Kolejne miejskie, pudełkowate, autko. Ale robi wrażenie
Znamy już up!'a, citygo, a teraz poznaliśmy również mii - ostatniego z miejskich trojaczków grupy Volkswagena.
Czy wyróżnia się czymś na tle swoich braci? Sprawdziliśmy to na zatłoczonych ulicach Barcelony.
Na pierwszy rzut oka - nic specjalnego. Kolejne miejskie, pudełkowate, budżetowe autko. Przedstawiciele Seata jednakże na każdym kroku starali się podkreślić jego wyjątkowość i hiszpański temperament. Sugerowali, że samochód ten jest idealny dla młodych ludzi, zamieszkujących wielkie metropolie. Materiały promocyjne mii pełne są tego typu odniesień, zaś organizatorzy postanowili pokazać, że i w nas następca arosy wywoła mnóstwo radosnych emocji. Tak przynajmniej starano się uzasadnić obecność w samochodzie testowym trzech kamer, które miały za zadanie "rejestrować nasze reakcje i wrażenia z jazdy mii". W aucie znajdował się też polaroid, mający pozwolić nam na uwiecznienie chwil spędzonych z małym seatem. Po takim natłoku PR-owych obietnic, zapewnień i sugestii, wsiedliśmy do mii ze sporą rezerwą...
Nie zdziwimy zapewne nikogo pisząc, że wszelkie zapewnienia przedstawicieli Seata dotyczące niezwykłości ich nowego samochodu nie znajdują pokrycia w rzeczywistości. Mii to typowy przedstawiciel segmentu małych, tanich autek. Co nie jest bynajmniej wadą - należy jedynie pamiętać, czym jedziemy. Kiedy zatem zapomnimy o kwiecistych przemówieniach PR-owców, okaże się, że siedzimy w całkiem sympatycznym autku.
Przede wszystkim robi wrażenie przestronność - cztery dorosłe osoby zmieszczą się w nim swobodnie i nie poobijają sobie głów, ani kolan. Jeśli do tego dodamy bagażnik o pojemności 251 litrów, okaże się, że w tym mierzącym 3,56 m nadwoziu "upchnięto" wnętrze porównywalne z wnętrzem samochodu klasy B. Na podobnym zresztą poziomie są też plastiki - twarde jak skała, ale całkiem przyjemne w dotyku. W bogatszych wersjach możemy liczyć nawet na dwukolorową deskę i przyjemnie grubą, skórzaną kierownicę. Całość dopełniają wygodne fotele ze zintegrowanymi zagłówkami, co nadaje im sportowego wyglądu.
Sportowe miało być również prowadzenie mii, przynajmniej według informacji zawartych w materiałach prasowych. Trochę nas to zaniepokoiło - od auta miejskiego oczekujemy raczej komfortu, a nie sportowych emocji. Na szczęście mały seat całkiem dobrze radzi sobie z nierównościami, zapewniając przy tym spore rezerwy bezpieczeństwa. Komu to nie wystarcza, może zamówić wersję z utwardzonym i obniżonym o 15 mm zawieszeniem. Nie widzimy jednak zbytniego sensu zakupu tej opcji - standardowy samochód prowadzi się w sposób więcej niż zadowalający, a na prawdziwie sportową jazdę nie pozwolą ani silniki, ani mocno wspomagany układ kierowniczy.
Właśnie - napisaliśmy "silniki", a powinniśmy raczej "silnik", bowiem jest tylko jeden. Ma on 3 cylindry i 1 litr pojemności. Rozwija jednak całkiem przyzwoite 60 KM, co w aucie ważącym zaledwie 854 kg wydaje się być w pełni wystarczające. Przyspieszenie na poziomie 14,4 s do setki pozwala na sprawne poruszanie się w ruchu miejskim, ale dynamiczniej usposobieni kierowcy mogą czuć pewien niedosyt.
Dla nich też przygotowano mocniejszą odmianę tego silnika, oferującą 75 KM i sprint od 0 do 100 km/godz. w 13,2 s. Wydawać się może, że taka różnica niewarta jest zachodu, ale wrażenia z jazdy sugerują coś zgoła innego. Auto zdecydowanie chętniej reaguje na dodanie gazu i ochoczo wkręca się w obroty. Bez względu na to, którą wersję wybierzemy, możemy liczyć na niewielkie spalanie: odpowiednio 4,5 i 4,7 l/100 km w cyklu mieszanym. W ofercie znajdą się również wersje ecomotive, czyli "ekologiczne". Dzięki dodaniu systemu Start/Stop producent obiecuje obniżenie zużycia paliwa odpowiednio do 4,2 i 4,3 l/100 km oraz zejście poniżej magicznej granicy 100 g CO2/100 km, co na Zachodzie gwarantuje zwolnienie z podatku drogowego.
Seat mii. Testy w Barcelonie. Galeria
Fot. Michał Domański
Polskich kierowców z pewnością bardziej zainteresuje planowana odmiana zasilana gazem ziemnym - ma ona zastąpić w ofercie silnik diesla, który nie sprawdza się w miejskim, pokonującym niewielkie dystanse, autku.
Nowe mii mogą już kupować Hiszpanie. Na ich rynku kosztuje 8690 euro, co daje w przeliczeniu około 39 tys. zł. To bardzo dużo, zważywszy poziom wyposażenia standardowego. Zgodnie z informacją prasową, każde mii wyposażone jest w ABS, 4 airbagi oraz, jak się domyślamy, wspomaganie kierownicy. Obecnie najtańszą wersją jest odmiana Reference (dostępna za wspomnianą wyżej kwotę), oferująca ponadto tylne zagłówki, instalację radiową z dwoma głośnikami oraz... półkę zasłaniającą bagażnik. Takie luksusy, jak elektrycznie sterowane szyby oraz centralny zamek, są standardowe w odmianie Style, kosztującej 10 240 euro (około 46 tys. zł). Mamy nadzieję, że przedstawicielstwo Seata w Polsce wynegocjuje na nasz rynek o wiele niższą cenę, bo inaczej to sympatyczne autko nie ma najmniejszych szans na powodzenie.
Gdybyśmy mieli wymienić jakieś wady małego seata, to byłyby to jedynie drobiazgi przypominające o jego "budżetowości". Są to chociażby nieosłonięte niczym blachy w drzwiach, brak możliwości sterowania przez kierowcę szybą pasażera (ma on tylko jeden przełącznik) oraz mikroskopijnych rozmiarów obrotomierz. Nie oszczędzano natomiast na gadżetach. Na liście wyposażenia opcjonalnego znalazły się, między innymi, przenośna nawigacja (pokazująca też wskazania komputera oraz czujników cofania), czy też system zapobiegający kolizjom przy prędkościach do 30 km/h, który dotychczas znaliśmy z limuzyn Volvo, ale także z... bliźniaczego do mii volkswagena up!.
Podsumowując, mii jest takie, jakie powinno być małe, miejskie autko: zwrotne, całkiem przestronne, oszczędne i sympatyczne. Według nas wygląda najciekawiej z volkswagenowskich trojaczków, więc jeśli tylko zostanie odpowiednio wycenione, wróżymy mu spore szanse na sukces.
Michał Domański