Drzewa zabijają. Kilkaset osób rocznie. Trzeba je wycinać?

Posłowie zastanawiają się nad zmianą przepisów, których skutkiem stała się masowa wycinka drzew na prywatnych gruntach. Hałas pracujących z niespotykanym wcześniej wigorem pił i siekier zagłuszył inną, trwającą od dłuższego czasu rzeź w świecie roślin - usuwanie drzew rosnących przy drogach.

Nocny powrót z dyskoteki, siedmioro młodych ludzi w pięcioosobowym, często nienajnowszym samochodzie. Rozpędzone auto wypada na zakręcie drogi i uderza w przydrożne drzewo. Rozpacz rodzin, miejsce oznaczone krzyżem i zapalonymi zniczami oraz pytanie, kto zawinił? Brawura, połączona z lekkomyślnością, brakiem umiejętności i doświadczenia u młodego kierowcy? Nadmierna prędkość? Złe wyprofilowanie drogi? Kiepski stan techniczny pojazdu? Alkohol? A może drzewo? Przecież, jak argumentują niektórzy, gdyby go nie było, udałoby się uniknąć tragedii.

Reklama

Tę opinię podziela Najwyższa Izba Kontroli, która już jakiś czas temu wnioskowała o ograniczenie liczby drzew rosnących przy drogach, wskazując, że sadzono je wtedy, gdy ruch drogowy był zdecydowanie mniejszy i powolniejszy. Obecnie, zdaniem NIK, przydrożne drzewa stanowią śmiertelne zagrożenie. Podobny pogląd prezentuje znany kierowca rajdowy Krzysztof Hołowczyc.

"Rocznie w Polsce w zdarzeniach z drzewami ginie kilkaset osób! Wyobraźcie sobie jaki to bezmiar tragedii dla ich najbliższych... Tysiące zostaje inwalidami do końca życia... Tylko dlatego, że ktoś bezmyślnie posadził drzewo przy drodze - bo tak robili już nasi dziadowie, w czasach gdy podróżowało się furmankami. Proszę tylko nie pisać, że to nie drzewa wpadają na samochody tylko odwrotnie albo że drzewa upiększają drogę. Nie piszcie też, że pewnie byli pijani, młodzi, głupi. Każdy może popełnić błąd, ale nie może być za to karany śmiercią! Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla śmierci na przydrożnych drzewach kilku tysięcy Polek i Polaków tylko w ostatniej dekadzie! Rocznie w Polsce w zderzeniach z drzewami ginie kilkaset osób! Wyobraźcie sobie, jaki to bezmiar tragedii dla ich najbliższych... Tysiące zostaje inwalidami do końca życia... Tylko dlatego, że ktoś bezmyślnie posadził drzewo przy drodze - bo tak robili już nasi dziadowie, w czasach, gdy podróżowało się furmankami" - napisał na swoim Facebooku trzy lata temu, po tragicznym wypadku w Klamrach koło Chełmna. 12 kwietnia 2014 roku samochód, którym jechało dziewięć osób w wieku 13-17 lat, na łuku drogi wypadł tam z jezdni i uderzył w drzewo. Zginęło siedmioro pasażerów, dwie osoby zostały ranne.

Nie wiadomo dokładnie, ile drzew padło ofiarą myślenia, prezentowanego przez popularnego "Hołka". Na pewno były ich dziesiątki tysięcy. Jest to szczególnie widoczne na Warmii i Mazurach, gdzie zniknęło wiele ocieniających szosy malowniczych szpalerów wiekowych kasztanów, wierzb czy topoli. Czy wpłynęło to na poprawę bezpieczeństwa ruchu? Otóż niekoniecznie.

Według raportów policyjnych w ubiegłym roku doszło w Polsce do 1870 wypadków, określanych jako "najechanie na drzewo". Zginęło w nich 425 osób, a 2278 odniosło obrażenia. W 2015 r. liczby te były nieco niższe. Wypadki: 1769, zabici: 405, ranni: 2167. Sięgnijmy jednak nieco głębiej w przeszłość, do okresu sprzed rozpoczęcia Wielkiej Wycinki. W 2010 r. wskutek 2343 zderzeń z drzewami śmierć poniosło 525 kierowców i pasażerów, a 3137 zostało rannych. Wydawałoby się, że zauważalny jest tu pewien postęp, ale to tylko pozory, bowiem procentowy udział takich zdarzeń, podobnie jak i ich ofiar, w ogólnej liczbie wypadków, zabitych i rannych jest wciąż mniej więcej taki sam. Waha się między 5 a 6 proc. (wypadki), 13 a 14 proc. (zabici) oraz 5 a 6 proc. (ranni).

Może zatem mają rację obrońcy drzew, którzy przypominają, że to nie one wskakują przed pędzące samochody i apelują, by zamiast sięgać po piły i topory, budować bariery oddzielające jezdnie od roślin, ustawiać na najniebezpieczniejszych odcinkach znaki ograniczające dozwoloną prędkość i przypominające o śmiertelnym zagrożeniu, jakie stwarza uderzenie auta w nieruchomą przeszkodę.

W 2015 r. Zarząd Dróg Wojewódzkich w Olsztynie ogłosił konkurs na tzw. bufostradę. Nazwa ta powstała z połączenia dwóch słów: bufor oraz strada (ulica) i oznacza rozwiązanie, techniczne lub technologiczne, które pozwoliłoby zarówno chronić życie zmotoryzowanych, jak i ocalić przydrożne drzewa. Niestety, w wyznaczonym terminie organizatorzy otrzymali tylko trzy zgłoszenia. Twórców dwóch z nich zaproszono do dalszego postępowania. Pierwszy zaproponował otaczanie drzew pierścieniem z plastikowej siatki ogrodowej. Przestrzeń między siatką, a drzewem byłaby wypełniana ziemią z drobnymi kamykami i nasionami traw. Jak zachwala autor pomysłu, przy uderzeniu auta w tak przygotowane drzewo, ziemia rozpraszałaby jego siłę. Drugie konkursowe rozwiązanie polega na wprowadzeniu nowego oznakowania pionowego, które ma "uświadamiać kierowcom odmienne od standardowych warunki ruchu na drogach, przy których rosną drzewa". Jak widać cudów nie wymyślono...

Dodajmy, że na własną rękę działają też ekolodzy. Zaproponowali (i swój pomysł zrealizowali eksperymentalnie w gminie Jonkowo) zakładanie tzw. koroblasków, czyli obwiązywanie drzew odblaskowymi opaskami, przez co w nocy stałyby się one bardziej widoczne dla kierowców.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy