Skoda Enyaq iV 80. Zaczęło się nietypowo

Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, jakie znaczenie w relacjach międzyludzkich ma tzw. pierwsze wrażenie, niejednokrotnie decydujące o sympatii lub jej braku dla innej osoby. Nie inaczej jest w kontaktach między człowiekiem a pojazdem. Z tym większym zainteresowaniem czekaliśmy na przyjazd elektrycznej Skody Enyaq iV 80, pachnącego jeszcze fabryczną świeżością samochodu, z którym zamierzamy spędzić kilkanaście najbliższych tygodni. I wnikliwie mu się w tym czasie przyjrzeć oraz na wszelkie sposoby sprawdzić. No, ale na początku liczą się przede wszystkim wspomniane subiektywne uczucia i odczucia...

Zaczęło się nietypowo, bo od dyskusji na temat koloru nadwozia użyczonego nam auta. "Moim zdaniem wyraźnie wpada w seledynową zieleń"... "Ale skądże, jest niebieskawy"... "Według mnie popielaty"... W tym miejscu przypomina się dowcip o trójpodziale barw rozpoznawanych przez mężczyzn, niestety, ze względu na swoją niecenzuralność nie do przytoczenia. Z drugiej strony wszyscy uczestnicy owej debaty mają poniekąd rację, bowiem postrzeganie odcienia lakieru pokrywającego "naszego" Enyaqa wyraźnie zależy od oświetlenia zewnętrznego. W oficjalnej nomenklaturze Skody kolor ten nosi nazwę Srebrny Arctic i wymaga 3100 zł dopłaty (jest też inny srebrny - Brilliant, w tej samej cenie).

Reklama

Po rozstrzygnięciu tej jakże istotnej kwestii natury estetycznej przyszła pora na pierwsze wrażenie numer dwa, dotyczące wielkości czeskiego e-SUV-a. Ależ to kawał auta... Czyżby? Sprawdźmy w papierach. Enyaq mierzy 4649 mm długości, 1879 mm szerokości (bez lusterek) oraz 1616 mm wysokości. Jest zatem tylko o 48 mm krótszy, o 3 mm węższy i o 60 mm niższy od flagowego spalinowego SUV-a Skody, modelu Kodiaq. W sumie wszystko się zgadza, to rzeczywiście kawał auta...

Nie wygląda przy tym bynajmniej jak banalne blaszane pudło na kołach. Przeciwnie, z  opadającym ku tyłowi, zakończonym spojlerem dachem, zwężającą się linią okien, ostrymi cięciami i przetłoczeniami, postawiony na opcjonalnych 21-calowych kołach z obręczami o efektownym wzorze, prezentuje się się dynamicznie i atrakcyjnie. Obejrzeliśmy, spodobało się, można wsiadać.

Gdy podchodzisz do Enyaqa z kluczykiem w kieszeni czy w dłoni, samochód wita cię światłami i uprzejmie otwiera drzwi, zapraszając do wnętrza kabiny. Przestronnej i wykończonej dobrej jakości, aczkolwiek w dużej części twardymi materiałami. Do "plusów dodatnich" zaliczamy obecność miękkiej wyściółki w kieszeniach na drzwiach.

Zajmujemy miejsce na obszernym fotelu kierowcy, co okazuje się doświadczeniem zahaczającym o teorię względności. Otóż w czeskim "elektryku" siedzi się wysoko, jak w klasycznym SUV-ie, a jednocześnie nisko, niczym w tradycyjnym hatchbacku lub kombi. Wysoko nad nawierzchnią jezdni, a nisko nad podłogą, kryjącą zestaw baterii. Ten typ tak ma.

Jednak jeszcze bardziej zaskoczyła nas nadnaturalna różnica między stanowiącym centrum zarządzania funkcjami samochodu ogromnym, trzynastocalowym ekranem dotykowym nad kokpitem, a wyświetlaczem za kierownicą, minimalistycznym w rozmiarach, formie, ilości i czytelności dostarczanych informacji. Czy nie można było sięgnąć tu po sprawdzone rozwiązanie, w postaci klasycznego zestawu instrumentów, niechby nawet i cyfrowych? Pewnie tak, ale z jakichś powodów tego nie uczyniono.

Nie zdziwił nas natomiast niemal całkowity, pominąwszy dwie rolki na kierownicy, brak pokręteł  bardzo ograniczona liczba przycisków. To niestety przejaw trendów widocznych w wielu współczesnych samochodach różnych marek. Zapewne nie każdemu przypadnie do gustu zgrabny skądinąd mikrodżojstik, służący do wyboru kierunku jazdy. 

Tak czy inaczej elektryczna Skoda Enyaq iV 80 test pt. "pierwsze wrażenie" zaliczyła w stopniu wielce zadowalającym. Z przyjemnością czekamy na ciąg dalszy, który nastąpi niebawem.

***


      

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy