Kufer naszej testówki zdobi słynna już naklejka...
Postanowiliśmy pojechać naszą testową skodą rapid z Krakowa do Wrocławia. Ot, taki weekendowy wypad, aczkolwiek nie całkiem przyjemnościowy. Tak czy inaczej miało być wiosennie, ciepło i słonecznie.
I było, ale tylko słonecznie. W nocy ścisnął ostry mróz, a poprzedniego dnia padał gęsty śnieg. Na szczęście po kilku godzinach zniknął, przynajmniej z autostrady A4.
Ilekroć podróżujemy tą trasą nie możemy powstrzymać się od porównań cenowych. Przejazd ze stolicy Krakowa do stolicy Dolnego Śląska i z powrotem kosztuje obecnie 68,40 zł, czyli równowartość około 16 euro. Za takie pieniądze w Austrii można kupić dwie winiety dziesięciodniowe i korzystać w tym czasie (czyli przez 20 dni) ze wszystkich autostrad tego kraju, do woli.
Dajmy jednak spokój irytującym obliczeniom. Ma być przecież miło. Zwłaszcza, że jedziemy nowiutką skodą. Nowiutką w podwójnym znaczeniu tego słowa: świeży model, auto z zaledwie 4000 kilometrów na liczniku...
Zajmujemy miejsca w eleganckim, utrzymanym w beżowej tonacji wnętrzu czeskiego kompaktu. Jest tu całkiem przestrzennie, chociaż fotel kierowcy mógłby odsuwać się ciut dalej. Na szczęście znalezienie wygodnej, optymalnej pozycji ułatwia regulowana w dwóch płaszczyznach i w dużym zakresie kierownica. Z dość cienkim wieńcem, pokryta skórą, dobrze leżąca w dłoniach, z pokrętłem głośności systemu audio i przyciskami, pozwalającymi na zmianę stacji radiowej pod palcami lewej ręki...
Kufer naszej testówki zdobi naklejka ze słynnym już napisem "Na złość Rostowskiemu jeżdżę zgodnie z przepisami", a to hasło zobowiązuje. Staramy się zatem pilnie nie przekraczać dozwolonej prędkości. I bardzo słusznie, bowiem powyżej 140 km/godz. w kabinie robi się trochę głośno, a samochód staje się wrażliwy na boczne podmuchy silnego dzisiaj wiatru. To jedyne niedogodności. Generalnie jedzie się naprawdę przyjemnie. Ładna pogoda, sucha, pusta szosa, żadnych stresowych sytuacji, włączony tempomat. Słuchamy radia, rozmawiamy... Pełny relaks.
Mijamy bramki w Gliwicach, gdzie należy pobrać z automatu bilet (jak wiadomo, na tym fragmencie A 4 obowiązuje inny system poboru opłat niż na "starym" odcinku krakowsko-katowickim). Gdy opuszczamy Śląsk, na drodze robi się jeszcze bardziej pustawo. Nie wiadomo, czy to z powodu chłodu, wysokich cen za użytkowanie autostrady czy po prostu ludzie w ten ostatni przedświąteczny weekend mają co innego do roboty.
Szybko i bezpiecznie dojeżdżamy do wrocławskich Bielan, gdzie uiszczamy opłatę za przejazd. Rzut oka na komputer pokładowy, który wskazuje, że zużyliśmy przeciętnie 5,8 litra paliwa na 100 km. To niewiele, chociaż sporo więcej niż obiecuje producent. Nasz rapid jest napędzany silnikiem wysokoprężnym 1.6 TDI, korzystającym z techniki common rail. Słyszeliśmy różne opinie na jego temat. Nie wszystkie były pochlebne. Nosem kręcili zwłaszcza zaprzysięgli miłośnicy starego, niezniszczalnego volkswagenowskiego diesla 1.9 TDI. Niniejszym uroczyście oświadczamy, że krytycy nie mają racji: nowy "tedeik" jest naprawdę udaną jednostką. Trochę wolno się rozgrzewa, ale jest elastyczna, oszczędna i pracuje z dużą kulturą. 105 KM mocy i 250 Nm maksymalnego momentu obrotowego, uzyskiwanego między 1500 a 2500 obr./min, to parametry w zupełności wystarczające w lekkim kompakcie.
Na pochwały zasługuje również współpracująca ze wspomnianym silnikiem pięciobiegowa, rozsądnie zestopniowana skrzynia manualna. Jest poręczna i nie budzi żadnych zastrzeżeń użytkowych. Funkcjonuje płynnie, poszczególne biegi "wchodzą" bez trudu, nic nie zgrzyta, nic nie haczy.
Kręcimy się po Wrocławiu, zaskoczeni obfitością wolnych, darmowych (w soboty po godz. 14.00 i całe niedziele) miejsc parkingowych na ulicach i chodnikach w centrum miasta. Orientację w terenie ułatwia fabryczna nawigacja. Precyzyjna i bezbłędna. Przydałoby się jedynie popracować nad polszczyzną jej komunikatów głosowych. "Przygotuj się do zjedź drugim zjazdem" nie brzmi najlepiej...