Reklama

Mercedes C 220 d. Oglądamy

Opisując wygląd Mercedesów zwykliśmy się posiłkować ich firmową witryną w internecie. Wiedząc z doświadczenia, że żadne dziennikarskie pióro nie potrafi dorównać talentowi twórców zamieszczonych tam fantazyjnych, pełnych rozmachu treści. Teraz też chcieliśmy skorzystać ze wspomnianej, sprawdzonej metody i... przeżyliśmy lekkie  rozczarowanie. Owszem, dowiedzieliśmy się, że "nowa Klasa C Limuzyna jest ucieleśnieniem rozwoju współczesnego luksusu"; że "współczesne elementy ozdobne stanowią kontynuację współczesnego idiomu wzornictwa"; że "dynamiczne proporcje, wydłużony rozstaw osi i szeroki rozstaw kół nadają nowej Klasie C wyraźny pęd do przodu." Wstęp piękny, jednak dalej - sucho i rzeczowo.

No dobrze, koniec żartów, pozostańmy przy faktach. A te wskazują, że Mercedes, o którym mowa, w porównaniu z poprzednikiem odrobinę urósł wzdłuż (o 65 milimetrów, mierzy obecnie dokładnie 4751 mm) i wszerz, przy jednoczesnej minimalnej redukcji wysokości. Jego sylwetka z masywnym tyłem może się podobać. Uwagę zwracają nowego kształtu reflektory, dzielone tylne lampy i "diamentowy" grill z motywem gwiazdy. Obłędnie prezentują się obręcze kół pokryte czarnym, błyszczącym lakierem, lecz aż strach pomyśleć, jak będą wyglądać po paru latach eksploatacji.

W sumie - "będzie pan zadowolony"; niezależnie od tego, czy ceni bardziej sportową, czy klasyczną elegancję. Najważniejsze jest tu słowo: "elegancja".

Mercedes C 220 d. Wsiadamy

"Einsteigen. Durchatmen.", czyli "Wsiadać. Oddychać." - nakazuje niemiecka strona Mercedesa. W polskim, oficjalnym tłumaczeniu powyższe wezwanie brzmi zdecydowanie przyjemniej: "Wsiądź. Wysiądź. Poczuj się jak nowo narodzony". No to wsiadamy. I od razu czujemy, że znaleźliśmy się w kabinie mercedesa. Nie tylko ze względu na charakterystyczne dla aut tej marki rozmieszczenie przełączników automatycznej skrzyni biegów (dźwignia przy kierownicy) i wycieraczek (w pokrętle przy dźwigni kierunkowskazów) czy elementów elektrycznego sterowania przednimi fotelami (na poszyciu drzwi). Również z uwagi na jakość materiałów i ogólny krój wnętrza, który już kiedyś nazwaliśmy barokowym. Nie ma tu mowy o nudzie. Są fantazyjnie poprowadzone linie, fikuśne, dopracowane detale, m.in. oryginalne wloty powietrza. Niby to samo co w poprzedniej klasie C, ale przeprojektowane zgodnie z najnowszymi trendami samochodowego designu (przykładem - zagłówki). W końcu hasło o "współczesnym idiomie wzornictwa" zobowiązuje...

Flagowym wyróżnikiem limuzyny o pokolenie wcześniejszej był kokpit z dwoma ekranami ukrytymi pod wspólną taflą szkła. Teraz ekrany też są dwa, ale umieszczone oddzielnie. Jeden zastępuje klasyczny zestaw instrumentów za kierownicą, drugi, w formie lekko zwróconego w kierunku kierowcy dużego tabletu (przekątna 11,9 cala), wieńczy środkową konsolę i stanowi centrum dowodzenia funkcjami pojazdu. Taki układ wyraźnie nawiązuje do rozwiązania z aktualnej klasy S. Oba wyświetlacze imponują jakością grafiki i intuicyjnością menu. Wygląd panelu "zegarowego", lekko wystającego z kokpitu, można zmieniać, odmiennie ustalając zakres i priorytety wywoływanych informacji. Szkoda, że służące do tego miniaturowe gładziki (pola dotykowe) są zanadto ambarasujące w obsłudze i mało precyzyjne. Zresztą jest ich tak wiele, że prawdopodobnie dlatego zostały pogrupowane aż na czterech ramionach kierownicy. Skądinąd odznaczającej się grubym wieńcem i dobrze leżącej w dłoniach.

Na środkowej konsoli, wolnej od lewarka: uchwyty na napoje, ładowarka indukcyjna, wejście USB-C (dwa kolejne znajdują się w schowku pod podłokietnikiem). 

Wyłącznie na pochwałę zasługują przednie fotele. Wygodne, obszerne, optymalnie wyprofilowane, z dużym zakresem regulacji. Brakuje jedynie masażu. Niestety, pomimo zwiększenia o 25 mm (do 2865 mm) rozstawu osi, pod względem  przestronności tylnej części kabiny klasy C i S dzieli dystans co najmniej proporcjonalny do odstępu między tymi dwoma literami w alfabecie. Nasz tradycyjny "test dryblasa" wypadł bardzo przeciętnie. Pasażerowi o wzroście 190 cm, siedzącemu za równie rosłym kierowcą będzie ciasno. Niewiele pomagają tu wyłożone twardym plastikiem, solidne wgłębienia w oparciach przednich foteli. Dach panoramiczny zmusza dryblasów do wtulania głowy w ramiona. Komfortowi podróżowania nie sprzyja także wydatny tunel.

Jeszcze informacja na temat bagażnika - 455 litrów pojemności, wykończenie premium, funkcjonalność typowa dla sedanów - i można wysiadać.                   

Hm... Czy człowiek, opuszczający wnętrze Mercedesa faktycznie czuje się "jak nowo narodzony"? Prawdę mówiąc znacznie większej ulgi doznawaliśmy wyczołgując się kiedyś z kabiny "malucha", ale niech tam...

Mercedes C 220 d. Jedziemy

... w końcu wysiedliśmy tylko na chwilę, by zajrzeć mercedesowi pod maskę. Znaleźliśmy tam czterocylindrowego, dwulitrowego diesla o mocy 200 KM. Wydaje się on zupełnie wystarczającym źródłem napędu dla ważącej nieco ponad 1,7 tony limuzyny (dopuszczalna masa całkowita: 2355 kg). Katalogowe osiągi: od 0 do 100 km/godz. w 7,3 sekundy, prędkość maksymalna 245 km/godz.

Wspomniana jednostka wysokoprężna funkcjonuje w układzie tzw. miękkiej hybrydy. Elektryczne wspomaganie nie tylko dodaje spalinowej podstawie 20 koni mechanicznych ekstra mocy i pokaźną porcję momentu obrotowego, ale też bardzo korzystnie wpływa na ogólną kulturę pracy diesla i działanie systemu start/stop. Absolutnie niczego nie psuje dziewięciostopniowa automatyczna skrzynia biegów. Zmienia przełożenia gładko, szybko i we właściwych momentach.

Według danych fabrycznych testowany Mercedes powinien zużywać średnio około 5-5,1 litra oleju napędowego na 100 km. Nam komputer pokładowy na dystansie 213 km (głównie ulice Krakowa i zwykłe szosy pozamiejskie) pokazał spalanie w granicach 6,3 l/100 km. I tak jednak przy 66-litrowym zbiorniku paliwa taki wynik obiecuje ogromny zasięg. I co wy na to, "elektryki"?  

Jak mogliśmy się przekonać, po mocnym wciśnięciu pedału gazu mercedesem C 220 d da się "pojechać ogniem" (zwłaszcza w trybie Sport; ponadto do dyspozycji są trzy inne:  komfortowy, ekonomiczny i indywidualny; ten ostatni daje możliwość odrębnego ustawienia kilku parametrów). Przede wszystkim jest to jednak wymarzony kompan w dalekich, spokojnych podróżach autostradami. Relaksowi sprzyja wyciszenie kabiny i charakterystyka zawieszenia, które najlepiej sprawuje się na gładkim asfalcie. Na gorszych nawierzchniach też daje radę, ale trzeba uważać, by nie zawadzić nisko poprowadzoną dolną krawędzią zderzaka o jakąś wystającą przeszkodę, na przykład kamień. Ta cecha ogranicza też przydatność niemieckiej limuzyny w eksploatacji miejskiej (krawężniki!). Z drugiej strony przy swojej znacznej długości zaskakuje ona zwrotnością. Manewrowanie na parkingach ułatwia  doskonały system kamer 360 st., z widokiem z góry.     

Koncern ze Stuttgartu jest szczególnie dumny z wykorzystującego sztuczną inteligencję systemu MBUX. My szczególnie cmokamy z zachwytu nad nawigacją, niezawodnie i "łopatologicznie" prowadzącą do celu. Mamy za to pewne zastrzeżenia do nadgorliwych systemów bezpieczeństwa, które niekiedy zupełnie niepotrzebnie wszczynają alarm, co może zestresować kierowcę i paradoksalnie spowodować zagrożenie na drodze. Z ograniczonym zaufaniem należy traktować także informacje skanera znaków drogowych.

"Hej Mercedes"... Jeżdżąc samochodami tej marki lubimy sobie z nimi pogadać. Niestety, w użyczonym nam egzemplarzu obsługa głosowa ograniczała się do konkretnych, rzeczowych działań. Miła "pani Mercedes" nie dawała się wciągać w w żadne ogólne pogawędki. Być może z powodu problemów z łącznością  internetową. Na stronie Mercedesa widnieje zresztą informacja, że "Dostępność modułu komunikacyjnego (LTE) jest tymczasowo ograniczona w niektórych pojazdach ze względu na trudności z zaopatrzeniem w podzespoły. Dlatego też w tych pojazdach usługi Mercedes me connect, a także system powiadamiania o wypadkach drogowych (eCall), nie są dostępne."

Mercedes C 220 d. Kupujemy

Każdy zainteresowany zakupem fabrycznie nowego Mercedesa wie, że "to nie są tanie rzeczy". Oj, nie. Ceny piątej generacji limuzyny C 220 d, dostępnej tylko "w automacie", startują z poziomu 199 700 zł. Za opisywany tu samochód należałoby zapłacić ponad 260 000 zł. Kwotę na fakturze windują głównie dwa kosztowne pakiety: Premium Package za 15 500 zł i AMG Line za około 20 000. Audio marki Burmester kosztuje  5300 zł, panoramiczny dach ok. 9300 zł, a lakier biel opalitu bright 7800 zł.

"Baby S"? Bez przesady, to jednak nie ten poziom luksusu. Co nie zmienia faktu, że  piąta generacja mercedesa klasy C to świetny samochód.  Jak napisano, stanowi "Wyraźny pęd do przodu"...

Adam Rymont