Kiedyś dużo aut miało gumowe paski. Co dawały i czemu się ich dziś nie stosuje?
Gumowe paski pod zderzakami w samochodzie jeszcze kilka dekad temu były częstym widokiem na drogach. Dzisiaj praktycznie zniknęły, ale nadal można je kupić bez problemu. Sprawdzamy, jakie dawały korzyści i dlaczego wyszły z mody.
Gumowe paski antystatyczne jeszcze kilkanaście lat temu były montowane w wielu samochodach jeżdżących po polskich drogach. Na równi z gumowymi chlapaczami, płytami CD wieszanymi na lusterku wstecznym i pieskami z kiwającą głową na tylnej półce.
Powodem używania tego nietypowego akcesorium było elektryzowanie się nadwozia samochodu. Zjawisko występowało najczęściej w upalne lata i mroźne zimy, gdy powietrze jest suche. W takiej sytuacji pasek antystatyczny połączony z karoserią pomagał pozbyć się ładunku elektrycznego niczym piorunochron.
Dziś coraz mniej osób używa gumowych pasków, choć nadal są dostępne w sklepach i kosztują kilka złotych. Rozwiązanie coraz częściej nie spełniało egzaminu. Często zdarza się, że oprócz nadwozia elektryzuje się również ubranie kierowcy i pasażerów.
W takim wypadku gumowy pasek na niewiele się zda. Najlepszym sposobem na pobycie się charakterystycznego "kopnięcia" prądem jest ubieranie odzieży, która się nie elektryzuje.
Paski antystatyczne są nadal wykorzystywane w samochodach ciężarowych (choć w trochę innej formie) przewożących paliwa lub materiały niebezpieczne. Na powierzchni takich pojazdów również zbiera się ładunek.
Dlatego przepisy ADR wymagają stosowania instalacji odprowadzającej ładunki elektrostatyczne do ziemi. Wszystko po to, żeby nie doszło do powstania iskry np. podczas przepompowywania paliwa.
***