodziejom pozostawało tylko przełamane stacyjki i odjechanie autem" - wspomina sierżant z Trójmiasta.
Zapłać i kradnij
W nowoczesnym gangu samochodowym potrzebnych jest kilka osób. Trzon to nadal złodziej, który umie kraść auta, i paser, który je skupuje. Od czasu, kiedy większość samochodów chroniona jest immobiliserami, autoalarmami oraz innymi zaawansowanymi systemami elektronicznymi, niezbędny jest także elektronik. Prawdziwym "zagłębiem" ludzi tej profesji jest Śląsk. Policjanci wiedzą, że trzej "najlepsi" elektronicy, którzy do dziś pozostają niekwestionowanymi mistrzami swojego fachu, pochodzą z Gliwic, Bytomia i Zabrza.
"Wszyscy wytwarzali różnego typu elektroniczne odpalarki i zagłuszarki alarmu czy oprogramowanie do modułów samochodowych" - opowiada naczelnik samochodówki z Katowic. Jednym z pierwszych elektroników, który konstruował sprzęt dla gangów był Mariusz N. z Gliwic. Kilka lat temu, na początku swojej działalności, przygotowywał odpalarki zaprogramowane na kradzież np. 10 aut. "Po wykorzystaniu limitu złodzieje musieli ponownie zapłacić 12 tys. zł za doładowanie urządzenia. Gangi godziły się na to i co kilka dni płaciły elektronikowi - wspomina jeden z policjantów, który przesłuchiwał Mariusza N. Niestety z elektronikami w ogóle mamy problem - trudno jest im postawić jakiekolwiek zarzuty" - słyszymy z ust policjantów.
Łap elektronika!
"W przypadku Mariusza N. sprawa jest czysta, bo kazał sobie płacić za ponowne doładowanie odpalarki i miał świadomość, że jego zabawki są wykorzystywane do kradzieży aut. Można mu zarzucić pomocnictwo w tych kradzieżach. Ale w przypadku innych elektroników sprawa jest trudniejsza. Twierdzą, że nie wiedzieli, do czego wykorzystywane są ich urządzenia" - zżyma się policjant. "Póki nie znajdziemy na to rozwiązania, walka z gangami będzie trudna. Złodzieje trafiają za kratki, pojawiają się kolejni, którzy kupują elektronikę i znów kradną. Ale elektronicy pozostają na wolności" - dodaje.
Metody na rozwiązanie tej sytuacji są dwie: zmienić prawo albo edukować społeczeństwo, by złodziejom było trudno kraść nawet przy użyciu tak zaawansowanych urządzeń wartych ogromne pieniądze. Podczas aresztowania jednego z największych gangów samochodowych policjanci zdobyli urządzenia do kradzieży aut, których wartość na złodziejskim rynku może wynosić nawet milion złotych! "Było tam wszystko, co jest potrzebne do kradzieży każdego auta, i wiele przedmiotów, których dokładne przeznaczenie badamy" - tłumaczy jeden ze śląskich oficerów.
Kiedy policja rozpracuje "gadżety", którymi posługiwali się złodzieje, walka z gangami stanie się skuteczniejsza. Jak wiadomo, żeby lepiej walczyć z wrogiem, trzeba go poznać.
Bartosz Sapota