Z Dokkera do Kodiaqa, czyli kilka refleksji
To nie będzie tekst dziennikarza motoryzacyjnego, rutynowo podchodzącego do kolejnych testowanych aut. Odzwierciedlający obycie z technicznymi nowinkami i rozwiązaniami niedostępnymi w klasie samochodów budżetowych. Tych kilkadziesiąt zdań poniżej spisze facet, na co dzień jeżdżący Dacią Dokker. Wersją Embleme, z paroma udogodnieniami, którym jednak daleko do standardu, jaki prezentuje sobą Skoda Kodiaq, w „wypasionej” wersji za 240 tys. zł.
Zawodowo zajmuję się sprawami militarnymi. Znam niemal każdy typ sprzętu, używany w Wojsku Polskim, o czym wspominam nie bez powodu. Wrażenie, jakie towarzyszyło mi przy zapoznaniu się z "Kodżakiem", było bowiem tożsame z tym, co czułem, gdy po raz pierwszy wsiadłem do Rosomaka, mając w pamięci ciasne i toporne wnętrza swojskich transporterów typu BWP czy BRDM. Ich "analogowy" wygląd, ofertę dramatycznie niskiego komfortu jazdy - w smrodzie, gorącu i hałasie. "Rosiek" tymczasem miał wygodne fotele, sporo miejsca, klimę i najeżony był nowoczesną techniką (z arcygroźnym i bezbłędnie celnym działkiem typu Bushmaster). Kamery i monitory pozwalające desantowanym żołnierzom obserwować sytuację na zewnątrz bez konieczności wychodzenia z pojazdu, doskonale ilustrowały większe możliwości nowego sprzętu.
Kodiaq też ma wielki monitor wbudowany w kokpit i mniejszy cyfrowy wyświetlacz w miejscu tradycyjnych zegarów. To swoiste centrum dowodzenia pojazdem i baza wiedzy pozwalająca na zarządzenie misją. Radio, nawigacja, parametry jazdy, multimedia (włącznie z własnym internetem) - wszystkie funkcje łatwo dostępne, zarówno "na dotyk", jak i przez sensownie (intuicyjnie!) rozmieszczone przyciski. Gdy dodamy do tego inne elementy wyposażenia - czujniki, radary, kamery "czytające" znaki i pasy, "widzące" przeszkody, umożliwiające automatyczne parkowanie i bóg wie co jeszcze - trudno oprzeć się wrażeniu olbrzymiego przeskoku cywilizacyjnego. Po czymś takim łatwiej mi zrozumieć, o czym mówili piloci, którzy przed laty przesiadali się z MiG-ów 21 i 29 na F-16.
"Tak naprawdę musieliśmy nauczyć się na nowo latać" - przyznawali zgodnie myśliwcy. Otóż to... Mam prawo jazdy od 25 lat, jeżdżę całkiem sporo - około 30 tys. kilometrów rocznie. Ale poza kilkudniową przygodą sprzed czterech lat, nie miałem innych doświadczeń z automatyczną skrzynią biegów. Pielęgnowałem za to przekonanie, że takie rozwiązanie po pierwsze, dobre jest dla niedoświadczonych kierowców, po drugie, ogranicza moc silnika.
Skoda Kodiaq RS
Uśmiechałem się pod nosem, wyobrażając sobie mój 85-konny "psiowóz" (Dokker kupowany był z myślą o zamontowaniu w nim keneli dla domowych czworonogów) z jego zabójczym przyśpieszeniem, ograniczonym jeszcze "automatem". No i z takim mentalnym bagażem wsiadłem do "Kodżaka" wyposażonego w skrzynię DSG. O ile dość szybko załapałem, że nie potrzebuję lewej nogi, a prawa dłoń może niemal cały czas trzymać się kierownicy (musi!), o tyle trochę mi zajęło, nim pojąłem, z czego wynika fakt, że po starcie spod świateł inne samochody oglądam co najwyżej w lusterku. 240 KM "robi robotę" i zmusza kierowcę, by pozbył się ołowianej nakładki spod stopy.
"Jeju, jaką to ma moc!" - skomentowała córka. "I jaki jest ładny w środku..." - dodała. W istocie. Testowany egzemplarz wyposażono w obicia ze skóry i alcantary (nawet klamry do pasów bezpieczeństwa mają skórzane nakładki...), zaś wewnętrzne oświetlenie pojazdu nie tylko jest funkcjonalne, ale i eleganckie (choć to już zależy od gustu i wybranego koloru konturowych diod). Duży szklany dach, wygodne, regulowane w kilku płaszczyznach fotele, trójstrefowa klimatyzacja oraz wielki bagażnik sprawiają, że przyjemność podróżowania ma także wymiar czysto fizyczny. Także dla ucha - auto jest dobrze wyciszone, choć konstruktorom udało się tu zachować niezbędny balans.
Wady? Namierzyłem zaledwie jedną. "Mój" Kodiaq - napędzany silnikiem Diesla - nonszalancko podszedł do kwestii tankowania. Jego system pokładowy zupełnie nie zauważył 10-litrowego wsadu ("Musiałbyś nalać więcej..." - podsumował redakcyjny kolega). W efekcie - aż do napełnienia zbiornika po korek - nie udało mi się wydłużyć prognozowanego zasięgu. Gdy ten spadł poniżej 25 kilometrów, auto samoczynnie przeszło w tryb eco. Przyzwyczaiłem się już do dobrego, zatem spadek mocy i mniej wydajną klimę odebrałem jako policzek. Mały, ale policzek.
Marcin Ogdowski