Jeep Wrangler - ostatni Mohikanin
Samochód, który jest klasą samą w sobie, synonim auta terenowego i ostatni z ginącego gatunku prawdziwych offroaderów – Jeep Wrangler trafił do naszej redakcji. Jak jeździ pojazd, który w prostej linii wywodzi się od legendarnego Willysa?
"Tak, to jest nowy samochód" - to zwykle były pierwsze słowa, jakie padały pod adresem naszych znajomych, zdziwionych, że przyjechaliśmy samochodem wyglądającym jak rekwizyt z filmu z Rambo w roli głównej. Jeep Wrangler wymyka się większości standardów, do jakich przyzwyczaiły nas współczesne samochody i przypomina nam na czym kiedyś polegało obcowanie z maszyną.
Wyglądający, jakby był zaprojektowany w latach 70. pojazd, zwraca na siebie uwagę przede wszystkim swoją... "czołgowatością". Prostokątność jego nadwozia zakłócają jedynie takie detale jak koło zapasowe na drzwiach bagażnika, szerokie nadkola przechodzące w progi, na których można stanąć, oraz zaskakująco długi przedni zderzak. Dużo kątów prostych, niemal pionowa przednia szyba i umieszczone na zewnątrz zawiasy drzwi podkreślają, że mamy tu do czynienia z samochodem, który jak żaden na rynku, hołduje założeniom utylitaryzmu. To nie miejskie wozidełko, ani wakacyjny dzieciowóz, ale wyspecjalizowane narzędzie do zadań specjalnych.
Całkiem spore narzędzie - Wrangler w pięciodrzwiowej odmianie mierzy 4751 mm długości, 1877 mm szerokości i 1840 mm wysokości. W rzeczywistości sprawia wrażenie potężniejszego, niż sugerują to wymiary, co można tłumaczyć faktem, że żaden z projektantów nie starał się nadać jego bryle wrażenia lekkości, co stosuje się dość często w przypadku modnych SUVów. Można odnieść wrażenie, że wręcz starano się, aby wyglądał na "groźniejszego", niż jest w rzeczywistości.
Po zajęciu miejsca za kierownicą widzimy natychmiast, że Jeep chciał nieco ucywilizować swój najbardziej bezkompromisowy model. Nadal we wnętrzu królują twarde plastiki, a deskę rozdzielczą zaprojektowano jako prostą i solidną. Znajdziemy tu jednak takie przejawy nowoczesności, jak ekran systemu nawigacji, automatyczną klimatyzację czy podgrzewane, skórzane fotele. Monotonię czerni zaś starają się urozmaicić srebrne wstawki na kierownicy i wokół nawiewów.
Elementy te kontrastują z prawdziwą naturą Wranglera, która objawia się na przykład... brakiem podsufitki. Wynika on z faktu, że nawet w wersji z metalowym dachem, możemy go zdemontować. Składa się z dwóch połówek, które po pociągnięciu kilku dźwigni i odkręceniu dwóch śrub, możemy schować w bagażniku.
Nawigacja i skórzana tapicerka to dodatki, których zadaniem jest delikatne tylko osłodzenie utylitarnego charakteru Wranglera. Bez względu bowiem na to, czy jeździliście już dużymi SUVami, czy nie, przejażdżka tym pełnokrwistym Jeepem jest przygodą samą w sobie. Seryjnie wyposażony jest on co prawda w automatyczną skrzynię biegów, ale ten fakt tylko trochę pomaga oswoić się tym samochodem.
Pozycja za kierownicą jest wysoka, dająca dobry prospekt, nie tylko na otoczenie, ale także na długą maskę. To pogłębia tylko poczucie jazdy autem o monstrualnych rozmiarach i skłania do szczególnej ostrożności podczas pierwszych kilometrów pokonanych w mieście. Prawdziwym problemem jest natomiast parkowanie - Wrangler nie ma czujników parkowania, ani kamery. Ma za to koło zapasowe na bagażniku i wielki przedni zderzak - w którym miejscu one się kończą, nie sposób zobaczyć. Można jedynie parkować "na czuja", co skutecznie zniechęca do co ciaśniejszych miejsc parkingowych.
Nie oszukujmy się jednak - ten Jeep nie został stworzony do tego, aby jeździć nim do sklepu po bułki. Nie najlepiej czuje się także w trasie - 200-konny diesel 2.8 CRD może co prawda rozpędzić Wranglera do 169 km/h, a więc nawet na autostradzie nie jest on zawalidrogą, ale ani wygłuszenie, ani resorowanie, nie zostały zaprojektowane z myślą o komfortowym pokonywaniu dużych dystansów. Chociaż i z krótkimi może bywać różnie - na dziurawych drogach polskich miast auto ma tendencje do wpadania w specyficzne drgania, które w pierwszej chwili można odebrać jako jakiś problem z układem jezdnym. Szybko można się do tego przyzwyczaić, ale mistrzem komfortu Wrangler nigdy nie będzie.
Model ten stworzony został wszak do jazdy w terenie i temu właśnie podporządkowana jest cała konstrukcja samochodu. Ten zbudowany na ramie Jeep, wyposażony we wzmocnione zawieszenie i terenowe opony. Jego prześwit to 256 mm, a głębokość brodzenia aż 762 mm, co pozwala na bezstresowe podróżowanie po nierównym terenie, a także swobodne pokonywanie rzek i innych przeszkód wodnych.
Należy pamiętać tylko o tym, że Wrangler to rasowa terenówka i napęd 4x4 nie jest tutaj stały, ani nie aktywuje się sam. Jeep zastosował tu skrzynię rozdzielczą, pozwalającą na sztywno połączyć obie osie z czego można korzystać tylko poza utwardzonymi drogami (brak centralnego dyferencjału). Na szczęście nie musimy się zatrzymywać, aby to zrobić. W ekstremalnych sytuacjach możemy skorzystać oczywiście z reduktora (przełożenie 2,72:1).
W efekcie jadąc Wranglerem czujemy tą wolność, jaką daje możliwość wjechania niemal wszędzie. Strome podjazdy, grząskie błoto czy duże nierówności nie robią na nim wrażenia. Na rynku jest obecnie wiele aut z podniesionym nadwoziem i napędem 4x4, ale żadne z nich nie daje takiej pewności podczas jazdy w terenie. Żadne też nie jest tak odporne na ostre traktowanie - zawieszenie i podwozie są odpowiednio "pancerne", a lakier odporny na zarysowania i niestraszne mu gałęzie czy drobne kamienie.
A ile kosztuje przyjemność zapuszczenia się w miejsca niedostępne dla zwykłych śmiertelników i ich modnych SUVów? Przynajmniej 165 900 zł - tyle kosztuje wersja z 200-konnym dieslem i podstawowym wyposażeniem Sport. Obejmuje ono 2 poduszki powietrzne, tempomat, klimatyzację automatyczną, komputer pokładowy oraz system multimedialny Uconnect. O dzielność w terenie dba seryjny reduktor, terenowe opony (245/75 R16) oraz płyty chroniące elementy podwozia.
Testowana odmiana Sahara kosztuje 179 900 zł i oferuje dodatkowo elektrycznie sterowane szyby i lusterka, nagłośnienie Alpine (460 W), 17-calowe alufelgi, a także wzmocnione hamulce oraz pełne drzwi. Podczas konfigurowania Wranglera trzeba też pamiętać, że model ten jest standardowo... kabrioletem i ma materiałowy dach. Lakierowany w kolorze nadwozia, trzyczęściowy dach z tworzywa sztucznego kosztuje sporo (10 000 zł), ale to bardzo dobra inwestycja.
Jeep Wrangler to obecnie jedyna przepustka do świata prawdziwego offroadu - jego odwieczny rywal, Land Rover Defender, od niedawna nie jest produkowany. Jazda nim w terenie sprawia mnóstwo frajdy, ale nie tylko tam. Kiedy trafi się jakiś słoneczny dzień, warto zdemontować dach i pojechać Wranglerem, choćby do pracy i poczuć przyjemność jechania autem naprawdę niezwykłym i w dzisiejszych czasach unikatowym.
Jeep wrangler
Michał Domański