Zabrałem Audi S6 e-tron w Alpy. Myślałem, że nie wrócę
Niektóre samochody pokazują swoje możliwości dopiero wtedy, gdy droga stawia im opór. Tak jest z Audi S6 e-tron - elektryczną limuzyną, która zamiast ryczeć, słucha. Sprawdziłem ją tam, gdzie asfalt faluje jak górski potok, a pogoda zmienia się szybciej niż wskazanie prędkościomierza - od Grossglocknera po Stelvio.

Wyruszyłem z Monachium o świcie. Na południe od miasta autostrada A8 jeszcze pachniała deszczem, a Alpy majaczyły w mlecznej mgle. Po trzech godzinach jazdy, mijając Zell am See, dotarłem do prawdziwego świata zakrętów - Grossglockner Hochalpenstrasse. To nie tylko jedna z najpiękniejszych dróg w Europie, ale też sprawdzian dla każdego auta, które chce uchodzić za sportowe.

Grossglockner otwarto w 1935 roku, po pięciu latach budowy. To arcydzieło alpejskiej inżynierii: 48 kilometrów serpentyn, z najwyższym punktem na 2504 metrach nad poziomem morza. Droga prowadzi niemal pod lodowiec Pasterze - największy w Austrii, dziś cofający się o kilkanaście metrów rocznie.
Jadąc tamtędy, nie sposób nie czuć szacunku. To miejsce wymusza pokorę, a samochód, który nie ma charakteru, momentalnie się tu gubi. S6 e-tron nie ma z tym problemu. Wystarczy kilka zakrętów, by zrozumieć, że mimo 490 KM i 800 Nm momentu obrotowego, to auto nie próbuje cię onieśmielić. Pracuje z tobą - cicho, metodycznie, bez pośpiechu.

Jak prowadzi się elektryczne Audi S6 e-tron w górach
S6 e-tron nie szuka dramatyzmu. Nie przeciąża cię dźwiękiem silnika, nie podbija emocji sztucznym rykiem. Jego językiem jest spokój. Ale ten spokój ma sens.
W zakrętach - zwłaszcza tych, które na Grossglocknerze ciągną się po mokrym asfalcie w długim, równym rytmie - auto trzyma tor z chirurgiczną pewnością. Pneumatyczne zawieszenie reaguje szybciej, niż zdążyłbyś o tym pomyśleć, a układ quattro rozdziela moment z precyzją, której trudno byłoby osiągnąć w napędzie mechanicznym.
W trybie Dynamic samochód napina się jak mięsień. Skręt kierownicą przynosi natychmiastową reakcję, ale nigdy przesadną. Czuć, że w tym aucie każdy ruch został zaplanowany z niemiecką dokładnością, ale jakby z odrobiną włoskiej finezji - tej, która sprawia, że jazda staje się przyjemnością, a nie testem.

Zjazd przez Tyrol - rekuperacja, która zastępuje hamulce
Z Karyntii trasa prowadzi w dół, przez Wschodni Tyrol i Lienz, aż do granicy w Nauders. To krajobraz, który mógłby trafić na tapetę każdego fana motoryzacji: gładki asfalt, doliny poprzecinane potokami, zapach lasu i świeżego deszczu.
Tutaj najlepiej widać, jak działa 800-woltowa architektura Audi. Układ odzysku energii potrafi oddawać do 220 kW w trybie rekuperacji - czyli więcej, niż niektóre miejskie elektryki potrafią pobierać z ładowarki. To nie marketing. Na długich zjazdach czuć, jak samochód sam kontroluje tempo, pozwalając niemal zapomnieć o hamulcu.

Przełęcz Stelvio - miejsce, gdzie elektryk pokazuje charakter
Passo dello Stelvio to inna liga. 2758 metrów nad poziomem morza, 48 ostrych zakrętów po północnej stronie, asfalt, który przypomina wstążkę zawieszoną między skałami. To droga zbudowana w XIX wieku z myślą o armii, a dziś służąca pasjonatom motoryzacji - i producentom, którzy chcą sprawdzić swoje auta w warunkach granicznych.
Tutaj masa samochodu ma znaczenie. S6 e-tron waży grubo ponad dwie tony, ale to, jak je ukrywa, jest imponujące. Pneumatyka w połączeniu z precyzyjnym ESP i rozdziałem mocy między osiami pozwala czuć się tak, jakby fizyka miała tu inne zasady. W połowie zjazdu zrozumiałem, że w tym aucie nie chodzi o spektakl - chodzi o rytm.
Każdy zakręt, każde naciśnięcie pedału gazu czy hamulca jest częścią sekwencji, w której wszystko ma sens. Jeśli wiesz, jak słuchać auta - odwdzięczy się równowagą, której nie da się wymusić.

Wnętrze Audi S6 e-tron - cisza, precyzja i technologia
Wnętrze jest takie, jakiego można się spodziewać po Audi: chłodne, uporządkowane, bez zbędnych ozdobników. Ekrany "Digital Stage" - 11,9 cala przed kierowcą i 14,5 cala pośrodku - wyglądają jak z innej epoki i onieśmielają liczbą ikon, ale działają z logiką, która uspokaja.

Nie ma tu krzyku, są detale. Skórzane fotele z perfekcyjnym podparciem, wykończenia bez przesady, znakomitee wyciszenie. W górskich tunelach słychać tylko echo opon, a nawet ono brzmi jak część konstrukcji.

Zasięg i ładowanie Audi S6 e-tron w realnych warunkach
Średnie zużycie energii w tych warunkach - 23,5 kWh/100 km. Na płaskim zapewne byłoby mniej, ale góry nie znają litości. Realny zasięg: 320-340 km. To wystarczy, by wjechać na Grossglockner, przejechać przez Tyrol, zdobyć Stelvio i zjechać w doliny bez szukania ładowarki.
A jeśli trzeba - ładowanie 270 kW DC pozwala w 21 minut dobić od 10 do 80 proc. energii. Zanim włoski barista zdąży spienić mleko do cappuccino, a ty porozkoszujesz się widokiem serpentyn w dole, auto jest już gotowe do drogi.
Podczas całej trasy widać było, jak dużą przewagę ma dziś zachodnia Europa w rozwoju infrastruktury. Szybkie ładowarki są praktycznie wszędzie - przy hotelach, stacjach benzynowych, a nawet w małych miejscowościach w Tyrolu czy Lombardii. Miejscami można podłączyć się do jednej z ponad dwudziestu szybkich ładowarek w tym samym punkcie. A na samym Stelvio, tuż przy restauracji, można bez problemu podładować auto i wypić kawę, patrząc na serpentyny schodzące w dół.
Podróż elektrykiem po Europie nie wymaga już planowania z kalkulatorem w ręku. Dziś wystarczy kierunek i trochę ciekawości - infrastruktura zrobi resztę.

Dlaczego Audi S6 e-tron to jedno z najlepszych elektryków w swojej klasie
Na szczycie Stelvio mgła rozstąpiła się tylko na chwilę. Widać było serpentyny, którymi wjechałem i chmury, które zostały pod spodem. W takiej chwili trudno nie myśleć o tym, jak zmienia się świat motoryzacji. Cisza, która kiedyś oznaczała brak emocji, dziś potrafi brzmieć jak luksus. Aż nie chciało się wracać.
Audi S6 e-tron nie jest autem dla tych, którzy szukają hałasu. Jest dla tych, którzy chcą zrozumieć, jak wygląda nowa definicja sportu w epoce prądu - sportu, który nie wymaga ryku, żeby mieć duszę.
Grossglockner i Stelvio to miejsca, które uczą pokory. Audi S6 e-tron to samochód, który ją ma. Nie udaje sportowca, ale potrafi nim być. Nie potrzebuje dźwięku, żeby mówić. Wystarczy, że słuchasz - wtedy zrozumiesz, dlaczego ten elektryk jest jednym z najbardziej dopracowanych aut, jakie kiedykolwiek powstały z czterema pierścieniami na masce.








