Mini John Cooper Works - gokart klasy premium

Łączenie sprzeczności nie jest łatwe i zwykle ma swoją cenę. W przypadku nowego Mini JCW owa cena jest wysoka. Dosłownie.

Mini, jak sama nazwa wskazuje, zawsze było małym autem, należącym do segmentu A. Napędzały go stosunkowo nieduże silniki, a także wnętrze, które choć stylowe i niepowtarzalne, było ciasne i wykończone twardymi plastikami. Najnowsza inkarnacja tego modelu zmieniła jednak jego oblicze i to pod wieloma względami.

Przede wszystkim nie jest ono już wcale takie "mini" - już wersję trzydrzwiową, mającą 3874 mm długości, można śmiało przyporządkować do segmentu B. Ponadto pod maskę topowych wersji trafił silnik w "dorosłym" rozmiarze 2 litrów (dotychczas 1.6 l). Wnętrze natomiast nadal pozostało niezbyt przestronne, szczególnie z tyłu, a bagażnik, mający 211 l pojemności, chociaż większy niż dotychczas, również nie zachwyca.

Reklama

Spory postęp dokonał się natomiast jeśli chodzi o jakość wykończenia wnętrza. Miejsca twardych i przeciętnej jakości plastików zajęły miękkie tworzywa, dzięki czemu wreszcie czujemy się jak w aucie wartym swojej, niemałej przecież, ceny.

Atrakcyjność testowanej wersji podnosił dodatkowo fakt, ze była to topowa wersja John Cooper Works. Uwagę przyciągają tu sportowe fotele ze zintegrowanymi zagłówkami, świetnie leżąca w dłoniach kierownica oraz dywaniki z wyścigowo kojarzącym się motywem szachownicy.

Te sportowe dodatki nie są tu oczywiście na wyrost - odmiana JCW napędzana jest nowym, 2-litrowym silnikiem BMW o mocy 231 KM. To o 20 KM więcej, niż oferował poprzednik. Nie bez znaczenia jest także maksymalnym moment obrotowy, który wynosi teraz 320 Nm (poprzednio 261 Nm) i dostępny jest on już od najniższych obrotów (zakres 1250-4800 obr./min). Dzięki temu możemy liczyć na bardzo żywiołową reakcję na dodanie gazu, właściwie na każdym biegu.

Jak się te dane przekładają na osiągi? Pierwszą "setkę" zobaczymy już po 6,3 s, jeśli zdecydujemy się  na wersję ze skrzynią manualną. Testowany egzemplarz wyposażony był jednak w opcjonalny, ośmiostopniowy "automat", dzięki któremu czas ten był krótszy o 0,2 s. Prędkość maksymalna to imponujące 246 km/h.

Przyspieszeniu towarzyszy przyjemny dla ucha, rasowy dźwięk, który przybiera na głośności i charakterze, jeśli wybierzemy tryb jazdy Sport. Ustawienie to wpływa oczywiście również na reakcję silnika na dodanie gazu, pracę skrzyni biegów, siłę wspomagania, a także opcjonalny system adaptacyjnego zawieszenia. W ten sposób możemy wyraźnie zmienić charakter Mini, które z dynamicznego hatchbacka, staje się prychającym i warczącym, miejskim drapieżnikiem.

Wysoko należy również ocenić pracę zawieszenia i układu kierowniczego. Hasłem reklamowym marki jest "gokartowa przyjemność z jazdy" i trzeba przyznać, że, tak jak poprzednicy, tak i najnowsza generacja, prowadzi się nad wyraz zwinnie i wywołuje na twarzy prowadzącego uśmiech o szerokości wprost proporcjonalnej do ostrości pokonywanego zakrętu.

Tym jednak, co odróżnia ten samochód od Mini, jakie do tej pory znaliśmy, jest to jak jedzie się nim, kiedy nie mamy już ochoty na zabawę, albo zwyczajnie wpadliśmy w gęsty ruch miejski. Silnik pracuje wtedy naprawdę cicho, skrzynia biegów zmienia przełożenia niezauważalnie i cały samochód zachęca do odprężenia się.

To w takim momencie zaczynamy zwracać uwagę na wyjątkowo bogate wyposażenie, które dostępne jest w nowym Mini. Przykładowo automatyczna klimatyzacja ma teraz dwie strefy, system nawigacji (żywcem przeniesiony z modeli BMW) ma teraz taki sam kontroler jak w BMW, a nagłośnienie sygnowane jest logo Harman Kardon. Auto może być też wyposażone w asystenta parkowania, kamerę cofania i adaptacyjne światła wykonane w technologii LED. Elementami wręcz zaskakującymi w tak małym samochodzie, jest też wyświetlacz Head-Up oraz adaptacyjny tempomat z radarem. Mini stało się teraz naprawdę autem premium.

Takie bogactwo opcji i lepsze wykończenie wnętrza musiały odbić się niestety na cenie. Samochody Mini nie były nigdy tanie, ale wersja John Cooper Works wyjątkowo wysoko podnosi poprzeczkę. Jej ceny zaczynają się od 127 tys. zł, ale w tej cenie nie otrzymamy nawet komputera pokładowego, a klimatyzację jedynie manualną. Chcąc mieć egzemplarz tak wyposażony, jak testowy, trzeba sięgnąć do kieszeni o wiele głębiej - kosztuje on 180 tys. zł. Trudno nie zauważyć, że równie szybkie, za to znacznie większe, BMW 125i, wyceniono tak samo, jak Mini JCW.

Jeżeli jednak pominiemy aspekt ceny, która w przypadku samochodów Mini z założenia schodzi na dalszy plan, to trudno wytknąć mu jakieś problemy. Auto jest teraz bardziej przestronne, nieporównywalnie lepiej wykończone, wciąż zapewnia mnóstwo radości z jazdy, ale dzięki znacznie poszerzonej liście opcji, stało się prawdziwie luksusowym autkiem miejskim.

Michał Domański

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: MINI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy