Seat Arona FR 1.5 TSI – do miasta, ale z pazurem
Od samochodów typowo miejskich zwykle nie oczekiwało się zbyt wiele, ale wraz z popularyzacją SUVów i crossoverów, na rynku zaczęło pojawiać się coraz więcej modeli łączących niewielkie rozmiary z „bojowym” wyglądem pseudoterenówki. Jednym z nich jest testowany Seat Arona.
Trzeba przyznać, że jeśli ktoś szuka nietuzinkowego samochodu o stosunkowo niedużych rozmiarach, to jedną z ciekawszych propozycji będzie Arona. Najmniejszy z SUVów Seata zwraca uwagę swoim podniesionym nadwoziem wystylizowanym w sposób typowy dla aut hiszpańskiego producenta, ale nie tylko. Producent daje sporo opcji personalizacji wyglądu nadwozia.
Najważniejsza to możliwość zamówienia dachu oraz lusterek w kolorze kontrastującym z resztą auta. Oprócz czarnego, mamy do wyboru również wariant szary lub pomarańczowy. Do tego warto dobrać duże felgi oraz diodowe reflektory, które "wyostrzają spojrzenie" Arony i nadają autu więcej charakteru. Uwagę z pewnością zwracał testowany egzemplarz, pokryty pomarańczowym lakierem, z którym kontrastował czarny dach, lusterka oraz częściowo lakierowane na czarno 18-calowe felgi aluminiowe. Ponadto testowany egzemplarz to wersja FR, a więc wizualnie usportowiona. Jej najważniejsze wyróżniki to zmieniony grill, srebrne nakładki na zderzaki oraz dwie końcówki wydechu.
We wnętrzu z kolei za sportowy klimat odpowiada dobrze wyprofilowana, lekko spłaszczona u dołu kierownica, skórzane wstawki na desce rozdzielczej i podłokietnikach w drzwiach oraz opcjonalna (dopłata to zaledwie 1327 zł) tapicerka ze skóry i tkaniny "dinamica" (przypominająca alcantarę). Wszystkie te elementy (oraz mieszek dźwigni zmiany biegów i hamulec ręczny) mają czerwone przeszycia. Trzeba przyznać, że szczególnie jak na segment aut miejskich, deska rozdzielcza Arony prezentuje się całkiem elegancko. To zasługa wspomnianych skórzanych wstawek oraz seryjnego systemu multimedialnego z nawigacją i ekranem o przekątnej 8 cali z dotykowymi przyciskami funkcyjnymi (i na szczęście dwoma pokrętłami) na czarnej, szklanej powierzchni.
Nowoczesności Aronie dodają także opcjonalne wirtualne zegary (dopłata tylko 1530 zł, więc warto) oferujące kilka, wyraźnie się różniących, sposobów prezentowania wskazań. Najbardziej atrakcyjny wizualnie (ale nie najbardziej czytelny) przywodzi na myśl rozwiązania z najnowszych BMW, gdzie prędkościomierz i obrotomierz tworzą "ramkę" po bokach wyświetlacza, a pośrodku możemy wyświetlić na przykład widok mapy. I tu pojawia się mały zgrzyt, ponieważ nie możemy jednocześnie wyświetlić mapy zarówno na systemie multimedialnym, jak i na wskaźnikach. Oczywiście nie ma potrzeby, aby widzieć te same wskazania w dwóch miejscach, ale efekt jest taki, że musimy ręcznie przełączać gdzie ma się ona wyświetlać. Jeśli w trakcie jazdy będziemy chcieli zmienić punkt docelowy, albo poszukać czegoś na mapie, musimy najpierw w ustawieniach nawigacji przełączyć ją na ekran centralny. Niezbyt to praktyczne i dość zastanawiające, ponieważ w większych modelach Seata, korzystających z tego samego systemu, nie ma takiego problemu.
Kilkukrotnie wspomnieliśmy już, że Arona to samochód miejski, ale ma ono w sobie też pewne zadatki na auto dla niedużej rodziny. Na tylnej kanapie swobodnie zmieści się dwóch pasażerów o wzroście 180 cm, a bagażnik oferuje 400 l pojemności. Innymi słowy, SUV Seata mający 414 cm długości nie ustępuje praktycznością nawet znacznie dłuższym, kompaktowym hatchbackom.
Najbardziej optymalnym źródłem napędu Arony jest jednostka 1.0 TSI o mocy 115 KM, najlepiej w połączeniu z 7-biegową przekładnią DSG. Przyspieszenie do 100 km/h w 10 s jest w zupełności wystarczające, a "automat" doceni każdy kto choć przez chwilę będzie stał w korku. Testowany egzemplarz napędzany był jednak silnikiem 1.5 TSI o mocy 150 KM, która pozwala na sprint do 100 km/h w 8,2 s. 250 Nm maksymalnego momentu obrotowego, dostępnego od 1500 do 3250 obr./min sprawia, że mały Seat bardzo ochoczo reaguje na mocniejsze wciśnięcie gazu. Ucieszy to nie tylko kierowców lubiących dynamiczną jazdę, ale także wszystkich, którzy zamierzają często poruszać się po drogach pozamiejskich.
Największą wadą tej wersji silnikowej jest fakt, że występuje ona tylko w połączeniu z manualną skrzynią. To spory minus, szczególnie że inne modele koncernu Volkswagena korzystające z tej jednostki (również Seaty), można zamówić z 7-biegowym DSG. Na pocieszenie dodamy jedynie, że manualna skrzynia działa gładko i precyzyjnie, więc korzystanie z niej może sprawiać przyjemność.
A jak wygląda kwestia prowadzenia w najmocniejszej Aronie? Tutaj małe zaskoczenie, ponieważ odmiana FR może być wyposażona w adaptacyjne zawieszenie. Działa ono tylko w dwóch trybach, ale po utwardzeniu wyraźnie czuć różnicę. Auto prowadzi się pewniej i nieco mniej przechyla na mocno pokonywanych zakrętach. Podczas codziennej eksploatacji zdecydowanie lepiej jednak pozostać przy standardowym ustawieniu, szczególnie kiedy auto porusza się na 18-calowych felgach. Wtedy komfort jazdy można określić jako zadowalający.
Dla wielu osób wadą Arony może być jej cena - to nie mały miejski hatchback, ale nadal samochód segmentu B. Tymczasem centa testowanej odmiany 1.5 TSI FR to 90 100 zł. Sporo, ale też sporo dostajemy w cenie - dwustrefowa klimatyzacja automatyczna, nawigacja, LEDowe oświetlenie, 17-calowe alufelgi, to tylko najważniejsze elementy długiej listy wyposażenia standardowego. Z kolei opcje mają zwykle bardzo korzystne ceny - poza wspomnianymi wcześniej warto wymienić na przykład system bezkluczykowy, adaptacyjny tempomat oraz system wykrywania zmęczenia kierowcy kosztujące w pakiecie 2010 zł, albo czujniki parkowania z przodu i z tyłu, asystenta parkowania oraz kamerę cofania za 2457 zł.
Seat Arona to bardzo ciekawa propozycja w segmencie najmniejszych SUVów. Wyróżnia się stylistyką, dobrze się prowadzi, a pod względem przestronności stanowi niezłą alternatywę dla kompaktów. Testowana wersja nie kosztuje mało, ale porównywalne modele konkurencji wcale nie będą tańsze.
Michał Domański