Mercedes E 400 4MATIC Coupe. "Intuicyjny wzorzec stylu"
Są samochody przeznaczone dla masowej klienteli, są też takie, o których z góry wiadomo, że wzbudzą zainteresowanie garstki koneserów. Auto, któremu mieliśmy właśnie okazję bliżej się przyjrzeć, zdecydowanie należy do drugiej z wymienionych kategorii. Dwudrzwiowe, mało praktyczne w codziennym użytkowaniu nadwozie... Trzylitrowy, wykazujący spory apetyt na paliwo silnik benzynowy... Wysoka, sięgająca niemal pół miliona złotych cena... Poczuliście się zniechęceni? Zmienicie zdanie, gdy dowiecie się, że pojazdem, o którym mowa, jest Mercedes E 400 4MATIC Coupé.
Każdy, kto zetknął się ze wspomnianym modelem, rozpływa się nad jego wyglądem. Nic jednak nie przebije poetyckiej fantazji mistrzów słowa z matecznika Mercedesa oraz ich rodzimych tłumaczy, którzy w opisie dzieła niemieckich inżynierów i stylistów, posługują się takimi frazami, jak: "arcydzieło inteligencji", "dynamiczna interpretacja luksusu", "puryzm w perfekcyjnym kształcie", "intuicyjny wzorzec stylu", gdzie "każda linia realizuje zasadę zmysłowej wyrazistości". Co prawda nie mamy pojęcia, co konkretnie znaczą niektóre z powyższych określeń, ale w pełni się z nimi zgadzamy. Od siebie dodamy, że Mercedes E 400 Coupé, ze swoim masywnym, wizualnie pozbawionym środkowego słupka nadwoziem, mocno wydłużoną i wybrzuszoną maską, przednim zderzakiem z ogromnymi wlotami powietrza, prezentuje się, jak... jak... no, no... naprawdę dobrze...
Nieśmiało kładziemy dłoń na eleganckiej, pokrytej chromem klamce, otwieramy potężne drzwi z bezramkową szybą i zajmujemy miejsce za kierownicą. Elektryczny podajnik usłużnie podsuwa pas bezpieczeństwa, ale zamiast skorzystać z jego pomocy rozglądamy się z podziwem po doświetlonym przez szklany dach efektownym wnętrzu limuzyny rodem ze Stuttgartu. Dominuje w nim czerń i biel. Czarno-biała, wykonana z miękkiej skóry tapicerka foteli, opcja za prawie 11 000 zł, kojarzy się z egzotycznym zwierzęciem (niedźwiedziem pandą? Niech będzie...). Nie brakuje detali, będących istnymi klejnotami sztuki użytkowej, jak choćby cztery srebrzyste wloty nawiewu, skontrastowane z pasem czarnego, jesionowego drewna, którym wyłożona jest część kokpitu, maskownice głośników systemu audio czy nawet takie drobiazgi, jak przyciski blokowania drzwi.
Przed oczami kierowcy widnieje ogromna tafla czarnego szkła, spod którego po wciśnięciu guzika uruchamiającego samochód rozbłyskują dwa panoramiczne wyświetlacze, każdy o przekątnej 12,3 cala, zachwycające rewelacyjną jakością prezentowanego obrazu. Tym akurat nie czujemy się zaskoczeni, bowiem rozwiązanie o nazwie Widescreen Cockpit poznaliśmy już wcześniej, przy okazji testów innej wersji obecnej klasy E. Podobnie jak nie zaskoczyła nas możliwość wyboru spośród kilkudziesięciu barw ledowego oświetlenia Ambient, dyskretnie rozjaśniającego wnętrze auta po zmierzchu.
Zresztą zaskoczony nie powinien być nikt, kto miał w ostatnich latach do czynienia z mercedesami, gdyż również w kabinie E 400 znajdzie typowe dla wielu współcześnie oferowanych modeli tej marki rozwiązania: dźwignia automatycznej skrzynię biegów - z prawej strony kierownicy, obsługa wycieraczek przedniej szyby (z dyszami spryskiwaczy umieszczonymi bezpośrednio w ich piórach) - zjednoczona w jednej dźwigni z obsługą kierunkowskazów, elementy elektrycznej regulacji położenia foteli - na boczkach drzwi itp.
Klasyczne coupé, niezależnie od adnotacji w dowodach rejestracyjnych, to zazwyczaj samochody praktycznie dwuosobowe. W Mercedesie E 400 jest inaczej. Co prawda zajęcie miejsc w drugim rzędzie foteli dla niewygimnastykowanych osób musi stanowić pewne wyzwanie (choć uczciwie zaznaczmy, iż konstruktorzy auta zrobili wiele, aby owo zadanie ułatwić), to jednak dwójka pasażerów, która zdoła się tam jakoś wgramolić, będzie podróżowała całkiem wygodnie.
Niespodziewana przestronność tylnej części kabiny (i bagażnika) zwiastuje, że ten model Mercedesa nie jest typem bezkompromisowego twardziela, przeznaczonego dla stałych bywalców torów wyścigowych i miłośników palenia gumy. Owszem, zainstalowany pod jego maską sześciocylindrowy silnik o mocy 333 KM i 480 Nm maksymalnego momentu obrotowego, dostępnego już od 1600 obrotów na minutę, bezbłędnie funkcjonująca, szybka, 9-stopniowa automatyczna skrzynia biegów, stały napęd na 4 koła, aktywne pneumatyczne zawieszenie (opcja, kosztująca 8 700 zł), dwudziestocalowe koła z oponami run-flat, fabryczne informacje o godnych szacunku osiągach (przyspieszenie od 0 do 100 km/godz. w ciągu 5,3 sekundy, prędkość maksymalna 250 km/godz.) obiecują kierowcy mnóstwo frajdy z jazdy i faktycznie tę obietnicę spełniają.
Z drugiej strony trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że mamy do czynienia z samochodem, w którego przypadku natura luksusowej limuzyny wyraźnie góruje nad duchem rasowego sportowca. Delektowanie się muzyką z wysokiej klasy zestawu audio jest tu ważniejsze od rozkoszowania się odgłosami pracy silnika i wydechu (na długiej liście wyrafinowanych bajerów, w które może być wyposażony Mercedes E 400, figuruje m.in. specjalny system w razie groźby kolizji przygotowujący słuch pasażerów na hałas towarzyszący zderzeniu). Izolowanie podróżnych od nierówności nawierzchni ma priorytet przed przyjemnością dynamicznego pokonywania kolejnych, ostrych zakrętów. I tak dalej, i tak dalej... No cóż, gwiazda na masce zobowiązuje.
Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy, że Mercedes E 400 4MATIC Coupé w konfiguracji udostępnionego nam egzemplarza kosztuje 455 000 zł. W wersji podstawowej, z tym samym silnikiem i skrzynią 9G-Tronic: 316 000 zł). Za najtańszego benzyniaka (E 200 184 KM) zapłacimy co najmniej 203 000 zł, za bazowego diesla (E 220d, 194 KM) około 209 000 zł. Tak czy siak z punktu widzenia nawet ponadprzeciętnie zarabiającego Polaka są to ceny zaporowe.