Tylko te... balony!

Niedawno testowaliśmy ASXa, który całkiem nam się spodobał, głównie ze względu na świetny silnik Diesla. Czy znacznie słabsza wersja benzynowa podtrzyma naszą dobrą opinię o tym samochodzie?

W poprzednim teście zachwycaliśmy się kulturą pracy nowego Diesla Mitsubishi, tak bardzo kontrastującą z oferowanym w outlanderze silnikiem autorstwa Volkswagena, powstałym gdy ten wciąż jeszcze uparcie trwał przy pompowtryskiwaczach. Pisaliśmy o zastosowaniu w nim zmiennych faz rozrządu, jego "niskoprężności" oraz oczywiście o niezłych osiągach i świetnym spalaniu. Teraz jednak testujemy wersję zgoła odmienną.

"Benzyna"? Raczej do miasta

Pod maską pracuje jedyny silnik benzynowy w ofercie, mający pojemność 1.6 l i moc 117 KM. Pozwala on na rozpędzenie ważącego 1270 kg ASXa do 100 km/h w 11,4 s, co jest wynikiem bardzo przyzwoitym. W zupełności wystarczy do jazdy po mieście, ale jeśli pojedziemy nim w dłuższą trasę, szybko zauważymy pewien problem. Auto całkiem chętnie rusza i na pierwszych biegach wydaje się bardzo żwawe. Niestety, jeśli będziemy chcieli pojechać dynamicznie, potrzeba będzie sporo cierpliwości. Silnik kręci się co prawda do 7000 tys. obr./min., ale robi to bardzo mozolnie i głośno. W efekcie wyprzedzanie tirów podczas wakacyjnego wyjazdu będzie nieprzyjemne i często niemożliwe. Dlatego też warto zasugerować się wskazaniami komputera (auto samo podpowiada nam, jaki bieg wrzucić) - włączyć "piątkę" przy 50 km/h i postarać się zrelaksować. Można wtedy próbować osiągnąć obiecywane przez producenta spalanie w wysokości 7,8 l w ruchu miejskim, której to wartości nie udało nam się uzyskać.

Podczas spokojnej jazdy szybko docenimy komfortowe zawieszenie i wygodne fotele, przypominające większego brata ASXa - outlandera. Nic w tym z resztą dziwnego - wszak ASX bazuje w 70 % na outlanderze - wspólna jest między innymi płyta podłogowa i zawieszenie. Trzeba przy tym zaznaczyć, że mniejszy SUV znacznie lepiej się prowadzi, nie wykazując dużych tendencji do podsterowności. Przyczyn tej poprawy upatrywalibyśmy jednak w fakcie, że nasz ASX nie miał silnika Diesla dociążającego przednią oś, niż w modyfikacjach zawieszenia.

Reklama

ASX, mając niecałe 4,3 m długości, jest krótszy od outlandera o całe 37 cm, co musiało odbić się na przestronności. Miejsca znajdziemy zatem zauważalnie mniej, co nie znaczy jednak, że w kabinie panuje ciasnota. Zarówno w pierwszym, jak i drugim rzędzie siedzeń, miejsca jest zadowalająca ilość. Jedynie bagażnik, niewiele większy niż w kompaktowych hatchbackach (419 l) sprawia, że ASXa trudno uznać za interesujący samochód rodzinny.

Tylko te balony...

Zazwyczaj podczas testowania SUVów wspominamy o tym, jak radzi sobie na leśnych duktach, ale ponieważ wersja benzynowa występuje jedynie z napędem na przednią oś, o jakiejkolwiek przydatności poza asfaltowymi drogami możemy zapomnieć. Mamy za to kilka uwag odnośnie samej stylistyki samochodu. Przód, zgodnie z linią stylistyczną Mitsubishi, zdominowany jest przez trapezoidalny grill.

Na szczęście nie zdecydowano się na powielenie wyglądu przednich świateł, które do tej pory przeszczepiano z lancera do wszystkich pozostałych modeli i ASXa da się odróżnić z przodu od outlandera. Tylne światła z kolei wyglądają jak odświeżony pomysł z galanta kombi sprzed lat i nie są czymś, czego oczekiwalibyśmy od samochodu debiutującego w tym roku. Dziwi to o tyle, że zastosowano w nich diody LED - czemu więc nie nadać im jakiegoś bardziej fantazyjnego kształtu i wyglądu? Żadnej fantazji nie znajdziemy też w alufelgach, które są brzydkie, a do tego opony mają rozmiar 205/65, przez co koła wyglądają jak napompowane balony.

Mianem prawdziwego odgrzewanego kotleta możemy jednak bezsprzecznie określić deskę rozdzielczą. Nie jest ona stuprocentową kopią tej z lancera i outlandera, ale wszystkie jej elementy pozostały bez zmian. Te same całkiem ładne wskaźniki, te same pokrętła wciąż jednostrefowej klimatyzacji i wciąż ten sam, nieczytelny i archaiczny wyświetlacz radia.

Jedyna zmiana in plus, to fakt, że część deski wreszcie wykończona jest tworzywem, które co prawda nie jest zbyt miękkie, ale z pewnością to miła odmiana po plastikowo twardym wykończeniu innych modeli. Druga zmiana, to zastosowanie regulacji kierownicy w dwóch płaszczyznach - coś, czego Japończycy zdawali się przez wiele lat nie pojmować. My z kolei nie rozumiemy dlaczego upierają się oni przy stosowaniu we wnętrzu tylko jednego koloru. Poza paroma srebrnymi, plastikowymi wstawkami, jak zwykle w Mitsubishi, wita nas nieprzenikniona czerń. Nie zmienimy też niczego doborem tapicerki - dostępne są dwie materiałowe i jedna skórzana - wszystkie czarne?

ASX jak qashqai?

Nissan qashqai, często wskazywany jako największy konkurent nowej miejskiej terenówki Mitsubishi, kosztuje w podstawowej wersji 68 700, czyli o 1000 zł więcej, niż tak samo wyposażony ASX z takim samym silnikiem. Za tę cenę otrzymamy 7 poduszek powietrznych, ESP, klimatyzację manualną i radio z 4 głośnikami. Testowana wersja Invite, to wydatek 72 990 zł, za którą to kwotę otrzymamy dodatkowo 16" alufelgi, skórzaną kierownicę, automatyczną klimatyzację, system Start/Stop, tempomat i reflektory przeciwmgłowe z funkcją świateł do jazdy dziennej. Tak wyposażony qashqai to wydatek o 2500 zł większy.

Mitsubishi ASX, nawet ze słabym silnikiem benzynowym, to wciąż niezły samochód - przestronny, komfortowy i dobrze wyposażony. Pytanie tylko, do kogo jest skierowany - rodziny nie będą zadowolone z wielkości bagażnika, zaś osoby "młode i aktywne" raczej nie będę przekonane stylistyką i monotonią wnętrza. Z drugiej jednak strony, nie każdy potrzebuje małej ciężarówki, zaś stylistyka to rzecz subiektywna, więc kupując małego crossovera warto zainteresować się ASXem.

Michał Domański

Zostań fanem naszego profilu na Facebooku. Tam można wygrać wiele motoryzacyjnych gadżetów oraz już niebawem... samochód na weekend z pełnym bakiem! Wystarczy kliknąć w "lubię to" w poniższej ramce.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wyposażony | silnik | Mitsubishi | silnik diesla
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama