Historia pojazdu, czyli bajki Sienkiewicza

​Sienkiewicz przecież nie pisał bajek! Nie pisał, lecz opowiada i nie Henryk, a Bartłomiej, prawnuk noblisty. W reklamie promującej uruchomienie usługi historiapojazdu.gov.pl osobiście zachęca nas, żebyśmy sprawdzali fakty, a nie wierzyli w bajki. Tak zrobiłem i wyszło mi, że będzie to kolejny wielki sukces. Przynajmniej na miarę uruchomionej ostatnio strony internetowej dla bezdomnych. Posłuchajcie...

Na 23 czerwca (najpóźniej) Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, a również osobiście jego szef, Bartłomiej Sienkiewicz w zrealizowanym specjalnie na tę okoliczność spocie zapowiadają uruchomienie e-usługi historiapojazdu.gov.pl (a także bezpiecznyautobus.gov.pl). Pomysł jest taki, że państwo podzieli się z nami danymi dotyczącymi samochodów, które zgromadziło, przede wszystkim w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców (teraz ma to być CEPIK 2.0). Ze spotu wynika, że położy to wreszcie kres wszelkim patologiom rynku samochodów używanych, gdyż każdy będzie mógł poznać historię auta, które zamierza kupić. Wystarczy, że poda jego numer rejestracyjny, VIN oraz datę pierwszej rejestracji i dostanie raport, w którym będą: kluczowe dane techniczne samochodu, historia zmian jego właścicieli w Polsce, ich status (osoba fizyczna lub firma) stan licznika, daty badań technicznych, aktualne ubezpieczenie oraz to, czy pojazd figuruje w bazie samochodów kradzionych.  I już, wiemy wszystko i kupujemy bądź nie. Zbyt piękne, żeby było prawdziwe? No właśnie.

Reklama

Niestety, ze spotu pana ministra nie dowiemy się, czego się... nie dowiemy z uruchamianej właśnie strony, a jej ograniczenia wydają mi się dużo ważniejsze z punktu widzenia kupującego niż możliwości.

Zacznijmy od rzeczy najważniejszych. Po pierwsze, nie dowiemy się nic o samochodach sprowadzanych teraz, a o tych sprowadzonych wcześniej znajdziemy informację dopiero od momentu ich rejestracji w Polsce. Problem w tym, że najwięcej sprzedaje się samochodów "ciągniętych" z Zachodu i to ich kupno obarczone jest największym ryzykiem! I co z tego wynika - informacja na temat tych właśnie aut byłaby dla nas najcenniejsza. W momencie pisania tego tekstu w jednym tylko motoryzacyjnym portalu ogłoszeniowym znalazłem dokładnie 70 875 ofert sprzedaży samochodów z zagranicy (w kategoriach: do sprowadzenia, sprowadzonych - nieopłaconych, sprowadzonych- opłaconych, gotowych do rejestracji) . O tych autach ponad 70 tysięcy potencjalnych klientów z bazy MSW nie dowie się niczego.

Anonsów, w których sprzedający deklarowali krajowe pochodzenie samochodów, było dokładnie 32 418, czyli mniej niż połowa. Aut sprowadzonych i zarejestrowanych oferowano 43 656.

O tych pojazdach informacje zdobędziemy jedynie od chwili zarejestrowania ich w Polsce, co z nimi wcześniej się działo - Bóg jeden raczy wiedzieć.

Rocznie do naszego kraju sprowadza się ok. 700 tys. samochodów używanych. Każdy z nich to potencjalna bomba prawna i techniczna. W każdej chwili może się okazać, że kupiony przez nas w dobrej wierze  pojazd może stać się przedmiotem postępowania administracyjnego, cywilnego, czy - nie daj Boże - karnego lub jest wyeksploatowanym złomem. Powtórzmy: w przypadku samochodów sprowadzanych, a to największa część rynku tzw. używek, minister Sienkiewicz nadal nie ma nam nic do zaproponowania.

Pisząc to, mam cały czas w głowie stary dowcip, jak to wieczorem chłopczyk szuka czegoś pod latarnią. "Czego szukasz?" - pyta przechodzień. "Monety",  "Tu ją zgubiłeś?", "Nie, w piaskownicy". "To czemu szukasz tutaj?". "Bo tu jest jasno". W tym rzecz - nie dostajemy informacji, których najbardziej potrzebujemy, tylko takie, jakie akurat państwo chce nam dać. Czy mogłoby zgromadzić i udostępnić dane samochodów z zagranicy? Pewnie tak, skoro są firmy, które oferują usługę sprawdzania legalności pochodzenia sprowadzanych pojazdów.

Ciąg dalszy na następnej stronie

Idźmy dalej. Wiadomo, że na wyjątkowo patologicznym polskim rynku samochodów używanych najbardziej newralgiczne dane to przebieg oraz wypadkowa przeszłość auta. Zacznijmy od przebiegu. Pan minister zapewnia, że oczywiście przebieg też będziemy mogli sprawdzić. Przynajmniej tak wynika ze spotu. Faktycznie, od początku tego roku stacje kontroli pojazdów mają obowiązek podczas przeglądów rejestracyjnych odnotowywać przebieg auta, a następnie ta informacja trafia do CEPiK-u.

Tu pierwsze istotne zastrzeżenie - samochód musi najpierw na przegląd trafić. 23 czerwca wiele samochodów przeglądu jeszcze nie przejdzie, ostatnie trafią za jakieś 2,5 roku (te nowe, kupione w końcówce 2013).

Ale to, że na starcie nie będziemy mieli wszystkich danych, to tak naprawdę najmniejszy  problem. Dramat polega na tym, że przebiegi odnotowywane przez diagnostów nie są w żaden sposób weryfikowane! Co robi bowiem diagnosta? Spisuje to, co widzi na liczniku. Jak to się ma do rzeczywistego przebiegu? W Polsce najczęściej nijak. Jakie diagnosta ma narzędzia, żeby ten przebieg zweryfikować? Żadne. Nawet jeśli w sposób oczywisty wiek samochodu i jego ogólny stan nie odpowiada temu co jest na liczniku, i tak musi to wpisać. Jesteśmy więc właśnie świadkami legalizowania jednej, wielkiej fikcji.

Co na to twórcy tej usługi, czyli Centralny Ośrodek Informatyki? Po pierwsze odpowiadają, że zbieranie danych o przebiegu to nie ich problem, tylko diagnostów, oni tylko te informacje udostępniają. Po drugie, udostępniona informacja nie będzie dotyczyła "przebiegu", lecz  "stanu licznika". Po kolejne, wraz z przyrostem danych i corocznymi przeglądami będziemy mogli prześledzić losy samochodu - zobaczymy, czy przebieg wraz z latami przyrasta w miarę regularnie, co już powinno być dla nas cenną informacją. Otóż nic "błędszego", jak mawiał pewien znajomy major...

Zrzucanie odpowiedzialności na diagnostów, w sytuacji, kiedy nie mają oni żadnej możliwości zweryfikowania wprowadzanych informacji, to zwyczajna "spychologia", która w żaden sposób nie rozwiązuje problemu. Zabawa słowna, polegająca na zamianie wyrażenia "przebieg" na "stan licznika" nie jest niczym innym, jak właśnie zabawą, która komuś, kto chce kupić samochód używany, może tylko zamącić w głowie. Kupując auto chcemy poznać jego rzeczywisty przebieg, a nie dowiedzieć się, co jest na zegarach. Stan licznika mogę odczytać po prostu z jego zdjęcia, zamieszczanego zazwyczaj w ogłoszeniu o sprzedaży. Nie potrzebuję do tego uruchamianej z wielką pompą strony internetowej. W polskich warunkach taka informacja kompletnie nic nie oznacza. Boję się też, że dla większości korzystających z tej bazy subtelne rozróżnienie między pojęciami "stan licznika" a "przebieg" będzie kompletnie nieczytelne i mniej czujni użytkownicy pozostaną w przekonaniu, że dostają informację o rzeczywistym przebiegu.

Dla nieuczciwych handlarzy będzie to doskonała okazja, żeby ten przebieg uwiarygodnić. Otrzymają bowiem do ręki dokument, gdzie czarno na białym będzie wpisana liczba kilometrów, jakie przejechał (oficjalnie) dany samochód. A jest duża grupa osób, dla których urzędowe pismo jest święte i bezgranicznie będą mu ufać.

Ciąg dalszy na następnej stronie

Oczywiście, to, że podczas kolejnych przeglądów przebieg będzie przyrastał w miarę regularnie, może oznaczać, że ktoś faktycznie tyle rocznie przejeżdża. Może jednak tak być, że ktoś co roku przed przeglądem cofa licznik. Paradoksalnie zatem coś, co miało być batem na  speców od "korekty licznika" może im napędzić klientów - zamiast bowiem cofnąć licznik raz przed sprzedażą, trzeba będzie to robić co roku, przed każdym przeglądem. A chyba nie o to chodziło.

A przy okazji mam prośbę. Niech ktoś mi w końcu wytłumaczy,  dlaczego w Polsce "kręcenie" licznika nie jest po prostu zabronione? Pytałem o to wielu mądrych ludzi i nie uzyskałem odpowiedzi. Argument typu "zegary się psują i trzeba je wymienić a potem ustawić przebieg" brzmi wyjątkowo bałamutnie...

No to jeszcze króciutko o innych ograniczeniach omawianej strony, o których też ze spotu się nie dowiemy. Z kompletnie niezrozumiałych względów nie znajdziemy tam informacji na temat szkód komunikacyjnych, których doznał interesujący nas samochód (oczywiście cały czas mowa o pojazdach, które są już zarejestrowane w Polsce), a jest to również jedna z najważniejszych informacji branych pod uwagę przy kupnie auta. Jest to tym dziwniejsze, że mamy przecież olbrzymią bazę danych Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego, gdzie odnotowywane są wszystkie "incydenty ubezpieczeniowe". Nic, tylko po te dane sięgnąć, co wydaje się tym łatwiejsze, że jakaś wymiana danych między bazą UFG a CEPIK-iem jest, bowiem  już dawno chwalono się "wirtualnym policjantem", czyli funkcją pozwalającą wyłapać samochody bez OC, dzięki porównaniu zapisów z obu baz. Niestety, dla nas te dane będą wciąż niedostępne.

Według mnie jedną z najważniejszych kwestii będzie odpowiedzialność za udostępnione dane na stronie historiapojazdu.gov.pl. W Internecie mamy miliony stron, które oferują sprawdzenie samochodu (różnego rodzaju VIN-dekodery, strony do sprawdzania przebiegu i wypadkowej przeszłości samochodu etc.). Rozumiem, że wyjątkowość uruchamianego właśnie serwisu, firmowanego przez państwo, ma polegać na jego absolutnej wiarygodności. Każdy z nas ma prawo ufać, że informacje tam zamieszczane będą stuprocentowo pewne. Wiemy już, że faktycznie z tą wiarygodnością będzie jednak bardzo różnie. Tymczasem wiele osób, wierząc im, kupi samochód, wydając często oszczędności życia. Co będzie, jeśli po zakupie okaże się, że kupiły wrak z kręconym licznikiem, którego szukają wszystkie policje na świecie? Czy ta baza danych będzie nas chroniła przez takimi sytuacjami? Moim zdaniem  nie.

Konsultowałem tę sprawę z prawnikami, którzy uważają, że jeśli ktoś kupi w dobrej wierze pojazd w oparciu o dane z tej strony, a później okaże się, że fakty były inne i poniesie z tego tytułu szkodę, nabywca będzie mógł mieć roszczenia do skarbu państwa. Dlaczego? Ponieważ to państwo gwarantuje prawdziwość tych danych.

Warto przypomnieć niedawny wyrok Sądu Najwyższego, w moim przekonaniu przełomowy.  Sprawa dotyczyła mężczyzny, który przed zakupem używanego BMW sprawdził go na policji i dowiedział się, że wóz jest "czysty". Pół roku później okazało się, że pochodził z kradzieży, więc człowiek ten auto stracił. Wystąpił o odszkodowanie, które ostatecznie wywalczył przed SN. Bardzo słusznie - obywatel powinien mieć zaufanie do organów państwa, gdyż mają one lub mieć powinny narzędzia, żeby takie dane sprawdzić. A jeśli były one nieprawdziwe państwo powinno ponieść za to odpowiedzialność. I - przynajmniej w przywołanym wyżej przykładzie - poniesie.

Żeby była jasność - jestem wielkim fanem usługi historiapojazdu.gov.pl i bardzo kibicuję jej powstaniu. Dziwię się jednak bardzo, że powstaje dopiero teraz, kiedy zostaliśmy zalani importowanymi samochodami o często niejasnej przeszłości. Mam jednak problem z tym, że nie jesteśmy rzetelnie informowani jakie są jej możliwości a przede wszystkim jej ograniczenia, które mogą okazać się kluczowe przy podejmowaniu decyzji o kupnie tego a nie innego samochodu. Zamiast tego mamy spot, w którym minister chwali się czymś, co jeszcze nie ruszyło i tak naprawdę nie wiadomo, jak będzie funkcjonować. Co więcej - wydaje mi się, że są to obietnice mocno na wyrost. Argument, że dotychczas takich danych w ogóle nie mieliśmy, a teraz przynajmniej coś będziemy wiedzieli, do mnie nie przemawia.  Moim zdaniem w tym wypadku lepszy jest brak informacji, niż informacja niepełna lub niesprawdzona. Po prostu jeśli nie wiem nic, to zdaję sobie sprawę, że jestem zdany na własne siły, a taka baza po prostu uśpi czujność wielu z nas, gdyż ograniczymy się do odczytania raportu z tej strony. A moim zdaniem to za mało, żeby nie wpaść na minę, zwłaszcza na polskim rynku samochodów używanych.

Być może - i takie są też oczekiwania - za kilka lat wspomniana usługa osiągnie pełną funkcjonalność i rzeczywiście będzie pomocna. Ale z reklamy  wynika, że stanie się to już teraz, a nie za 3, 5 czy 10 lat. Chyba, że chodziło przede wszystkim o zrobienie fajnego spotu z ministrem Bartłomiejem Sienkiewiczem w roli głównej.

Tomasz Bodył

Autor jest  dziennikarzem TVN Turbo

  TUTAJ MAMY TESTY NA PRAWO JAZDY. SPRÓBUJ CZY UDA CI SIĘ ZDAĆ!

 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy