Jak samodzielnie zrobić poprawki lakiernicze
Wakacyjne miesiące to czas, gdy wielu kierowców – korzystając ze sprzyjającej aury i kilku dni urlopu – stara się poświęcić więcej czasu swoim pojazdom.
W przypadku wielu starszych aut ich samodzielna obsługa nie jest wcale trudna. Poważny problem pojawia się jednak, gdy trzeba stawić czoło atakującym zastępom rdzy, co wiąże się z reguły z koniecznością przeprowadzenia prac blacharsko-lakierniczych.
Usługi lakierników nie należą do tanich. Średnio za lakierowanie jednego tylko elementu zapłacić trzeba między 300 a 500 zł. Jeśli więc chcemy pozbyć się rdzawych wykwitów z maski i dwóch błotników - w najlepszym wypadku - nasz budżet uszczupli się o 900 zł. Z tego względu wielu kierowców z żyłką majsterkowicza decyduje się na samodzielne naprawy. W przypadku lakierowania oszczędności nie są jednak wcale takie oczywiste...
Albo tanio, albo dobrze
Wysokie ceny usług lakierniczych nie biorą się znikąd. W tym przypadku największą rolę odgrywa wiedza i doświadczenie. Samo lakierowanie to jedynie zwieńczenie żmudnego, wymagającego ogromnej precyzji, procesu przygotowania elementu. Ważne są nie tylko odpowiednia kolejność i dokładność prac, ale też takie - błahe z pozoru - czynniki, jak temperatura otoczenia czy wilgotność.
Zanim zdecydujecie się na samodzielne lakierowanie w garażowym zaciszu, warto zdawać sobie sprawę z kilku ważnych spraw. 400 zł, jakie lakiernik policzy sobie za naprawę elementu wydaje się wygórowaną kwotę. Musicie jednak wiedzieć, że samodzielna naprawa - w przypadku jednego elementu - zupełnie się nie opłaca! Same materiały potrzebne do jej przeprowadzenia kosztować was będą przeszło połowę tej kwoty, a efekt - w żadnym stopniu - nie będzie mógł się równać z pracą zawodowca. Dlaczego?
Samemu nie zawsze jest taniej!
Jeszcze przed rozpoczęciem prac trzeba wyposażyć się w klocek szlifierski i zapas papieru ściernego o różnej gradacji (w zależności od zastosowanej techniki między 160 a 800). Za tak skompletowany zestaw zapłacimy około 20 zł. To jednak nic, w porównaniu do tego, ile kosztować będą szpachlówki i lakiery.
W większości przypadków potrzebować będziemy dwóch rodzajów szpachlówek - z włóknem szklanym (która posłuży do uzupełnienia największych ubytków) i miękkiej, tzw. wykończeniowej (służącej do wyprowadzenia powierzchni pod malowanie). W sumie kosztować będą między 30 a 50 zł.
Najwięcej gotówki pochłonie lakier. By cieszyć się schludnym wyglądem auta trzeba udać się do mieszalni lakierów samochodowych i (po kodzie umieszczonym na tabliczce znamionowej) dobrać odpowiedni odcień. Za domieszanie i nabicie lakieru bazy do puszki z aerozolem zapłacimy około 60 zł. Na tym jednak wydatki się nie kończą. Jeśli mamy do czynienia z lakierem metalicznym, trzeba też będzie zainwestować w tzw. klar, czyli - kładziony na bazę - lakier bezbarwny. Cena? Nie mniej niż 20 zł.
Do tego dochodzi jeszcze podkład gruntujący (ma on za zadanie zamaskować ślady szlifowania szpachli) za nie mniej niż 20 zł i - stosowany bezpośrednio na blachę, jeszcze przed położeniem szpachlówki - "antykor". Markowe preparaty zapewniające dobrą ochronę przed rdzą (stosowanie gorszych podważa sens całej naszej pracy) kosztować będą co najmniej 30-40 zł.
By uzyskać zadowalający efekt niezbędny będzie również tzw. "blender" czyli rozpuszczalnik zmiękczający w aerozolu, dzięki któremu nowy lakier będzie mógł spoić się ze starym, bez zauważalnego rantu (jeśli nie lakierujemy całego elementu). Puszka kosztować będzie około 30 zł. Kolejne 20 zł wydamy w lakierni na markowe taśmy maskujące (stosowanie tanich taśm z supermarketów nie jest dobrym pomysłem - lakier często potrafi rozpuścić ich klej, co skutkuje powstawaniem zacieków). Nie można też zapominać o ściereczkach antystatycznych i - obowiązkowo - zmywaczu silikonów.
Podsumowując - decydując się na preparaty ze "średniej półki" na same tylko materiały wydamy około 250 zł. Te wystarczą oczywiście na polakierowanie kilku elementów, ale niezależnie czy mamy do naprawy jedno nadkole, czy pół samochodu, "zestaw obowiązkowy" jest dokładnie taki sam. Biorąc powyższe pod uwagę cena 400 zł za element w przypadku profesjonalnego lakiernika nie wydaje się już tak abstrakcyjna zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę ogrom czekającej nas pracy.
Jak wygląda praca lakiernika?
W dużym skrócie - po dokładnym oczyszczeniu przygotowywanego elementu z rdzy - musimy zabezpieczyć blachę podkładem antykorozyjnym. By uzyskać dobry efekt trzeba będzie poczekać na jego całkowite wyschnięcie - z reguły... około 24 godzin. Dopiero na tak przygotowaną powierzchnię, warstwami, można będzie nałożyć szpachlówki. Chcąc uzyskać dobrą trwałość, pojedyncza warstwa nie powinna przekraczać 1-2 mm. Przed nałożeniem każdej kolejnej warstwy, zaschniętą masę trzeba będzie obrobić mechanicznie papierem ściernym. Gdy ostatnia warstwa szpachlówki wykończeniowej będzie już wymodelowana i idealnie gładka (czytaj wiele godzin i kilogramów pyłu później) można pomyśleć o podładowaniu. Przed nim - ściereczką antystatyczną - trzeba usunąć z przygotowanej powierzchni wszelki kurz i odtłuścić ją zmywaczem sylikonów. Dopiero gdy ten całkowicie odparuje, będzie można polakierować element podkładem gruntującym.
Po całkowitym utwardzeniu "gruntu" element znów trzeba będzie potraktować delikatnym papierem ściernym w celu usunięcia wszelkich niedoskonałości powierzchni. Teraz - po raz kolejny - czeka nas odtłuszczenie powierzchni zmywaczem sylikonów i praca ściereczką antystatyczną.
Dopiero na tak przygotowany element można zacząć nakładać bazę, czyli lakier koloryzujący. O samych technikach malowania, tak by uzyskać dobre krycie i uniknąć zacieków, napisać można książkę. Bazę kładziemy z reguły 2 do 3 razy. Każdą z warstw traktując uprzednio ściereczką antystatyczną. W przypadku "metalików" przed całkowitym utwardzeniem ostatniej warstwy "bazy" trzeba zacząć "wylewać" klar - czyli polakierować powierzchnię lakierem bezbarwnym. By uzyskać satysfakcjonujący efekt musimy "prysnąć" element klarem co najmniej trzykrotnie. Jeśli elementu nie lakierujemy w całości - na koniec - przed utwardzeniem się ostatniej warstwy klaru - trzeba jeszcze prysnąć miejsce "przejęcia" nowego i starego lakieru blenderem, co pozwoli spoić się obu powłokom. Na koniec, po całkowitym utwardzeniu lakieru - wystarczy już "tylko" zebrać wodnym papierem ściernym wszelkie "paprochy" i zafundować elementowi (lub całemu autu) porządną polerkę. Tyle - mocno okrojonej - teorii...
Z motyką na słońce
Nawet jeśli sam proces lakierowania, na papierze, wygląda całkiem łatwo, wykonanie naprawy "pod domem" wymaga z reguły dwóch, trzech dni pracy. Efekty nigdy nie będą jednak takie, jak w przypadku profesjonalnej naprawy w lakierni. Dlaczego?
W tym przypadku nie chodzi wyłącznie o doświadczenie, ale i technikę. Stosując lakiery "z puszki" skazani jesteśmy na jednoskładnikowe aerozole, które - po polakierowaniu nimi powierzchni - schną fizycznie, czyli od zewnętrznej warstwy do wewnątrz. Lakiernicy, dysponując sprężarkami i profesjonalnymi pistoletami do malowania - korzystają z zestawów dwuskładnikowych (lakier plus utwardzać), które schną chemicznie. Szybkość reakcji regulować można stosując różne proporcje utwardzaczy, dzięki czemu praca przebiega zdecydowanie szybciej. Lakiernie dysponują też specjalnymi promiennikami znacznie przyspieszającymi proces utwardzania lakieru. Nieoceniony wpływ na końcowy efekt prac ma również - wyposażona w system filtrów - komora bezpyłowa.
Nie oznacza to wcale, że odwlekamy was od pomysłu przeprowadzenia naprawy samodzielnie. Filmiki przybliżające różne techniki szpachlowania czy lakierowania bez problemu znajdziecie w sieci. Musicie jednak zdawać sobie sprawę, że oczekiwania w stosunku do końcowego efektu są z reguły mocno rozbieżne. Samodzielna "zabawa" w lakiernika pozwala - co najwyżej - zabezpieczyć dany element przed działaniem rdzy i "na pierwszy rzut oka" nadać mu świeższego wyglądu. Jeśli przyłożycie się do pracy, różnice nie będą widoczne z... 1-2 metrów. Jeśli natomiast brak wam doświadczenia i cierpliwości całkiem prawdopodobne, że auto po naprawie, wyglądać będzie gorzej, niż przed...
Paweł Rygas