Mercedes klasy S przez dekady traktowany był jako wyznacznik tego, co możliwe jest w motoryzacji. Premiera każdej kolejnej generacji wzbudzała żywe zainteresowanie, nie tylko tej garstki osób, która mogła sobie na jego zakup pozwolić. Był on zawsze przeglądem ciekawostek i nowinek technicznych, które po kilku latach zaczynały trafiać także do mniejszych i tańszych samochodów.
Teraz jednak czasy się zmieniają i coraz większy nacisk zaczyna być kładziony na samochody elektryczne. Mercedes postanowił do sprawy podejść kompleksowo i już zaczął wprowadzać do sprzedaży auta, które utworzą równoległą do obecnej linię modelową. Na jej szczycie stanął EQS, czyli odpowiednik klasy S. Czy to oznacza, że to on teraz będzie wyznaczał trendy w motoryzacji i granice tego, co jest możliwe?
Nie da się ukryć, że wraz z przejściem na napęd elektryczny, Mercedes postanowił złamać konwenanse i jego flagowy model na prąd, wcale nie jest limuzyną. To liftback o łukowatej linii nadwozia. Czemu po części trudno się dziwić - długa, podkreślająca prestiż maska, wymuszona jest koniecznością zmieszczenia pod nią nawet 12-cylindrowego silnika. Tymczasem w elektryku cały układ napędowy zajmuje znaczniej mniej miejsca i pozwala na o wiele swobodniejsze rozplanowanie przestrzeni w pojeździe.
I właśnie ta linia nadwozia jako pierwsza przywodzi na myśl słowo "kosmiczna", w czym pomagają jej też takie detale, jak chowane klamki oraz ciekawe przednie reflektory i połączone tylne światła. Mercedes EQS robi wyjątkowe wrażenie, szczególnie w białym kolorze. Bardzo dobrze maskuje przy tym swoje naprawdę spore rozmiary - nikt nie chciał nam uwierzyć, kiedy zapewnialiśmy, że to auto ma naprawdę ponad 5,2 metra długości.
Tak duże nadwozie sugeruje przepastną kabinę, szczególnie w aucie elektrycznym, w którym specyfika napędu pozwala na wygospodarowanie dodatkowej przestrzeni. Nie bez znaczenia jest także rozstaw osi, wynoszący ponad 3,2 metra! EQS rzeczywiście jest bardzo przestronny, ale szczerze mówiąc spodziewaliśmy się, czegoś więcej. Pomimo rozmiarów przedłużonej klasy S, nie przebija jej choćby ilością miejsca na tylnej kanapie. Natomiast porównanie z "eSką" bez problemu wygrywa za to bagażnik - 610 l oraz ogromny otwór załadunkowy, mówią same za siebie.
Siądźmy jednak za kierownicą, gdzie natychmiast słowo "kosmiczny" ponownie ciśnie się na usta. Standardowo deska rozdzielcza EQS jest taka sama jak w klasie S, ale za dopłatą (skromnych 36 752 zł) otrzymujemy Hyperscreen (seryjny w testowanej wersji) - ukryte pod wspólną taflą szkła trzy wyświetlacze (kierowcy, centralny oraz pasażera), które rozciągając się na całą szerokość wnętrza tworzą niesamowitą atmosferę. Odnosimy wrażenie, że mamy przed sobą jeden ogromny ekran, na którym tylko wydzielono obszary służące do obsługi. Samo menu jest takie samo jak w innych nowych Mercedesach.
Duże wrażenie robi także wykończenie wnętrza, szczególnie w testowanym egzemplarzu, gdzie znajdziemy wszechobecną jasną skórę oraz wstawki z drewna, którego fakturę doskonale czuć pod palcami. Zwróciliśmy jednak uwagę, że lewitująca między przednimi fotelami konsola, choć oczywiście obita skórą, jest zaskakująco twarda. Jakby pod warstwą skóry ukryto zwykły plastik. Z kolei fotele są niezwykle wygodne, mają wszechstronną regulację oraz oczywiście funkcję masażu. Całości dopełniają poduszki na zagłówkach - fantastyczna sprawa. Lecz tu ponownie mamy małe "ale" zagłówki regulują się elektrycznie, ale tylko góra/dół. Pochylanie ich do przodu i do tyłu odbywa się już ręcznie. Zdajemy sobie sprawę, że dla większości kierowców, zwracanie uwagi na takie detale graniczy z absurdem, ale jest to pewien zgrzyt, że konstrukcja i regulacja zagłówków pochodzi nie z klasy S, lecz klasy C.
Testowana odmiana EQS 580 4MATIC jest najmocniejszą i zarazem jedyną odmianą (pomijając oczywiście wersję AMG) z napędem na wszystkie koła. Jej dwa silniki generują łącznie 523 KM oraz 855 Nm. To wystarcza, aby rozpędzić ten wielki i ciężki (2,6 t) samochód do 100 km/h w zaledwie 4,3 s. Subiektywne wrażenia, jak to w elektryku, są jeszcze lepsze, ze względu na błyskawiczną reakcję napędu oraz natychmiastową dostępność pełni jego możliwości. Nie bez znaczenia są także odgłosy, jakie auto generuje z głośników (dwie "ścieżki dźwiękowe" do wyboru), które sprawiają wrażenie, że naprawdę siedzimy w statku kosmicznym i zaraz osiągniemy prędkość nadświetlną.
Osoby mające już do czynienia z elektrykami z pewnością uśmiechają się teraz gorzko, na myśl o częstym korzystaniu z tych osiągów. Zasięg maleje wtedy w oczach i często kilka chwil frajdy, musimy odpokutować dłużącym się posiedzeniem pod ładowarką. W przypadku EQS nie jest to jednak tak duży problem (i nie chodzi nam o proste gry, jakie znajdziemy w systemie multimedialnym, mające umilić nam proces ładowania), ze względu na wielką baterię. 107,8 kWh pojemności netto to imponująca wartość, dzięki której deklarowany zasięg wynosi aż 662 km. W praktyce jest oczywiście trochę mniejszy i zależny od stylu jazdy oraz panującej temperatury, ale 500 km można pokonać bez większego trudu.
Jeśli natomiast chodzi o inne wrażenia z jazdy, to nie są one zaskakujące. Jak na Mercedesa przystało, EQS jest bardzo komfortowy, a jego pneumatyczne zawieszenie świetnie radzi sobie z wybieraniem nierówności. Z kolei wysoka masa własna nie daje się tak bardzo we znaki w zakrętach, ponieważ bateria (główny jej "winowajca") umieszczona jest w podłodze, więc w konsekwencji niski środek ciężkości dociska auto do asfaltu, co doskonale czuć w szybko pokonywanych zakrętach.
Jest jednak jedna rzecz, która zaskakuje - zwrotność. EQS to kawał samochodu i chyba dlatego standardowo oferowany jest ze skrętną tylną osią. Za dopłatą możemy jednak zamówić jej bardziej zaawansowaną wersję, w której koła nie skręcają się o 4,5 stopnia, ale aż o 10 stopni! Z zewnątrz robi to wyjątkowe wrażenie, ale chyba jeszcze większe zza kierownicy, kiedy okazuje się, że to mierzące ponad 5,2 metra auto jest zwrotne niczym miejski hatchback. Działanie skrętnej tylnej osi jest też wyraźnie odczuwalne w zakrętach, dzięki czemu EQS jest naprawdę zwinny.
Czy EQS jest prawdziwą klasą S wśród elektryków? Zdecydowanie tak. Może nie ma w nim żadnych rewolucyjnych rozwiązań, ale jak na flagowy model Mercedesa przystało, robi ogromne wrażenie, szczególnie swoim wnętrzem. Można w nim wskazać natomiast dwa elementy, które bez wątpienia staną się w przyszłości trendem, za którym podążą inni - przeobrażanie się deski rozdzielczej w jeden wielki ekran oraz... zasięg na tyle duży, żeby nie przejmować się niskimi temperaturami i nie bać się korzystać z mocy auta.
Jeśli więc szukacie naprawdę luksusowego elektryka, to Mercedes EQS jest świetnym wyborem. A także jedynym. Takie modele jak Porsche Taycan oraz bazujące na nim Audi e-tron GT plasują się o segment niżej. Tym trudniej oceniać wysokość ceny, wynoszącej (kosmiczne) 621 tys. zł (testowany egzemplarz 740 tys. zł) skoro nie ma dla niej punktu odniesienia. Ale dla porównania można zauważyć, że przedłużone S 580 (oferujące identyczne osiągi) jest jedynie 24 tys. zł tańsze. Odpada więc argument, że elektryki są znacznie droższe od aut spalinowych. To również trend, do którego dąży cała branża motoryzacyjna.