Skoda Enyaq iV 80 - mój pierwszy raz... elektrykiem
Nie sądziłem, że weekendowa przygoda ze Skodą Enyaq tak bardzo zmieni moje nastawienie do elektromobilności. Gdy jeszcze do niedawna nawet samochody hybrydowe wywoływały we mnie jakąś dziwną niechęć, tak po randce z błękitno-srebrną "czeszką" moje podejście uległo zmianie.
Skoda Enyaq zadebiutowała na rynku na początku 2021 roku, więc mamy do czynienia z całkowicie świeżym pojazdem. Zbudowany jest on na platformie MEB Volkswagena i jest technologicznym bliźniakiem modelu ID.4. Testowany egzemplarz to wersja 80, którą cechuje bateria o pojemności 82 kWh oraz zasięg do 534 km, przynajmniej w teorii. Silnik osiąga 204 KM.
Z zewnątrz samochód prezentuje się bardzo spójnie. Mimo sporych rozmiarów nie ma ociężałej sylwetki - wręcz przeciwnie, wygląda bardzo dynamicznie i przyjemnie dla oka. Projektując swój elektryczny pojazd Skoda poszła w innym kierunku niż wielu konkurentów i zaproponowała ostre oraz wyraziste, a przy tym spójne, kształty. Skoda Enyaq iV spodobała się zresztą nie tylko mi, czego dowodem mogą być liczne spojrzenia przechodniów oraz innych kierowców.
Wnętrze zaprojektowano harmonijnie - w sposób przemyślany i ergonomiczny. Oprócz detali w postaci plastikowych listewek na boczkach i desce rozdzielczej nic nie trzeszczy, a spasowanie jest na wysokim poziomie. Większość elementów została przyjemnie miękko wykończona i sygnalizuje dążenia Skody do "premiumizacji" marki (świadczą o tym choćby skórzane wstawki na desce rozdzielczej).
Nad całością góruje 13-calowy dotykowy wyświetlacz, za pomocą którego możemy sterować wszelkimi systemami dostępnymi na pokładzie. Wygodna, lecz stosunkowo gruba, podcięta u dołu kierownica dobrze leży w dłoniach, a dobrą pozycję zapewniają także obszerne fotele. Nieważne, czy potrzebujemy skoczyć po bułki, czy pojechać w dalszą trasę - za każdym razem podróż okazywała się wygodna.
Skoda Enyaq iV 80 na zdjęciach
Co do samych wrażeń z jazdy nie mam obiekcji, ale mój portfel już mógłby mieć. Ponieważ dysponujemy od samego początku całym momentem obrotowym (310 Nm), utrzymywanie się w prawnie ustanowionych limitach prędkości stanowi delikatny problem. Łatwość przyśpieszania, jak i sama jego gładkość niwelują uczucie nadmiernej prędkości. Samo wnętrze, które dobrze izoluje od otoczenia, oraz niemal bezgłośny napęd też ułatwiają popadanie w konflikt z prawem. Z drugiej strony charakter Skody Enyaq iV jest bardziej zrelaksowany niż sportowy i przy spokojnej muzyce samochód wręcz nastraja do powolnego sunięcia przez miasto, jednak dynamika napędu mimo to kusi, by czasem mocniej wcisnąć gaz.
Zawieszenie jest całkiem niezłym kompromisem pomiędzy twardym i sportowym, a miękkim i komfortowym. Na pewno nie jest to poziom wytłumiania nierówności klasy premium, jednak u przeciętnego użytkownika na pewno nie będzie wywoływać bólu pleców. Testowany egzemplarz wyposażony był w adaptacyjne zawieszenie, dzięki któremu, zależnie od nastroju, można skłonić się bardziej w stronę komfortu lub zwartego, sportowego zachowania na drodze.
Z drugiej strony brakuje tutaj pewnego rodzaju satysfakcji z prowadzenia. Wszystko jest elektrycznie i elektronicznie idealne. Nie czuć pracy silnika, nie czuć emocji, które towarzyszą jeździe samochodami spalinowymi. Dla osób niebędących fanami motoryzacji, brak dźwięku silnika oraz zmiany biegów będzie bez wątpienia zaletą, ale dla pozostałych przejechanie większego dystansu elektrykiem, będzie pozostawiało pewien niedosyt wrażeń.
Kolejnym negatywnym aspektem, który odczułem jest niewątpliwie długi czas ładowania baterii. Całkowite jej napełnienie z poziomu 20 proc. zajmowało średnio ponad godzinę (oczywiście z użyciem szybkoładowarki). Ta nieprzyjemna konieczność dawała mi się we znaki, zmuszając mnie do bardziej skrupulatnego planowania jazdy. Również mała dostępność ładowarek jest czynnikiem, który odrobinę zniechęca do korzystania z samochodów elektrycznych.
Mój krótki romans z elektryczną Skodą niewątpliwie pokazał mi uroki samochodów elektrycznych. Jednocześnie uświadomił, jak bardzo brakować mi będzie w przyszłości samochodów z silnikami spalinowymi. Przyszłość rysuje się jednak w "zielonych" barwach. Doceniajmy więc "tradycyjną" motoryzację, póki jeszcze ją mamy i, jak pokazują ceny na stacjach paliw, póki w ogóle nas na nią stać.
Maciej Flis-Flisiński