Słyszałeś o jeździe na Polaka? Ten sposób działał od lat. Właśnie wraca
W drugim kwartale bieżącego roku z Polski wyjechało na wschód aż 110 tys. używanych samochodów. W trzy miesiące zanotowano większy wynik niż w całym ubiegłym roku. To efekt wojny w Ukrainie i czasowego zniesienia ceł na importowane pojazdy przez lokalne władze.
Wygląda na to, że popularne jeszcze w latach osiemdziesiątych rosyjskie powiedzenie "kurica nie ptica, Polsza nie zagranica" na dobre przeszło już do historii. Obecnie w rosyjskiej propagandzie zdecydowanie bliżej nam do miana "zgniłego kapitalistycznego Zachodu". Co ciekawe - ten cywilizacyjny awans zdają się też potwierdzać dane gospodarcze. Np. te dotyczące eksportu samochodów używanych.
Jak czytamy w raporcie "Bilans Płatniczy Rzeczypospolitej Polskiej za II kwartał 2022 roku" autorstwa Narodowego Banku Polskiego:
Obywatele Ukrainy starali się jak najefektywniej wykorzystać moratorium w przepisach celnych, czego efektem był skokowy wzrost eksportu aut używanych z Polski. O popularności naszego kraju zadecydowało kilka kluczowych czynników. Najważniejsze to z pewnością bliskość kulturowa i niewielka odległość, co przekłada się oczywiście na koszty. Duża część Ukraińców uznała po prostu, że nie opłaca się jechać po używane auto do Niemiec, skoro taniej - i bez ponoszenia kosztów paliwa - kupić można zachodni samochód w Polsce.
Można tu zauważyć pewne analogie z połową lat dziewięćdziesiątych, gdy to Polacy tłumnie rzucili się do sprowadzania używanych samochodów z Niemiec. Mówiąc wprost - przez ostatnie dwie dekady "granica dobrobytu" wyraźnie przesunęła się na wschód i zdecydowanie bliżej jej dziś do Bugu niż Odry.
Ogromne zapotrzebowanie obywateli Ukrainy na samochody to efekt trawiącej kraj wojny. W wyniku działań wojennych wiele pojazdów zostało uszkodzonych lub zniszczonych, pojawiły się też problemy z zaopatrzeniem w części zamienne. Skokowy wzrost popytu na własne cztery kółka wynika również z chęci zabezpieczenia się przed niepewną przyszłością.
W perspektywie kolejnych miesięcy frontowych zmagań i rosyjskiej okupacji, jakiej obraz znamy m.in. z Buczy czy Irpienia, własne auto może być - niestety w całkiem dosłownym znaczeniu tych słów - kwestią życia lub śmierci.
Czasowe zawieszenie opłat przy sprowadzeniu na Ukrainę używanego pojazdu z zagranicy obowiązywało w okresie od kwietnia do końca czerwca bieżącego roku. W tym czasie obywatele Ukrainy wwożący do kraju zakupione np. w Polsce pojazdy zwolnieni byli z:
- cła,
- podatku akcyzowego,
- podatku od towarów i usług.
Odzew ze strony Ukraińców był tak duży, że czas oczekiwania na granicach przekraczał często dwie doby. Co ciekawe, informacje o 110 tys. wywiezionych na Ukrainę aut nie oznaczają wcale, że tyle właśnie pojazdów ubyło z polskich ulic. Nowe przepisy dały bowiem obywatelom Ukrainy możliwość uregulowania kwestii prawnych związanych z samochodami, które - chociaż jeździły po Ukrainie od wielu miesięcy - przynajmniej formalnie pozostawały zarejestrowane w Polsce.
Przypominamy, że ukraińskie przepisy celne są bardzo restrykcyjne. Przez wiele lat ich głównym celem było ograniczenie importu używanych aut z Zachodu, na rzecz - produkowanych w kraju - nowych pojazdów koncernu ZAZ. Zaporowe cła skutkują tym, że Ukraińcy starają się obchodzić prawo jak tylko mogą.
Najpopularniejszy sposób - "na Polaka" - polega na rejestrowaniu pojazdów w Polsce. Właśnie z tego względu w wielu częściach Ukrainy widuje się dziesiątki samochodów na polskich numerach rejestracyjnych. Proceder polega na tym, że auto, które w rzeczywistości należy do ukraińskiego kierowcy, w teorii ma również polskiego współwłaściciela. Wielokrotnie informowaliśmy o rekordzistach - mieszkańcach Podkarpacia - którzy zarejestrowali na siebie po - uwaga - kilka tysięcy (!) samochodów, czyniąc sobie z takiego procederu główne źródło dochodu.
***