Nie przepłacaj za niemieckie!
W Polsce wciąż pokutuje jeszcze wyrobiony w późnym PRL-u pogląd, że samochody dzielą się właściwie na cztery grupy: krajowe, niezłe, dobre i niemieckie.
Tę obiegową mądrość potwierdzają również handlarze - by szybko sprzedać używany samochód auto musi być: niemieckie, błyszczące i - przynajmniej licznikowo - legitymować się przebiegiem poniżej 180 tys. km.
O to, by niektóre marki i państwa stawiać w motoryzacyjnym rozwoju wyżej niż inne, dbają sztaby specjalistów planujących kampanie reklamowe. Zewsząd atakują nas hasła typu "hiszpański temperament, niemiecka technologia" podkreślające wyższość pewnych marek nad innymi. To one w znacznym stopniu kształtują nasze poglądy, które - niezamierzenie dla twórców strategii marketingowych - przenoszą się również na rynek wtórny.
Dla przykładu - zachwyt nad motoryzacją zza Odry zauważymy wczytując się w treść wielu ogłoszeń. Bez wyraźnego powodu, niektóre samochody wyceniane są znacznie wyżej niż równoroczne pojazdy konkurencyjnych - nie niemieckich - marek. Czy są lepsze niż inne? W kilku przypadkach tak, ale kierowanie się wpajanymi od lat stereotypami może nas później dużo kosztować.
Chociaż wielu Polaków zdaje się wypierać takie informacje, prawdą jest, że począwszy od połowy lat dziewięćdziesiątych na wizerunku aut z Wolfsburga, Ingolstadt czy Stuttgartu pojawiły się głębokie rysy. Świetnymi przykładami są tutaj zwłaszcza auta Mercedesa i Volkswagena.
Jakościowa degradacja tych pierwszych rozpoczęła się w 1995 roku, gdy na rynku pojawił się model W210. Popularny w Polsce "okular" napsuł marce ze Stuttgartu dużo krwi - użytkownicy skarżyli się na skandaliczną wręcz jakość zabezpieczenia antykorozyjnego i - w przypadku niektórych jednostek wysokoprężnych - trudną obsługę.
Mercedes zdawał się nie dostrzegać problemu, z kolejnymi modernizacjami jakość powłoki lakierniczej nie ulegała zmianie. Właścicielom nowszych egzemplarzy doszły za to nowe problemy - samochód doposażono w nowe układy elektroniczne, których nieplanowane działanie często urastało do miana sztucznej inteligencji.
Dziś, gdy od premiery modelu minęło już 15 lat, samochód jest kuszącą propozycją dla wielu miłośników niemieckiej motoryzacji. W różnych serwisach ogłoszeniowych aż roi się od anonsów, nawet najstarsze auta wyceniane są o wiele wyżej niż konstrukcje włoskie czy francuskie.
Czy dziś warto dopłacać do chromowanej gwiazdy na masce? W większości przypadków - zdecydowanie nie. Pamiętajmy, że największą zaletę tego modelu - wytrzymałe podzespoły mechaniczne - docenili w większości poprzedni użytkownicy, realne przebiegi wielu egzemplarzy dobijają właśnie do pół miliona kilometrów.
Niestety - dla laika jest to zupełnie nie do wychwycenia, bowiem W210 słynie również ze świetnych materiałów we wnętrzu, które nawet po 400 tys. km nie wykazuje wyraźnych oznak zużycia. Są więc ogromne szanse na to, że za cenę o kilka tysięcy wyższą niż w przypadku konkurencji, kupimy mocno przegniłe (zwróćmy uwagę na okolice uszczelek, progów i - koniecznie - stan elementów nośnych!) auto z przebiegiem prawie pół miliona kilometrów.
Niestety, chłodna kalkulacja często wygrywa z emocjonalnym podejściem do zakupu. Wielu decyduje się wiec na zakup łudząc się, że samochód który kosztował przeszło 200 tys. zł, nawet po 15 latach eksploatacji, nie może być przecież kupą złomu. To błąd.
Innym przykładem na to, że kierowanie się przy wyborze auta stereotypami może się dla nas bardzo źle skończyć jest rozchwytywany na rynku wtórnym volkswagen passat typoszeregu B6. Samochód - chociaż nierzadko wyceniany niemal dwukrotnie wyżej niż np. laguna II - śmiało może stawać z nią w szranki rywalizując o tytuł "królowej lawet". Zwłaszcza egzemplarze wyprodukowane przed 2008 rokiem potrafią doprowadzić właściciela do szewskiej pasji. Notorycznie zdarzają się np. usterki kolumny kierowniczej, wspomagania hamulców, elektroniki czy zawieszenia.
Jakby tego było mało, pod maską B6 nader często spotkamy silnik 2,0 TDI, który - cytując fanów marki zrzeszonych w różnych forach internetowych - jest "największym gniotem jaki opuszczał fabryki Volkswagena w historii".
Wiele - także nowszych, wyprodukowanych po 2008 roku egzemplarzy - cierpi z powodu pękania głowic (kiepska jakość stopu), usterek wtryskiwaczy, kół dwumasowych i turbosprężarek. Inną dokuczliwą usterką jest wycieranie się koła zębatego napędzającego pompę oleju. Usterka, której usunięcie wyceniane jest w serwisie na circa 12 tys. zł doprowadzić może do zatarcia silnika.
Powyższe przykłady prezentujemy nie po to, by zniechęcić was do zakupów takich czy innych samochodów używanych. Pragniemy jedynie podkreślić, że kierowanie się przy zakupie auta stereotypami i opiniami innych, często obrócić się może przeciwko nam. Dzielenie aut wg kraju pochodzenia mija się dziś z celem. Niektóre BMW i mercedesy sprowadzane są do Europy ze Stanów, by obejść przepisy celne toyoty produkuje się w Turcji i Wielkiej Brytanii, najbardziej niezawodne "włoskie" auta pochodzą z polskiej fabryki Fiata w Tychach.
Dlatego właśnie - zanim zdecydujemy się na konkretny używany samochód konkretnej marki - postarajmy się zaczerpnąć na jego temat jak najwięcej informacji. Taktowanie producentów przez pryzmat stereotypów i dogmatów, w myśl których pojazdy jednej marki są bezawaryjne, innej bezpieczne a jeszcze innej psują się na potęgę, to lekkomyślność ocierająca się o głupotę.
Pamiętajmy, że większość pojazdów różnych producentów składana jest z części dostarczanych przez tych samych podwykonawców, miejsce montażu czy kraj pochodzenia ma obecnie niewielkie znaczenie. Kluczową kwestią dla niezawodności jest przecież kontrola jakości, która może być równie dobra w Chinach, Niemczech, Francji czy Japonii.
Stereotyp - konkretny kraj = jakość, to droga na manowce. Dla przykładu - uterenowiony "japoński" mitsubishi outlander produkowany jest w Holandii, a jego "francuski" brat bliźniak - citroen C-crosser - montowany jest w Japonii.
Nie dajmy się więc ponieść emocjom zakładając z góry, że samochody jednej marki są lepsze niż inne tylko dlatego, że - przynajmniej w naszym odczuciu - pochodzą z tego czy innego kraju i wyprodukował je taki, a nie inny producent.
Pamiętajmy, że na tym, byśmy wciąż wierzyli w to, że mercedesy są bardzo solidne, volkswageny się nie psują, a volvo są najbezpieczniejsze, zależy właśnie producentom.
Zostań fanem naszego profilu na Facebooku. Tam można wygrać wiele motoryzacyjnych gadżetów. Wystarczy kliknąć w "lubię to" w poniższej ramce.