Para spod maski i dyskoteka kontrolek. Wiesz, co robić?

Na poboczach coraz częściej widujemy samochody z buchającymi spod maski kłębami pary, a to znak, że rozpoczął się już wakacyjny sezon urlopowy. W jaki sposób radzić sobie z niespodziewanymi usterkami układu chłodzenia?

W tym przypadku popularne hasło "lepiej zapobiegać niż leczyć" sprawdza się raczej słabo. Regularna wymiana płynu chłodniczego i okresowa kontrola połączeń nie gwarantują, że nagła usterka nie dotknie termostatu, chłodnicy czy pompy wody. W starszych samochodach można wprawdzie pokusić się o okresową wymianę termostatu, ale biorąc pod uwagę stopień skomplikowania nowszych konstrukcji, tego typu zabiegi nie mają finansowego uzasadnienia. Z tego względu warto wiedzieć, jak radzić sobie w przypadku awarii, by ograniczyć skutki przegrzania i nie narażać się na dodatkowe koszty.

Reklama

U kierowców starszej daty zaobserwować można przydatny nawyk zerkania na wskaźnik temperatury płynu chłodzącego równie często, co chociażby na obrotomierz. Niestety, coraz większa liczba nowszych samochodów pozbawiona jest klasycznego wskaźnika temperatury. Kierowca nie ma więc możliwości śledzenia procesu nagrzewania się silnika - o przekroczeniu optymalnej temperatury pracy informuje dopiero zapalenie się lampki ostrzegawczej. Co robić, gdy na desce rozdzielczej rozświetli się "dyskoteka" lub spod maski zacznie buchać para?

Zanim jeszcze zjedziemy na pobocze, powinniśmy jak najszybciej uruchomić ogrzewanie. Samochodowa nagrzewnica to nic innego, jak stosownie pomniejszona chłodnica silnika. Ustawiając grzanie na maksymalną wartość i włączając wentylator, w krótkim czasie, możemy obniżyć temperaturę w układzie nawet o 20 stopni Celsjusza!

Kolejnym punktem powinno być poszukanie bezpiecznego miejsca do zatrzymania i otwarcie maski, by ułatwić wymianę powietrza w komorze silnika. Pamiętajmy jednak, by - pod żadnym pozorem - nie odkręcać korka chłodnicy czy wlewu zbiorniczka wyrównawczego! Układ chłodzenia pracuje pod ciśnieniem, więc ryzyko, że rozgrzany płyn wystrzeli nam prosto w twarz, jest bardzo duże!

Jeśli nie doszło do mechanicznego uszkodzenia układu i nie mamy do czynienia z wyciekiem, powyższe czynności powinny pomóc ustabilizować temperaturę na bezpiecznym dla silnika poziomie. W takim przypadku lepiej nie gasić silnika i pozwolić mu popracować chwilę na wolnych obrotach. Zatrzymując motor przestaje też pracować pompa wody, a w niektórych pojazdach również wentylator chłodnicy (sprzęgło wiskotyczne). Chłodzenie na wolnych obrotach, przynajmniej w początkowej fazie, będzie więc skuteczniejsze, niż odruchowe wyłączenie silnika!

Co innego, gdy spod maski buchają kłęby pary i mamy do czynienia z wyciekiem. Wówczas jak najszybsze wyłączenie silnika pozwoli ograniczyć jego rozmiar.

Jeśli winowajca widoczny jest na pierwszy rzut oka (np. zerwana opaska zaciskowa) możemy pokusić się o samodzielną, doraźną naprawę. Tego typu akcesoria znajdziemy na każdej stacji benzynowej, ubytek płynu uzupełnić można wodą destylowaną.

Gorzej, gdy wszystko wydaje się być "w porządku", a mimo wszystko silnik się przegrzewa. Wówczas wypada zwrócić uwagę, czy po osiągnięciu odpowiedniej temperatury (z reguły w okolicach 90 stopni Celcjusza) włącza się wentylator chłodnicy. Jeśli nie, trzeba sprawdzić bezpieczniki, przekaźnik (na czas próby można go po prostu podmienić z innym) i - jeśli potrafimy go zlokalizować - tzw. termowłącznik wentylatora (czujnik odpowiadający za jego włączenie). Gdy silnik jest gorący, wystarczy wypiąć jego wtyczkę i, przy włączonym zapłonie, kawałkiem przewodu (chociażby spinacza) zewrzeć oba jej piny (gdy po takiej operacji wentylator zastartuje - znaleźliśmy winowajcę).

Jeśli nie doszło do widocznego wycieku, a płyn wydostał się tylko przez otwór w zbiorniku wyrównawczym, po ostygnięciu silnika, możemy uzupełnić jego stan płynem lub wodą destylowaną. Gdy nie czujemy się na siłach wykonać samodzielnych testów elektryki lub diagnoza nie daje rezultatu, powinniśmy udać się do najbliższego warsztatu. Przy włączonym "na maksa" ogrzewaniu, unikając wysokich obrotów i przestojów w korkach, z reguły udaje się tam dotrzeć o własnych siłach.

Pamiętajmy, że "zagotowanie" samochodu nie musi mieć wcale związku z usterką termostatu, pompy wody czy chłodnicy. Winowajcą może okazać się np. niedrożny układ wydechowy lub... uszkodzona uszczelka pod głowicą.

PR

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy