E63 AMG i A45 AMG. Razem mają prawie 1000 koni!
Są różne sposoby, by podnieść sobie poziom adrenaliny. Można pobawić się ze zdenerwowanym skorpionem.
Mercedes E63 AMG 4MATIC S
Fot. spheresis.com
Można wdać się w dyskusję na temat filozofii gender z Kazimierą Szczuką. Można wreszcie wybrać się na przejażdżkę Mercedesem E63 AMG. Pojemność silnika 5461ccm, moc nominalna 585 koni mechanicznych, maksymalny moment obrotowy 800 niutonometrów, prędkość maksymalna 250 kilometrów na godzinę, ograniczona elektronicznie, przyspieszenie od 0 do 100 km/godz. w 3,6 s (tak, to nie pomyłka - trzy i sześć dziesiątych sekundy!), ograniczone jedynie odpornością kierowcy i pasażerów na przeciążenia. Są jakieś pytania?
Dodajmy, że z zewnątrz to-to wygląda całkiem niewinnie i nie wzbudza specjalnego zainteresowania wśród przechodniów. Prawdziwy charakter samochodu zdradzają jedynie kute, 19-calowej średnicy obręcze kół z niskoprofilowymi oponami (z przodu 255/35, z tyłu 285/30), potężne, aczkolwiek bynajmniej nie czerwone zaciski hamulców, a przede wszystkim napis: V8 BITURBO SAMG.
Wewnątrz też nie dostrzeżemy jakichkolwiek wyraźnie sportowych akcentów. Miękka skóra, szczotkowane wstawki metalowe, błyszczący lakier Black Piano, na środku deski elegancki analogowy zegarek (właśnie zegarek, nie zegar) sygnowany przez renomowanego szwajcarskiego producenta czasomierzy, równie markowy system audio... Jednym słowem standard w tej klasie aut. Do tego całe mnóstwo dźwigni, przycisków, pokręteł. Jak się w tym połapać? Sięgamy po instrukcję obsługi. Co, tylko 388 stron? Nijak się to ma do trzykrotnie grubszego przewodnika po takim na przykład Lexusie. Po chwili okazuje się jednak, że w formie drukowanej przygotowano jedynie zestaw podstawowych informacji i wskazówek dla użytkownika. Komplet zawiera wersja cyfrowa. Można się domyślać, że ma pewnie z pięć gigabajtów objętości.
No dobrze, w końcu to Mercedes, więc damy radę bez tygodnia lektury instrukcji. Naciskamy przycisk uruchamiający silnik i wtedy.... rozlega się płoszący ptactwo w promieniu kilometra ryk, pomieszany z chrapliwym bulgotaniem i rzężeniem. Takie odgłosy musi wydawać w piekle Belzebub przedwcześnie obudzony z poobiedniej drzemki.
Rozpieramy się w fantastycznym, jakby otulającym ciało kierowcy fotelu z funkcją aktywnego, dodatkowego podtrzymywania na zakrętach i ledwie muskając pedał gazu wyjeżdżamy na obwodnicę autostradową Krakowa. Zmieniamy przyciskiem charakterystykę zawieszenia, włączamy system kontroli trakcji AMG, przestawiamy pokrętło trybu jazdy z Comfort na Sport, a następnie na Sport +. Niestety, o żadnych ekstrawaganckich szaleństwach nie ma mowy. Mgła, mokra jezdnia, duży ruch, mozolnie wyprzedzające się ciężarówki... Nie dzisiaj, nie tutaj, nie w tym kraju...
Na zakorkowanym skrzyżowaniu okazuje się, że nasz prawie 600-konny potwór jest wyposażony w system Start/Stop. Niezły obciach. To tak, jakby przyłapać Pudziana na szydełkowaniu.
Z drugiej strony, Mercedes E63 AMG pomimo swych niesamowitych osiągów jest samochodem nadającym się do codziennego użytkowania. Rejestrowanym na 5 osób (z tyłu w miarę wygodnie usiądą nawet pasażerowie nie pozbawieni dolnych kończyn), z obszernym bagażnikiem o pojemności 540 litrów, wygodną automatyczną skrzynią biegów, całym zastępem elektronicznych asystentów dbających o komfort i bezpieczeństwo podróżowania, zawieszeniem, które, choć twarde, nie powoduje na wyboistych drogach palpitacji wątroby.
Zawieźć rano dzieciaka do przedszkola? Podrzucić teściowej kuchenną szafkę? Zabrać szwagra w niedzielę za miasto na ryby? A wszystko to z ośmioma cylindrami pod maską. Bezcenne.
Podstawowa wersja Mercedesa E63 AMG kosztuje niespełna 460 tys. zł. Testowany przez nas, szczodrze doposażony egzemplarz - dokładnie 733 521 złote i 72 grosze. Trochę drogo, ale cóż, za sam tylko ceramiczny układ hamulcowy trzeba dopłacić równowartość samochodu segmentu A (prawie 32 tys. zł), za podsufitkę "design Dynamica w kolorze szarości alpaki" 7,3 tys. zł. Wspomniane na wstępie alusy to ekstrawydatek 8 tys. zł.
Do E63 przesiedliśmy się z innego nietuzinkowego Mercedesa - A45 AMG 4MATIC Edition 1, który na tle "najszybszej limuzyny świata" wypada ciut blado chociaż to przecież niczego sobie kompakcik.
Mercedes A45 AMG 4MATIC Edition 1
Z wyglądu prezentuje się nawet efektowniej. Charakterystyczny czarny pas biegnący wzdłuż białego nadwozia, szpanerski spojler, równie szpanerskie czarne felgi, czerwone akcenty kolorystyczne, które znajdziemy także w utrzymanym w czarnej tonacji wnętrzu kabiny: pasy bezpieczeństwa, oprawy efektownych wlotów powietrza, przeszycia skórzanej tapicerki itp. Superfotele Recaro z zintegrowanymi zagłówkami, wysokiej jakości materiały, liczne systemy wsparcia kierowcy. W pokrytym skórą zwieńczeniu dźwigni automatycznej skrzyni biegów dyskretnie wytłoczone logo AMG. Wyskalowany do 320 km/godz. prędkościomierz ze wskazówką startującą z pozycji "godzina szósta" (podobnie jak obrotomierz). Pod maską dwulitrowy benzyniak o mocy 360 KM i maksymalnym momencie obrotowym 450 Nm, zapewniający przyspieszenie od zera do setki w 4,6 sekundy i prędkość maksymalną limitowaną elektronicznie do 250 km/godz.
Również ten silnik odgłosami swojej pracy mile pieści ucho każdego fana motoryzacji. W końcu skrót AMG bywa rozwijany jako "Ale Ma Gadane". Tylko się cieszyć, że kabina tuningowanej wersji A-klasy nie jest - zapewne rozmyślnie - idealnie wyciszona.
Jak się jeździ takim samochodem? Powiedzmy krótko: znakomicie, i to w obu dostępnych trybach: komfortowym i sportowym. Imponuje zwłaszcza pewność prowadzenia. Nawet przy dużych prędkościach auto jest niewzruszenie stabilne zarówno na prostych, jak i na łukach. Napęd na obie osie, sportowa konstrukcja zawieszenia, odpowiedni rozkład mas robią swoje.
A45 AMG osiągami nie odbiega wiele od E63 AMG, ale funkcjonalnością już tak - ma twardsze zawieszenie, mniejszy bagażnik (341 l), jest znacznie ciaśniejszy, zwłaszcza w tylnej części kabiny (rozstaw osi 2699 mm wobec 2874 mm w E63). To sportowy luksus, ale jednak pozycjonowany w innym segmencie. Z powyższego powodu również wyraźnie tańszy, co oczywiście nie znaczy, że tani. Cena podstawowa: prawie 150 tys. zł. Cena testowanego przez nas egzemplarza: 278 tys. zł. Trzeba sobie tylko życzyć wygranej w totka.