Będzie więcej fotoradarów?
Ministerstwo Infrastruktury przygotowuje Program Uspokojenia Ruchu. Pisany właśnie tak, dużymi literami, więc sprawa jest naprawdę poważna.
Bo i cel szczytny: zmniejszenie liczby ofiar wypadków drogowych - zabitych o 500 osób rocznie, rannych o prawie 6000.
W jaki sposób zostanie on osiągnięty? Przez działania zmierzające do "zapewnienia bezpiecznej prędkości pojazdów". Zauważmy: nie "bezpiecznego przejazdu", lecz "bezpiecznej prędkości".
"W miastach zbyt szybko jeździ 85% pojazdów, lecz najgorsza sytuacja panuje na odcinkach dróg przechodzących przez niewielkie miejscowości, gdzie 94% kierowców przekracza dozwoloną prędkość" - czytamy w infomacji Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Według KBRD, "istotną przyczyną tego stanu rzeczy jest ukształtowanie środowiska drogowego i organizacja ruchu, które sprzyjają zbyt szybkiej jeździe".
To wszystko pokazuje, jakie będą priorytety: niekoniecznie budowa nowych obwodnic, które przecież poprawiają "środowisko drogowe" i "sprzyjają zbyt szybkiej jeździe". Raczej dodatkowe fotoradary, "śpiący policjanci", wystające ponad powierzchnię jezdni wysepki na środku dróg itp. Czyli wynalazki, które w założeniu spowalniają ruch, lecz same też stwarzają niebezpieczeństwo. W końcu co za różnica, czy zbyt szybko jadący kierowca rozbije się na słupie za zakrętem we wsi, czy na rozmyślnie ustawionej przez "uspokajaczy ruchu" betonowej szykanie?
KBRD przyznaje, że najczęstszymi ofiarami wypadków w terenie zabudowanym są piesi i rowerzyści, którzy stanowią 44 proc. zabitych na drogach. Może zatem, skoro nie stać nas na omijanie każdego miasteczka i każdej wsi obwodnicą, budować więcej chodników, bezpiecznych przejść, ścieżek rowerowych? Oświetlać pobocza dróg, upowszechnić elementy odblaskowe, noszone na ubraniach? Byłoby to zapewne nie mniej skuteczne niż wzmaganie represji czy mnożenie ograniczeń.
I jeszcze jedno. Jeżeli aż 94 proc. obywateli łamie jakiś przepis, w tym wypadku ograniczenie prędkości, to może jednak winy nie powinno się szukać w nich, lecz we wspomnianym przepisie?
Być może słusznym, ale, jak się okazuje, kompletnie nieżyciowym.