Volkswagen Golf R – sleeper idealny?
Golf nie jest zwykle kojarzony z samochodem, który budzi emocje, chyba że mowa o wersjach usportowionych. Nawet jednak najszybsza odmiana w historii nieszczególnie zwraca uwagę na ulicy. Wada to czy zaleta?
Kupując Golfa R warto zdecydować się na lakier "niebieski Lapiz", który w przeciwieństwie do pozostałych ciekawych barw ("czerwony specjalny" oraz "złoty Kurkuma"), zarezerwowany jest tylko dla tej odmiany. Jeśli jednak wybierzemy lakier taki, jak w przypadku testowanego egzemplarza ("szary Indium"), możemy być właściwie pewni, że nikt na nasze auto nie zwróci uwagi. "Erka" różni się co prawda od zwykłego Golfa, ale kiedy pominiemy 19-calowe alufelgi (seryjne 18-calowe) i cztery końcówki wydechu, równie dobrze mogłoby to być 1.6 TDI z pakietem R-Line. Idealne auto dla ludzi, którzy nie chcą rzucać się w oczy?
W przypadku testowanego egzemplarza nie do końca jednak tak było. Fakt, nie robił wrażenia swoim wyglądem, ale za to dźwiękiem... Golf R ma przyjemnie brzmiący wydech, który wydaje z siebie burczenie po mocnym wciśnięciu gazu i przy zmianach biegu. My jednak jeździliśmy autem wyposażonym w opcjonalny, tytanowy układ wydechowy "Performance", sygnowany przez Akrapovica. Posiada on klapki, więc "intensywność doznań" zależy od wybranego trybu jazdy. Przy "Komforcie" słyszymy głównie stłumione, basowe buczenie, natomiast wybierając "Race" (wyścig) jesteśmy raczeni naprawdę rasowymi brzmieniami. Obracanie się przechodniów i pomstowanie sąsiadów z balkonów gwarantowane.
Nie jest to też warczenie na pokaz - Golf R krzesi ze swojego 2-litrowego silnika 310 KM oraz 400 Nm (w przedziale 2000-5400 obr./min). Dodając do tego błyskawicznie działającą, 7-stopniową skrzynię DSG oraz nieźle radzący sobie napęd 4MOTION, otrzymujemy auto, które pierwszą "setkę" osiąga w 4,6 s. Jeszcze niedawno takie osiągi zarezerwowane były dla prawdziwie sportowych samochodów i mocniejsze wciśnięcie gazu, na które "erka" reaguje zawsze bardzo żywiołowo, sprawia, że natychmiast zapominamy, że jedziemy Golfem.
Podobnie jak zawieszenie, które po utwardzeniu i "dzięki" 19-calowym alufelgom staje się naprawdę twarde. Docenimy to naturalnie na zakrętach, gdzie samochód naprawdę dobrze się "klei" i posłusznie podąża za poleceniami precyzyjnego układu kierowniczego. Czasami tylko na ostrych nawrotach układ 4x4 przypomina nam, że chociaż auto stara się możliwie często przekazywać moc na tył, to jednak jest to napęd dołączany i zwykle dominuje przednia oś.
Dobry hot hatch powinien łączyć świat sportowych emocji z komfortem i praktycznością na co dzień. Pierwsze z tych kryteriów Golf R zalicza wzorowo. Zmieniając ustawienie całego auta na Comfort możemy poczuć się (niemal) jak w zwykłej odmianie tego Volkswagena. Pomaga w tym oczywiście pozostanie przy seryjnych, 18-calowych alufelgach oraz fabrycznym wydechu, ale nawet na testowaną konfigurację trudno narzekać.
Samo wnętrze nie różni się właściwie od pozostałych wersji - auto ma sportową spłaszczoną kierownicę i mocno wyprofilowane fotele, ale równie dobrze mogłyby one znaleźć się w znacznie słabszej odmianie. Miejsca w środku jest, jak to w Golfie, wystarczająco, choć do podróżowania w pięć osób zniechęca wysoki tunel środkowy - obecny w każdej wersji, ale potrzebny tylko przy 4x4. Dołączany napęd na tylną oś zabrał natomiast trochę miejsca z bagażnika - zamiast 380, oferuje on teraz 343 l.
Volkswagen Golf R to świetny pomysł na sleepera - zupełnie nie rzuca się w oczy (ewentualnie w uszy), a przy starcie ze świateł potrafi zaskoczyć niejednego właściciela sportowego samochodu. Szkoda tylko, że Niemcy każą sobie bardzo słono zapłacić za możliwość posiadania tego modelu. Cennik otwiera kwota 169 650 zł (napęd 4x4 i DSG w cenie), a można ją znacznie jeszcze powiększyć. Z wartych uwagi opcji wymienić należy adaptacyjne zawieszenie (4460 zł), pakiet systemów asystujących kierowcy (4100 zł) oraz wirtualne wskaźniki (2300 zł).
Nie przejmowalibyśmy się natomiast systemem nawigacji Discover Pro z 9,2-calowym ekranem (pozbawiony jest pokręteł i większości przycisków funkcyjnych, a kosztuje... 8200 zł) i 19-calowymi felgami (3230 zł). Dylemat stanowi natomiast sportowy wydech - brzmi świetnie, ale kosztuje... 15 810 zł. W efekcie cena testowanego egzemplarza przekroczyła 220 tys. zł, a nie miał on przecież wszystkich opcji (np. zabrakło tapicerki skórzanej Nappa Carbon za 12 600 zł). Fakt, że za wykorzystujące te same podzespoły S3 zapłacimy w salonie Audi jeszcze więcej, nie jest dużym pocieszeniem.
Michał Domański