Używany Nissan Micra K12 (2003) - test długodystansowy
Po 7 latach i 130 tys. km przebiegu u jednego właściciela, rozkładamy Micrę K12 na czynniki pierwsze i poddajemy ją szczegółowej ocenie.
Debiut Micry K12 na rynku był długo wyczekiwany. Jej poprzedniczkę - niezwykle udany model K11 - produkowano aż 11 lat, co jest nietypowe w tym segmencie. Gdy pojawił się model K12, głosy entuzjazmu mieszały się z rozczarowaniem - jedni chwalili nowoczesną stylizację i praktyczne wnętrze, inni ganili niedostateczną przestronność i wytykali udziwniony wygląd. Wszyscy jednak liczyli na to, że K12 będzie przynajmniej tak samo niezawodna jak poprzednia generacja.
Zadowolenie zakłócone
Opisywany samochód został kupiony niecały rok po prezentacji K12 w najbogatszej i najmocniejszej wówczas wersji Tekna 1.4. W standardzie znalazły się elementy wyposażenia, o których właściciele takich rywali jak Corsa czy Polo mogli tylko pomarzyć: klimatyzacja automatyczna, bezkluczykowy dostęp (w 2003 r. - sensacja), a nawet sterowanie radiem z kierownicy i czujnik deszczu. Wiele z tych elektronicznych gadżetów nie było dostępnych nawet w większej Almerze. Właścicielka poprzednio miała bogato wyposażoną Micrę K11, z której była bardzo zadowolona. Na prośbę o opinię o K12, odpowiada "nie mogę ocenić źle tego samochodu, bo nigdy nie zawiódł mnie na drodze. Ale moje zadowolenie parę razy zakłóciły denerwujące awarie". Jedną z nich był spalony silnik wycieraczek. Oczywiście stało się to podczas ulewy, nocą i z dala od miasta. Dwa lata temu doszło także do awarii bezkluczykowego systemu uruchamiania silnika. Nawet jeśli działa - jest niewygodny, bo aby zapalić, trzeba wcisnąć jednocześnie sprzęgło i hamulec. Pewnego dnia nawet to nie pomogło i samochód spędził w warsztacie... dwa tygodnie. Mechanicy (z ASO!) nie mogli uwierzyć, że w 2003 r. w Polsce sprzedawano Micrę z takim wyposażeniem i nie bardzo wiedzieli, jak zabrać się za jego naprawę.
Typowe dla japońskich samochodów jest także szybkie przepalanie się żarówek. Wymiana nie należy do najłatwiejszych, ale trzeba obiektywnie przyznać, że w wielu samochodach jest jeszcze gorzej. Jeśli chodzi o kluczowe podzespoły pojazdu, większych zastrzeżeń nie ma. Dobry poziom prezentuje zabezpieczenie antykorozyjne. Mikroskopijne wykwity korozji można znaleźć tylko na zawiasach drzwi.
Silnik jest nadzwyczaj żwawy i dynamiczny, jednak od zeszłego roku jego spalanie wzrosło o 1,5 l na 100 km (z 6,5 do 8). Usterki na razie nie zdiagnozowano. Niestety, wyciek oleju, który pojawił się między skrzynią a silnikiem przybrał niepokojące rozmiary. Do jego usunięcia trzeba będzie zdjąć skrzynię biegów. Na szczęście, taka potrzeba i tak by zaistniała - sprzęgło także domaga się wymiany. Na wolnych obrotach prawdopodobnie jego łożysko oporowe głośno chrobocze.
Bardzo dobrze sprawują się hamulce i układ kierowniczy. Oprócz standardowych wymian eksploatacyjnych (tarcze, klocki, końcówka drążka) nie wymagały żadnych nieprzewidzianych inwestycji.
Wciąż jak nowy
W konfiguracji z silnikiem 1.4 Micra świetnie sprawdza się i w mieście, i na trasie. Wyprzedzanie nie stanowi problemów, pozytywnie zaskakuje także zwrotność i widoczność z wnętrza. Choć nadwozie wygląda trochę dziwnie, szyby są dostatecznie duże. Wysoką ocenę wypada także przyznać za wykończenie. Plastiki na tablicy przyrządów nie są może najwyższej jakości, ale nie rysują się zanadto (co najwyżej odchodzi z nich bezbarwny lakier), natomiast tapicerka jest znakomita. Po 7 latach eksploatacji nie ma żadnych przetarć, przez co samochód wygląda jak nowy. Mało rozbudowana konsola środkowa ułatwia przesiadanie się z prawej na lewą stronę. To przydaje się w mieście.
Chińskie zamienniki z ASO
Gdy po 106 tys. km do wymiany zakwalifikowano przednie wahacze, nie było to niczym szczególnym. Polskie drogi zniszczą przecież każde zawieszenie. Samochód na wymianę trafił do stacji autoryzowanej. Po 10 tys. km z przodu znów słyszalne było łomotanie. Zaprzyjaźniony mechanik zdemontował założone w ASO wahacze i stwierdził, że były to najtańsze chińskie zamienniki. Policzono jednak jak za oryginały. Obecnie od 20 tys. km z przodu pracują wahacze renomowanej marki (320 zł za sztukę). Zastanawia jednak postawa ASO - kto o zdrowych zmysłach po takiej wpadce wróci tam z własnej woli? Być może to była jedna z przyczyn, dla których warsztat ten nie miał szans na przetrwanie na rynku. W innym ASO zapewniono nas, że takie działania były jednostkowym przypadkiem i obecnie stosowane są tylko części oryginalne.
Na koniec raportu podjęto próbę sprawdzenia historii serwisowej tego auta w ASO. Przez pierwszych 5 lat eksploatacji Micra była serwisowana w 2 różnych stacjach autoryzowanych, z czego obie już nie istnieją. Właścicielka w towarzystwie udającego klienta redaktora "Motoru" pojechała więc do jednego z największych ASO Nissana w stolicy. Tam okazało się, że centralna ewidencja napraw samochodów dla całej marki Nissan w Polsce w ogóle nie jest prowadzona, więc wiarygodności książki serwisowej nikt nie potwierdzi. "Historię sprawdzi pani tylko w tym ASO, w którym auto było serwisowane" - poinformował pracownik. A co, jeżeli tamten warsztat już nie istnieje? "Trudno. Nic na to nie poradzimy".
Nie warto sprzedawać
Taki samochód to marzenie klienta poszukującego atrakcyjnej oferty na rynku wtórnym: kupiony w polskim salonie, od początku eksploatowany przez jedną osobę, bogato wyposażony i bezwypadkowy. Jedyny problem w tym, że takie pojazdy rzadko zmieniają właścicieli. A jeszcze rzadziej - jeżeli sprawują się dobrze i nie ulegają poważnym awariom. W przypadku opisywanej Micry o sprzedaży nie ma mowy. Zniechęcają do tego bardzo niskie ceny na rynku wtórnym, sztucznie zbite przez powypadkowe oferty z krajów Europy Zachodniej. Niewielu klientów będzie skłonnych zapłacić 20% więcej (nawet o tyle drożej może kosztować podobna Micra w Niemczech), jeżeli do wyboru ma ponad 300 ofert "pięknych i błyszczących" aut w dużo atrakcyjniejszych cenach.
Ta sytuacja skłoniła właścicielkę do podjęcia decyzji o pozostawieniu sobie Micry "na dożywocie". To świadczy o tym, że K12 zasłużyła ostatecznie na pozytywną ocenę.
Podsumowanie
Nie wybitna, ale prezentująca wciąż solidny poziom wykonania: taką opinię o Micrze można potwierdzić po ponad 7 latach jej eksploatacji. Nie jest tak niezawodna, jak oczekują tego nabywcy aut japońskich. Nie prowadzi się już też tak dobrze jak poprzedzający ją model K11. Na pozytywną ocenę zasłużyło zabezpieczenie antykorozyjne i przesuwana tylna kanapa, która bardzo przydaje się w codziennej eksploatacji. Na naganę - awarie elektroniki i jakość serwisu w ASO.
Plusy:
- Zabezpieczenie antykorozyjne prezentuje wysoki poziom.
- Bardzo dobra dynamika silnika 1,4-litrowego.
- Bogate wyposażenie z dziedziny komfortu.
- Przesuwna tylna kanapa podnosi praktyczność.
Minusy:
- Dużo usterek elektryki.
- Istotne wpadki z dziedziny ergonomii.
- Przełożenia skrzyni są tak dobrane, że łatwo zerwać przyczepność.
- Brak wskaźnika temperatury cieczy chłodzącej.
Wszystkie usterki, które przytrafiły się podczas eksploatacji przez 7 lat miały charakter drobiazgów. W tej kategorii nie bierzemy pod uwagę zużycia eksploatacyjnego, tylko niespodziewane awarie. Najbardziej niepokojący jest wyciek oleju z silnika przy łączeniu ze skrzynią biegów. Cieszy za to brak korozji. Jedyne jej ślady można znaleźć przy mocowaniach zawiasów. Gorzej sprawowała się elektronika: szwankował układ dostępu bezkluczykowego, dodatkowo kłopot sprawia diagnostyka przez złącze OBD - pojawiają się błędy komunikacji z szyną CAN.
Czterocylindrowy silnik o pojemności 1,4 litra ma 16 zaworów i łańcuch rozrządu, który po 130 tys. km nie wykazuje najmniejszych śladów zużycia. Nie spala oleju i jest nadzwyczaj dynamiczny. Można nawet powiedzieć, że... za bardzo - za łatwo można zerwać przyczepność przednich kół. W zeszłym roku gwałtownie wzrosło spalanie (z 6,5 do 8 l/100 km). Do tej pory nie udało się zdiagnozować usterki.
Tymon Grabowski