Fotoradar sposobem na kłopoty?
Walczymy o nasze życie i zdrowie - mówią mieszkańcy mazowieckiego Wyszogrodu. W ich miejscowości rozpędzone ciężarówki taranują samochody osobowe, kilka wylądowało na ogrodzeniu jednego z domów, mimo że białe tablice z nazwą miejscowości nakazują jechać z prędkością 50 km/h.
Mieszkańcy widzą rozwiązanie; wystarczy ustawić maszt fotoradaru, który powinien skłonić kierowców do zdjęcia nogi z gazu. Koszt to niecałe 13 tysięcy złotych. To jednak zbyt dużo dla policji i urzędników gminy z ośmiomilionowym budżetem.
- Do wypadków dochodzi bardzo często. Tu nikt nie jedzie 50 km/h, tylko 70, 80. Zdarza się nawet wyprzedzanie na podwójnej ciągłej lini na skrzyżowaniu. - mówią mieszkańcy, którzy uważają, że rozwiązaniem problemu byłby radar albo sygnalizacja świetlna. Pomocy szukali już w gminie, starostwie, komendzie policji... Nikt nie ma pieniędzy.
- Sami jesteśmy wstanie wziąć pożyczkę w banku i postawić radar. Tylko niech nam ktoś zagwarantuje, że zwrócą nam te pieniądze z mandatów - mówią mieszkańcy.
Takiej możliwości prawo jednak nie przewiduje.