Coś złego dzieje się z cenami OC. Dla kierowców idą ciężkie czasy
W skali roku średnia cena ubezpieczenia OC samochodu wzrosła o blisko 13 proc. W niektórych regionach kraju realny wzrost kosztów ubezpieczenia pojazdów sięgnął 20 proc. Niestety - eksperci prognozują, że to nie koniec podwyżek.
Z najnowszych danych Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego wynika, że w całym 2023 roku w Polsce aktywnych było ponad 28,52 mln polis obowiązkowego ubezpieczenia posiadaczy pojazdów mechanicznych (w tym krótkoterminowych). Niestety, kierowcy nie mają powodów do zadowolenia. W ubiegłym roku mówić można o rekordowym wzroście wypłaconych z tytułu OC świadczeń, co znalazło już odzwierciedlenie w cenach polis obowiązkowego ubezpieczenia posiadaczy pojazdów mechanicznych.
W ubiegłym roku liczba zgłoszonych z tytułu OC szkód sięgnęła nieco ponad 972 tysięcy. To zaledwie o 0,5 proc. więcej na koniec 2022 roku (967 tys.). Mimo tego, aż o 1,08 mld zł wzrosły w skali roku wypłacone w wyniku szkód świadczenia. Na koniec roku 2022 suma szeroko pojętych "odszkodowań" wyniosła 8,43 mln zł.
Dla porównania w ubiegłym roku ubezpieczyciele wypłacili poszkodowanym już 9,51 mld zł, czyli o blisko 13 proc. więcej. Skąd bierze się tak duży wzrost? Jedynie 45,5 tys. ze zgłoszonych w 2023 roku zdarzeń to tzw. szkody osobowe, w których poszkodowani zostali ludzie. Pozostałe 926,5 tys. - czyli przeszło 95 proc. ogółu - to szkody majątkowe czyli kolizje, w których ucierpiały głównie pojazdy lub elementy otoczenia/infrastruktury. Oznacza to, że za skokowy wzrost wysokości szkód odpowiadają rosnące ceny napraw pojazdów.
Nie ma się jednak czemu dziwić, skoro jak wynika z naszej analizy, na przestrzeni ostatnich pięciu lat dziesiątka najczęściej kupowanych w naszym kraju samochodów używanych podrożała średnio o - uwaga - 78,5 proc. Z punku widzenia ubezpieczycieli oznacza to również dużo droższe części blacharskie, czyli w konsekwencji, skokowy wzrost wysokości likwidowanych szkód.
Z danych Polskiej Izby Ubezpieczeń wynika, że po trzech kwartałach 2022 roku średnia wartość szkody z polisy OC wynosiła nieco ponad 8 tys. zł. Po trzech kwartałach 2023 roku (najnowsze zweryfikowane dane) było to już ponad 9,5 tys. zł. W jaki sposób ten trend przekłada się na ceny ubezpieczeń OC?
Z najnowszego raportu Rankomatu i radia RMF wynika, że w skali ostatniego roku (dane dla stycznia), średnia cena polisy obowiązkowego ubezpieczenia OC wzrosła w Polsce o 12,8 proc, czyli - niemal dokładnie o tyle, ile wzrosły w ostatnim roku koszty likwidacji szkód. Przykładowo, w styczniu 2023 roku przeciętna polisa kosztowała właściciela auta 491 zł. Dla porównania, w styczniu 2024 było to już 563 zł. O największych podwyżkach mówić można w stosunku do województw: warmińsko-mazurskiego, dolnośląskiego i zachodniopomorskiego, gdzie średni wzrost cen polis wynosił 15-16 proc. w skali roku. Podwyżki mocno odczuli już kierowcy m.in. z Opola, Olsztyna i Gorzowa Wielkopolskiego. W każdym z tych miast wzrost cen ubezpieczenia OC przekroczył w skali roku 18 proc.
W kontekście bieżącej sytuacji na rynku ubezpieczeń warto przypomnieć, że w lutym tego roku Ministerstwo Finansów opublikowało projekt ustawy o ubezpieczeniach, która wprowadzać ma w życie nowe dyrektywy unijne. Chodzi o podniesienie tzw. sum gwarancyjnych, czyli maksymalnej wysokości świadczenia w odniesieniu do jednej szkody. Obecnie, od 2009 roku, w odniesieniu do jednego zdarzenia (bez względu na liczbę poszkodowanych) suma gwarancyjna wynosi 2,5 mln euro, a w przypadku szkód nieosobowych (uszkodzenia mienia) - 500 tys. euro. Zgodnie z nowymi wytycznymi UE sumy gwarancyjne mają zostać podniesione do 6,45 mln euro dla pojedynczej szkody i 1,3 mln euro w przypadku szkód majątkowych.
Liczba zdarzeń, w których suma świadczeń z tytułu polisy OC przekracza sumy gwarancyjne jest dziś marginalna, ale nie ulega wątpliwości, że nowe przepisy w tym zakresie nie pozostaną bez wpływu na ceny polis. Zagadką jest jedynie scenariusz "aplikowania" zmotoryzowanym kolejnych podwyżek. Z punktu widzenia ubezpieczycieli najbardziej prawdopodobny zakłada rozłożenie ich w czasie, by nie narażać się na migrację klientów do zakładów, które zdecydują się opóźnić wzrosty cen.