Dziury znikną za 40 lat
Jak poinformował dyrektor Zarządu Dróg i Komunikacji w Krakowie, na remonty wszystkich ulic w mieście, uważającym się za jedną ze stolic Europy, potrzeba 400 mln zł.
Bądźmy optymistami i przyjmijmy, że na ten cel będzie się przeznaczać co roku 10 mln zł. Oznacza to, iż gruntowna naprawa miejskich dróg trwałaby 40 lat. I to przy założeniu, że jezdnie czekające na swoją kolejkę nie popadną w totalną ruinę i nie pojawią się nowe, pilniejsze zadania do sfinansowania.
Jakkolwiek by liczyć wychodzi, że większość współcześnie żyjących zmotoryzowanych krakowian nie doczeka czasów, gdy ulice w ich mieście będą przypominały równe jak stół, bezpieczne, wygodne, zadbane drogi w Niemczech, Szwecji, Norwegii, Austrii czy Francji, właściwie wszędzie na zachód, północ i południe od Polski. Nie ma nadziei, że na co dzień zazna przyjemności jazdy po gładkim asfalcie.
Najgorsze jest to, że właściwie już się z naszym losem pogodziliśmy. Owszem, zżymamy się na dziury, pozostawiane przez zimę. Za to koleiny, garby, wystające studzienki kanalizacyjne, łaty, wyrwy przy krawężnikach, źle wyprofilowane zakręty, kałuże zbierające się po każdym deszczu z powodu braku odwodnienia jezdni itp. traktujemy jak dopust boży, przeciwko któremu nawet nie warto protestować, bo to przecież i tak nic nie da.
O nastawieniu Polaków świadczy niedawna audycja w radiowej Trójce, podczas której prowadzący zadał słuchaczom pytanie, kiedy, ich zdaniem, będziemy mieli w kraju dobre drogi. W odpowiedzi, zamiast poważnych głosów w dyskusji na poważny bądź co bądź temat, otrzymał liczne próbki wisielczego humoru. „Trójkowicze”, parodiując ton wypowiedzi tzw. aktorów rodzimej sceny politycznej stwierdzili, że „pytanie ma charakter prowokacyjny”, „nieprzypadkowo padło właśnie w tej chwili” itp. Ktoś zauważył, że drogi mielibyśmy już teraz świetne, tylko że psują je samochody. Dlatego trzeba je naprawiać, a po remoncie zamykać dla ruchu i problem zostanie rozwiązany.
Jeszcze Polska nie zginęła, póki się śmiejemy. Szkoda jedynie, że jest to śmiech przez łzy.