Mitsubishi, czyli "das auto"...

Służy nam na co dzień jako wóz redakcyjny. Jeździ po całym kraju, nie ograniczając się jedynie do dróg, które przynajmniej wg nawigacji, posiadać powinny asfaltową nawierzchnię.

Znosi kaprysy wielu kierowców i różne style jazdy - krótko mówiąc - nie ma lekko. Jak, nasz testowy mitsubishi outlander radzi sobie z wymaganiami redaktorów serwisu motoryzacja?

Outlander to typowy "japończyk". Po zajęciu miejsca we wnętrzu pierwsze wrażenie nie jest może zbyt rewelacyjne - przytłacza nieco wszechobecna czerń i plastik (np. boczki drzwi pozbawiono tapicerki). Mitsubishi - podobnie zresztą, jak w przypadku lancera - poskąpiło regulacji kierownicy w dwóch płaszczyznach, przez co znalezienie idealnej pozycji za kierownicą przypomina nieco poszukiwania świętego Graala (znalazcę prosimy o kontakt z redakcją!).

Reklama

Z każdym kolejnym kilometrem auto wydaje się jednak coraz lepsze. Szybko docenimy więc ergonomiczne umiejscowienie przełączników (poza przyciskiem do obsługi komputera pokładowego, który - z uporem maniaka - Japończycy montują za kierownicą na desce rozdzielczej), wygodne fotele i ogromne lusterka ułatwiające manewrowanie.

Na pochwałę zasługuje również bardzo przestronne wnętrze (oparcia trzech osobnych tylnych foteli można regulować) i wydajna, acz jednostrefowa, klimatyzacja.

Młodszym kierowcom przypadnie też do gustu rewelacyjny system audio (Rockford Fosgate o mocy 710 Watt z subwooferem), który przy pomocy "Franka Kimono", w kilka sekund, potrafi strząsnąć szpachlę ze stojących obok na światłach golfów III.

Niemiecki, klekoczący silnik

Pod maską "naszego" outlandera pracuje znany (niestety, głównie z wysokiej awaryjności pierwszych egzemplarzy) volkswagenowski silnik 2.0 TDI. Jednostka o mocy 140 KM wykorzystuje jeszcze technologię pompowtryskiwaczy, więc zwłaszcza rano, zaraz po odpaleniu, odgłos jej pracy budzi grozę i sąsiadów. Chociaż, biorąc pod uwagę niewielkie zużycie paliwa, silnik ten wydaje się być najlepszym rozwiązaniem dla tego typu auta, to niemieckie serce uznać można za najsłabszy element outlandera.

W porównaniu z opracowanym niedawno przez Mitsubishi 1,8-litrowym dieslem DiD z systemem zmiennych faz rozrządu MIVEC (jednostka dostępna na razie tylko w mniejszym modelu ASX) niemiecki "klekot" jest nie tylko głośny, ale też raczej powolny i niezbyt elastyczny.

O ile kwestię osiągów traktować można subiektywnie (auto przyspiesza do 100 km/h w 12,3 s i rozpędza się do 190 km/h) o tyle niechęć do współpracy przy niższych obrotach jest wyraźnie irytująca. Oczywiście "słaby dół" i nagły przyrost momentu obrotowego powyżej 2 tys.obr./min. to cecha charakterystyczna dla wszystkich doładowanych diesli, ale w przypadku outlandera wrzucając dwójkę przy prędkości 20 km/h narażamy się na ryzyko zgaszenia silnika.

Duży plus należy się jednak za bardzo rozsądne obchodzenie z paliwem. Dynamiczna miejska jazda owocuje spalaniem na poziomie 9 l/100 km, w trasie, bez większych problemów uda nam się zejść do poziomu 7 l/100. Przy masie własnej 1640 kg i włączonym napędzie 4x4 taki wynik uznać należy za rewelacyjny.

Wypada jednak dodać, że trybu 4x4 używaliśmy raczej z konieczności niż dla zabawy - w trybie FWD nagły przyrost momentu obrotowego przy około 2200 obr./min potrafi wyszarpać kierownicę z rąk (moment znika jednak tak szybko jak się pojawił).

Przestronnie i wygodnie

Zawieszenie nastawione jest raczej na komfort niż na precyzję prowadzenia, chociaż margines bezpieczeństwa w szybko pokonywanych zakrętach - również dzięki elektronicznie rozdzielanemu napędowi 4x4 - jest duży. Wprawdzie samochód wyraźnie wychyla się przy zmianie kierunku, ale biorąc pod uwagę wysokość (172 cm) nie powinno to nikogo dziwić. Nastawy na pewno przypadną do gustu miłośnikom spokojnego przemieszczania się - ani zwalniacze, ani dorodne polskie dziury nie robią na outlanderze większego wrażenia. Dużo dobrego można też powiedzieć o hamulcach, które nie mają żadnego problemu z bezpiecznym zatrzymywaniem niemałego przecież auta.

Rodzinne nastawy zawieszenia doskonale współgrają z przestronną karoserią, której zaletą jest również duży i ustawny bagażnik. Dzieloną klapę tego ostatniego wyposażono w niewielką składaną rampę (rozwiązanie stosowane niegdyś m.in. w fiacie marea kombi), która nie tylko wpływa na sztywność samonośnej konstrukcji, ale pozwala też znacznie obniżyć próg załadunku.

Sama przestrzeń ładunkowa - 541 litrów - jest trudna do zapełnienia nawet w czasie rodzinnych, wakacyjnych podróży. Gdyby jednak wydała się dla kogoś niewystarczająca, w aucie znajdziemy również całą masę sensownie rozplanowanych, pojemnych schowków, w których pomieścimy wszelkiego rodzaju mapy, butelki z piciem czy nawigację.

Auto standardowo wyposażone jest w napęd na cztery koła, rozdzielany za pomocą sprzęgła wielopłytkowego. Na drodze najlepiej sprawdza się tryb 4WD, w którym moment "dopięcia" się tylnej osi jest w zasadzie nieodczuwalny (samochód prowadzi się jak typowa czteronapędówka). Amatorzy jazdy terenowej (bo żaden profesjonalista na pewno nie kupi sobie SUV-a...) wybrać też mogą tryb o nazwie "lock", w którym 1,5 raza więcej momentu obrotowego przenoszone jest stale na tylną oś. Nam nie udało się dokładnie sprawdzić możliwości mitsubishi poza utwardzonymi drogami, ale winę za to ponoszą wyłącznie typowo szosowe opony, na których w dalszy teren po prostu nie wypada się zapuszczać.

Cenowo bez konkurencji

W testowanej przez nas wersji samochód kosztuje około 115 tys. zł. Dla przeciętnego zjadacza chleba taka kwota to - całkiem dosłownie - fura pieniędzy, ale w segmencie SUV oferta wydaje się rozsądnie skalkulowana. Więcej, chyba nie ma na rynku samochodu tej klasy i rozmiarów za takie pieniądze...

Wypada też dodać, że chociaż outlander każdego dnia pokonuje po kilkadziesiąt kilometrów, a za jego kierownicą siadają różni kierowcy, przez cały czas trwania naszego testu auto ani razu nie sprawiło żadnego problemu. Nie zapaliła się żadna kontrolna, nie spaliła żadna żarówka, komputer nie zameldował żadnego błędu. Mimo tego, że samochód produkowany jest w Holandii, zachowuje się wiec w typowo japoński sposób.

Gdyby nasz testowy outlander wyposażony był w harmonijnie pracującego, dynamicznego francuskiego diesla 2,2 HDI o mocy 156 KM (w "naszej" wersji intense+ wymaga dopłaty około 20 tys. zł), biorąc pod uwagę oryginalną (jak na SUV-a) stylistykę, przestronne wnętrze, komfortowe nastawy zawieszenia i świetny system audio, bez wahania napisalibyśmy, że auto jest "cool". Niestety, z rozklekotanym niemieckim sercem (które - jesteśmy tego pewni - trafi w gusta wielu osób) outlander kwalifikuje się jedynie do poprawnej, acz nudnej kategorii "das auto".

Zostań fanem naszego profilu na Facebooku. Tam można wygrać wiele motoryzacyjnych gadżetów, oraz już niebawem... samochód na weekend z pełnym bakiem! Wystarczy kliknąć w "lubię to" w poniższej ramce.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: silnik | Mitsubishi | auto
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama