Takich samochodów już nikt nie robi. Wrażenia z jazdy są niezapomniane
Francuska marka aut sportowych już w przyszłym roku rozszerzy swoją ofertę o hot hatcha, do którego później dołączy SUV. Nadal jednak w gamie Alpine największe wrażenie robić będzie A110, będące także prawdziwie unikalną propozycją na rynku.
Grupa Renault ma ambitne plany wobec marki Alpine, która do 2026 roku wprowadzi do swojej oferty trzy nowe modele - hatchbacka, SUVa oraz następcę A110. To dobra wiadomość. Gorsza jest natomiast taka, że będą to samochody elektryczne, a więc nie będzie już mowy o doznaniach typowych dla spalinowych aut sportowych. Na szczęście, obecny model A110 będzie oferowany do momentu debiutu następcy, stanowiąc prawdziwy bastion klasycznej motoryzacji.
Alpine A110 jest nam już dobrze znane i od swojej premiery w 2017 roku wizualnie się nie zmieniło. Trzeba jednak przyznać, że doskonale znosi ono próbę czasu, a stylistyka nawiązująca do sławnego przodka z 1963 roku zupełnie się nie opatrzyła. Może to być po części spowodowane również tym, że A110 jest raczej rzadkim widokiem na naszych drogach, co stanowi niewątpliwy plus dla osób, które chcą się wyróżnić.
Co więcej, Alpine oferuje również możliwość zamówienia A110 z gamy Atelier Alpine. To wyższy poziom indywidualizacji samochodu, w którym wybieramy jeden z 14 unikalnych i wyrazistych lakierów. Co ciekawe, w każdym z kolorów powstanie tylko 110 egzemplarzy, a o numerze zamówionego egzemplarza informuje stosowna tabliczka w kabinie. Testowany egzemplarz to numer 20. w kolorze Vert Tilleul. Oprócz tego Atelier Alpine daje wybór sześciu wzorów felg (białych, czarnych i złotych) oraz sześć kolorów zacisków hamulcowych.
Niestety, program nie obejmuje żadnych dodatków we wnętrzu, więc musimy pozostać przy standardowych tapicerkach. W testowanej odmianie GT do wyboru jest brązowa lub czarna skóra z niebieskimi przeszyciami albo czarna z przeszyciami szarymi. Ciekawym dodatkiem jest natomiast możliwość wykończenia deski rozdzielczej, konsoli środkowej oraz podsufitki mikrofibrą.
Alpine A110 oferowane jest w wersji podstawowej z silnikiem 1,8 l o mocy 252 KM, a także nastawionej na nieco większy komfort GT oraz bardziej sportowej S, z których obie mają 300 KM. Teoretycznie nie jest to bardzo dużo, jak na auto sportowe, ale ponieważ francuskie coupe waży jedynie 1119 kg, zapewnia prawdziwie sportowe wrażenia z jazdy. Przyspieszenie do 100 km/h zajmuje 4,2 s a towarzyszą mu bardzo rasowe dźwięki wydechu. Z silnikiem doskonale dogaduje się 7-stopniowa, dwusprzęgłowa skrzynia, która oferowana jest standardowo.
Największe wrażenie robi jednak prowadzenie pozwalające zakosztować tego, jak jeździ prawdziwy sportowiec. Auto jest niezwykle zwinne i ochoczo podąża za ruchami kierownicy, chętnie przy tym zarzucając tyłem, jeśli tylko mu na to pozwolimy. Podczas gdy najlepsze współczesne auta sportowe uzyskują podobne efekty dzięki rozbudowanym układom sterowania zawieszeniem, skrętnym tylnym osiom oraz systemom niwelowania przechyłów, A110 prowadzi się tak dzięki swojej lekkości i świetnemu układowi jezdnemu, a także niemal idealnemu rozkładowi mas z akcentem na tył (44/56), co jest zasługą centralnego umieszczenia silnika. Taki zestaw daje jednak inne doznania z jazdy. Ponadto, gdy elektronika i zmyślne systemy zawiodą, znacznie łatwiej jest opanować samochód ważący nieco ponad 1,1 t niż taki cięższy o 300 kg.
A czy Alpine A110 może być samochodem do jazdy na co dzień? Czemu nie? Zawieszenie zapewnia zadowalający - jak na auto sportowe - komfort jazdy, zaś dwusprzęgłowa skrzynia nie ma problemu z powolną jazdą i staniem w korkach. Nie szarpie ani nie robi się niezdecydowana.
Kabina A110 jest przy tym bardzo przyjemna, za sprawą wygodnych (choć sportowo wyprofilowanych) foteli i wysokiej jakości wykończenia (deska rozdzielcza standardowo obita jest skórą). Wyjątkowo ciekawie prezentuje się też lewitująca konsola środkowa, standardowo wykończona włóknem węglowym i skórą. Wirtualne zegary nadal prezentują się nieźle (mają trzy różne widoki, zależnie od wybranego trybu jazdy), ale system multimedialny najlepsze lata ma już za sobą.
Niedogodnością na co dzień może być za to mało praktyczne wnętrze. Nie ma tu schowka przed pasażerem ani kieszeni w drzwiach. Płytką półkę znajdziemy pod lewitującą konsolą środkową, ale dostęp do niej jest utrudniony, podobnie jak do uchwytu na napoje znajdującego się między fotelami. Za dopłatą dostępna jest skórzana sakwa, również umieszczona między fotelami. Słabo wypadają także możliwości przewozowe. A110 ma co prawda dwa bagażniki, ale tylny o pojemności 96 l kryje się za niewielką klapą i ma nieregularny kształt (z wnękami po bokach, przez co kształtem najbliżej mu do rogala). Przedni z kolei (100 l) zapewnia doskonały dostęp i ma bardzo regularny kształt, ale jest z kolei zaskakująco płytki.
Alpine A110 to naprawdę wyjątkowy sportowiec, który nie ma właściwie konkurencji. Jedynym porównywalnym modelem była Alfa Romeo 4C (nieoferowana od 2020 roku), w której również niska masa własna stawiana była na pierwszym miejscu (coupe ważyło jedynie 895 kg). Klasycznym i lekkim sportowcem pozostaje Mazda MX-5, ale po pierwsze jest to roadster, a po drugie ma tylko 184 KM, więc trudno oba modele porównywać. Zbliżony charakter i osiągi oferuje Porsche 718 Cayman, ale jest ono wyraźnie większe i cięższe (1365 kg), choć dzięki temu okazuje się znacznie praktyczniejsze.
Ceny Alpine A110 zaczynają się od 279 900 zł, zaś testowana odmiana GT to wydatek przynajmniej 329 900 zł, a ten konkretny egzemplarz kosztował już 384 tys. zł. Sporo jeśli weźmiemy, że bazowe Porsche 718 Cayman kosztuje 287 tys. zł, ale porównywalne osiągi zapewnia dopiero Cayman S (350 KM), po dopłaceniu do skrzyni automatycznej i do pakietu Sport Chrono, a to już wydatek 403 tys. zł i to zanim zaczniemy dobierać do niego dodatki.