Testujemy używane: Toyota corolla

Wizerunek buduje się latami. To, że porsche kojarzy nam się z wyśmienitymi osiągami, volvo z bezpieczeństwem, a trabant z tandetą nie jest wcale dziełem przypadku.

Podobnie rzecz ma się z produktami pewnej japońskiej firmy. Dziewięć na dziesięć osób zapytanych o najmniej awaryjne auto odpowie - toyota! Prawda czy może mit? Poczytajcie...

Nadwozie corollki prezentuje się ciekawie. Nikt nie może powiedzieć, że samochód jest nijaki. Duże, okrągłe lampy i uśmiechnięta mordka grilla sprawiają, że auto wyróżnia się z tłumu, co jeszcze do niedawna japońskim stylistom wychodziło najwyżej średnio. Wiele osób dostrzega w tym samochodzie podobieństwo do naszej polskiej Syrenki i chyba faktycznie coś w tym jest. Zarówno liftback (2 i czterodrzwiowy), jak i sedan mogą się podobać. Szczególnie w tym ostatnim stylistom udało się zachować harmonię i proporcje, przez co na tle konkurentów samochód wygląda po prostu jak samochód, a to duży plus. Inaczej rzecz ma się niestety z wersją kombi (wagon). Człowiek odpowiedzialny za jej kształt wykazał się bardzo oryginalnym postrzeganiem piękna i stworzył coś, co trudno opisać przystępnymi słowami...

Reklama

W sedanie bagażnik wydaje się być wystarczającym (390 l), chociaż zawiasy wnikające głęboko do wnętrza skutecznie ograniczając jego pakowność. W wersji liftback kufer mieści 372, a w compact (dwudrzwiowa) tylko 281 l. Dyskusyjnej urody combi dysponuje ledwie 309 litrami pojemności. Należy także zapomnieć o przewożeniu większych, ponadgabarytowych przedmiotów. Wprawdzie oparcie tylnej kanapy jest składane, jednak luka jaka powstaje w wyniku jego złożenia jest tak znikoma, że omalże można by ja przeoczyć. Na szczęście są i plusy. Krawędź załadunku jest niska, koło zapasowe pełnowymiarowe, a miejsce na apteczkę i gaśnicę rozwiązano wzorowo.

Po zajęciu miejsca we wnętrzu od razu wdać, że to auto powstało z myślą o japońskim rynku. Wszystko, począwszy od wlotów powietrza, przez przyciski, a na klamce schowka kończąc wydaje się być nieproporcjonalnie małe. Niestety dotyczy to także foteli. Krótkie siedziska sprawiają nieco kłopotów z zajęciem miejsca. Poskąpiono także płynnej regulacji oparcia. Próżno też szukać dźwigni ustawienia wysokości fotela kierowcy. Zamiast tego, jest jedynie regulacja kąta pochylenia siedziska. Niestety, im niżej siedzisko opuścimy, tym mniej miejsca zostanie na nogi dla pasażera tylnej kanapy (powstaje wówczas nieestetyczna luka pomiędzy siedziskiem a oparciem).

Projektanci nie wykazali się szczególną inwencją twórczą, jeżeli chodzi o ilość miejsca z tyłu. Jest tutaj tak, jak w każdym innym kompakcie - czyli ciasno. Podsumowując - jeśli chcemy podróżować wygodnie to najwyżej w składzie 2+2, czyli dwie "znormalizowane" osoby i dwójka dzieci.

Materiały użyte do wykończenia wnętrza, nawet w testowanym, siedmioletnim egzemplarzu rokują długą i bezproblemową eksploatację. Deska rozdzielcza jest miękka, a obiciówki drzwi sprawiają wrażenie solidnych. Niestety, nie obyło się bez pewnej wpadki. Dobry obraz psuje koło kierownicy. Plastik, z jakiego jest ono wykonane bardzo szybko się wyciera i nawet w aucie z niewielkim przebiegiem kierownica wygląda nieświeżo. Tak to już jest, gdy światem rządzą księgowi...

Do napędu corolli ósmej generacji stosowano kilka jednostek benzynowych oraz dwa diesle. Starszy z nich (2,0 l. 72 KM) nie przyjął się jednak na rynku i prawdę mówiąc nie ma się, czemu dziwić. W dzisiejszych czasach nie wystarczy być jedynie niezawodnym - trzeba jeszcze zapewniać jako takie osiągi (dane fabryczne mówią o 14,4 s. do 100 km/h i V max. 165 km/h, średnie spalanie 6,7 l/100 km). Wprowadzony w 2000 roku diesel D-4D o mocy 90 KM radzi sobie z japończykiem znacznie lepiej ale oferta pojazdów z tym silnikiem jest u nas mocno ograniczona.

Najłatwiej jest o auto z benzynowym motorem 1,3 l. Szesnaście zaworów i 86 koni mocy w zupełności wystarczają do sprawnego poruszania się. 12 sekund do 100 km/h wprawdzie nie rzuca na kolana, jednak zapewnia przyjemną jazdę i bezstresowe wyprzedzanie. Jak każdy szesnastozaworowiec, silnik nabiera wigoru po przekroczeniu ok. 3500 obrotów i do jakiś 5500 obr./min kręci się żwawo. Mocy i momentu zaczyna brakować dopiero podczas szybkiej jazdy po autostradzie, jednak w codziennej eksploatacji rzadko przekracza się 160 km/h, więc nie powinno to stanowić problemu. Spalanie kształtuje się na korzystnym poziomie. Średnio 6 do 7 litrów spokojnie wystarczy na pokonanie setki. Podobnie zachowują się również nowsze jednostki 1,4 VVTi dysponujące mocą 97 KM.

Nieco mniej jest w naszym kraju aut wyposażonych w benzynowy silnik o pojemności 1,6l (110 KM). Zapożyczony jeszcze z cariny, w corolli sprawuje się znakomicie. Jeśli tylko sprawnie posługujemy się sprzęgłem to rzadko, które auto odejdzie nam spod świateł (od 0 do 100 km/h w 10,2 s). Jeszcze więcej frajdy zapewnia jazda po krętych, górskich drogach, gdzie nie trzeba często sięgać do lewarka zmiany biegów, by poczuć się jak kierowca rajdowy. Niestety silnik ten występował u nas raczej sporadycznie, a auta z tą jednostką, wbrew logice, często wyposażone są dużo gorzej niż niejeden 1,4 l.

Corolla to jeden z tych samochodów, których walory dostrzega się w miarę upływu czasu. Z każdym kolejnym kilometrem, toyota staje się lepsza. Jazda tym samochodem nie należy do męczących, a dzięki dynamicznemu silnikowi i precyzyjnemu układowi kierowniczemu daje dużo przyjemności. Japończykom udało się osiągnąć dobry kompromis pomiędzy komfortem, a właściwościami jezdnymi. Zawieszenie zestrojono dość miękko (co dobrze sprawdza się na naszych drogach), a równocześnie auto prowadzi się bardzo łatwo i pewnie. Nawet pomimo zastosowania wąskich opon w rozmiarze 165/70/14 samochód niemalże "wycina" zakręty i nie ma mowy o żadnych przechyłach czy wstrząsach. Lekkie objawy podsterowności dają o sobie znać tylko, jeśli mocno przeholujemy z gazem.

Jak wiadomo, toyota słynie z niezawodności i trzeba przyznać, że w przypadku tej generacji corolli, nie jest to wcale chwyt marketingowy. Przez siedem lat w aucie nie zepsuło się nic - zupełnie. Nawet klocki hamulcowe bezproblemowo przebyły dystans przeszło 130 tys. kilometrów . Może się to wydawać dziwne, ale przez cały ten dystans nie zdarzyła się żadna, nawet najmniejsza awaria. Nie spaliła się nawet żarówka. Jednym słowem - nudy!

Na corollę 8 generacji zawsze można liczyć. Bez wątpienia, docenią to panie. Wystarczy tylko opanować technikę samodzielnego tankowania i już, to wszystko. Wsiada się, jedzie, wysiada, wsiada, i tak w kółko, latami. Ceny używanych zaczynają się od ok. 13 tys zł. i trzeba przyznać, że to kusząca propozycja. Tego samochodu prawie nie da się zepsuć, nawet na naszych drogach... Podsumowując - corolla to po prostu auto dla leniwych!

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: używana | testowanie | silnik | auto | Toyota Corolla
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy