Abarth 595 Monster Energy Yamaha – niezmiennie jadowity
Pomimo tego, że usportowiona wersja modelu 500 jest z nami już od wielu, wielu lat, nadal potrafi zachęcić swoim charakterem i przekonać niepowtarzalnym urokiem. Szczególnie w tej drugiej kwestii Włosi starają się podtrzymywać zainteresowanie klientów, co rusz proponując nowe wersje specjalne swojego modelu. Testowany egzemplarz należy właśnie do jednej z nich.
Choć trudno w to uwierzyć, ale odmiana "pięćsetki" przygotowana przez Abartha pojawiła się rok po premierze modelu, czyli w 2008 roku. W tym czasie przeprowadzono tylko jedną, znaczącą modernizację, ale trudno zaprzeczyć, że design retro tego autka niezwykle dobrze radzi sobie z upływem czasu. Dotyczy to całej gamy modelu 500, ale jest szczególnie widoczne w przypadku Abartha, który za sprawą między innymi muskularnych zderzaków i dużych felg, prezentuje się bardzo drapieżnie.
Testowany egzemplarz to odmiana o wiele mówiącym oznaczeniu Monster Energy Yamaha. Włoska marka współpracuje z japońskim producentem motocykli od 2015 roku, a opisywana wersja 595 jest tego kolejnym efektem. Auto nawiązuje do zespołu wyścigowego oraz do motocykla YZR-M1, startującego w MotoGP 2020. Poza zestawem naklejek, wyróżnia się on kolorystyką - niebieskim nadwoziem z czarnym dachem, słupkami, częścią klapy bagażnika oraz maską. Warto zwrócić uwagę, że za czarny kolor odpowiada folia, ale dzięki temu na boku auta mogły pojawić się czarno-niebieskie pasy. Dodajmy tylko, że taka kolorystyka wymaga dopłaty (4200 zł), natomiast standardowo auto jest jednolicie czarne. 17-calowe matowoczarne felgi to jedyne dostępne obręcze.
Największym wyróżnikiem wnętrza są oczywiście sportowe fotele utrzymane w wiadomej kolorystyce i z napisami Yamaha Factory Racing na zagłówkach (który pojawia się też na ekranie powitalnym systemu multimedialnego). Oprócz tego lakierowana na czarno listwa na desce rozdzielczej ma niebieski pasek i to właściwie tyle.
Wnętrze Abartha 595 ma swój niewątpliwy urok i podobnie jak nadwozie, nadal prezentuje się całkiem atrakcyjnie, pomimo tego, że jedyna zmiana od wprowadzenia modelu na rynek to wirtualne zegary i zastosowanie systemu multimedialnego (któremu dodano niedawno obsługę Android Auto i Apple CarPlay). Niestety ma też swoje wady. Przykładowo przyjemnie leżąca w dłoniach i dobrze wyprofilowana kierownica ma za dużą średnicę, a do tego reguluje się ją tylko w poziomie, przez co wielu kierowców nie znajdzie tu optymalnej pozycji. Nie pomaga w tym również zbyt wysoko zamocowany fotel, który ma co prawda regulację, ale jest ona od lat niezmiennie osobliwa. Otóż nie obniżamy całego fotela, a jedynie tylną część siedziska (przez co powstaje dziura między siedziskiem, a oparciem).
Niezmiennie powodów do narzekania nie daje natomiast układ napędowy. Odmiana Monster Energy Yamaha korzysta z jednostki 1.4 T-Jet w jej "środkowej" wersji, czyli o mocy 165 KM (są też 140 i 180 KM). W dzisiejszych czasach nie jest to dużo w przypadku wersji usportowionej, nawet w segmencie A. Przyspieszenie do 100 km/h w 7,3 s nie daje oczywiście powodów do narzekań, ale do rekordów, nawet w tej klasie, trochę brakuje. Podobne spostrzeżenia są oczywiście prawdziwe, ale szybko zapomnimy o nich, po krótkiej przejażdżce Abarthem 595.
Po pierwsze silnik ma charakterystykę przypominającą dawniejsze jednostki doładowane. Co prawda maksymalny moment obrotowy (230 Nm) osiągany jest dość nisko (2250 obr./min), ale wyczuwalna jest niewielka dziura turbinowa. Tym autem najlepiej rusza się zdecydowanie, a kiedy złapie nieco wyższe obroty, czuć uderzenie niutonometrów i zaczyna rozpędzać się jak szalony, wgryzając przednimi kołami w asfalt. Sprawia wrażenie wręcz narowistego i dającego wyraźnie inne wrażenia z jazdy, niż modele szybsze, ale o łagodniejszym, mimo to, charakterze.
Abarth 595 Monster Energy Yamaha na zdjęciach
Nawiązaniem do "starych dobrych czasów" jest także układ wydechowy Record Monza z czterema końcówkami. Odgłosy jakie z niego dochodzą, po uruchomieniu silnika, są tak gardłowo sportowe, że aż trudno uwierzyć, iż ich źródłem jest takie małe autko, napędzane niewielkim przecież silnikiem. Są one wyjątkowo intensywne podczas manewrowania na parkingu, ale podczas jazdy też potrafią dać o sobie znać, czasami niespodziewanie. Wystarczy przy nawet niedużej prędkości przytrzymać przez moment gaz, aby wzrosło ciśnienie doładowania i nagle odpuścić, by cieszyć swoje uszy rasowymi odgłosami i wywoływać konsternację u innych kierowców.
Unikalnych doznań Abarth 595 dostarcza również na zakrętach. To bardzo małe i zwarte autko, a do tego twardo zawieszone, przez co prowadzi się trochę jak gokart. Z jednej strony oznacza to prawdziwą frajdę, ale na nawierzchni, która nie jest do końca gładka, prowadzi czasem do nerwowych reakcji (w czym nie pomaga też krótki rozstaw osi). Panowania nad autem podczas szybkiej jazdy nie ułatwia wspomniany brak regulacji wzdłużnej kierownicy, przez co wygodne ustawienie fotela wymaga jazdy z wyprostowanymi rękami, czego powinno się przecież unikać. Sam układ kierowniczy jest natomiast wystarczająco precyzyjny, podobnie jak praca dźwigni zmiany biegów (szkoda, że nadal pięciobiegowej).
Jazda Abarthem 595 ma w sobie coś wyjątkowego i jak to zwykle w życiu bywa, wyjątkowość przekłada się także na odpowiednią cenę. Bazowa odmiana (140 KM) kosztuje 83 tys. zł, natomiast testowana 103 tys. zł. Wyposażenie jest dość bogate, ale nie kompletne. Testowany egzemplarz został wzbogacony o automatyczną klimatyzację, nawigację (7-calowy system multimedialny jest seryjny), czujniki cofania, nagłośnienie Beats, biksenonowe reflektory oraz szklany otwierany dach. W sumie koszt opcji wyniósł 20 tys. zł.
Abarth 595 to jedno z tych aut, które nie jest dla każdego, ale każdy powinien się nim przejechać. To dość unikalne doświadczenie, przypominające trochę, ile emocji potrafiły dawać kiedyś samochody. W czasach gdy stosunkowo niedużą moc rekompensowały wrażenia dźwiękowe oraz zaangażowanie kierowcy w prowadzenie auta. Fani takich doświadczeń z łatwością wybaczą mu twarde zawieszenie, skromne możliwości przewozowe oraz nienajlepszą pozycję za kierownicą. Jeśli jesteście jednymi z nich, to warto dać Abarthowi szansę. Natomiast testowana odmiana może być ciekawym zakupem, ponieważ jest ona limitowana do 2000 egzemplarzy, co potwierdza tabliczka umieszczona w kabinie. Jest to sposób na wyróżnienie się nie tylko na drodze, ale także na zlotach miłośników marki.
Dane techniczne | |
Silnik benzynowy | R4, turbo |
Pojemność | 1368 ccm |
Moc | 165 KM (5500 obr./min) |
Maksymalny moment obrotowy | 230 Nm (3000 obr./min) |
Skrzynia biegów | manualna, 5b |
Napęd | na przód |
Osiągi | |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 7,3 s |
Prędkość maksymalna | 218 km/h |
Średnie zużycie paliwa | 6,8 l/100 km |
Wymiary | |
Długość | 3660 mm |
Szerokość | 1627 mm |
Wysokość | 1485 mm |
Rozstaw osi | 2300 mm |
Pojemność bagażnika | 185 l |
Wyposażenie standardowe | |
Klimatyzacja manualna, system multimedialny z ekranem 7 cali, Android Auto i Apple CarPlay, wirtualne zegary, tylne amortyzatory Koni, wydech Record Monza. | |
Wyposażenie testowanego egzemplarza | |
Dwukolorowe nadwozie, czujniki deszczu, światła i cofania, biksenony, nagłośnienie Beats, nawigacja, klimatyzacja automatyczna, szklany dach otwierany, przyciemniane szyby. | |
Cena testowanej wersji | 103 000 zł |
Cena testowanego egzemplarza | 123 300 zł |
Michał Domański