Kia Stinger, czyli żądło. Pojazd sportowo-rodzinny. Naprawdę!

Uwaga, uwaga, uprzejmie informujemy, że wyodrębniliśmy nową kategorię samochodów. SFV - Sport Family Vehicle, czyli Pojazd Sportowo-Rodzinny. Mamy już nawet pierwszy model, zaliczający się do wspomnianego segmentu. To Kia Stinger GT.

Angielskie słowo stinger oznacza żądło. Podczas wojny w Afganistanie, przenośne, ręcznie odpalane pociski ziemia-powietrza FIM-92 Stinger siały spustoszenie w radzieckim lotnictwie. Zdaniem wielu ekspertów przekazanie Stingerów  partyzantom w znacznym stopniu przesądziło o wyniku krwawego konfliktu z lat 80 ubiegłego wieku.

Sięgnięcie przez koreańskiego producenta samochodów po nazwę, odnoszącą się do owianej legendą broni, wiązało się niewątpliwie z pewnym ryzykiem wizerunkowym. Tym bardziej, że Kia wraz z modelem Stinger wkraczała na zupełnie nowy dla siebie teren, opanowany dotychczas przez niemieckie i japońskie marki z wyższej półki. Obawy okazały się zupełnie niesłuszne.

Reklama

Prezentacji azjatyckiego "żądła na kołach" towarzyszyło powszechne cmokanie. Cmokanie z zachwytu nad sylwetką auta, a później, po pierwszych testach dziennikarskich, również nad jego osiągami i zachowaniem na drodze.

Trzeba przyznać, że uroda Kii Stinger nie przemija i wciąż budzi życzliwe zainteresowanie kierowców i przechodniów. Niektórym nie spodobał się jedynie pomarańczowy kolor nadwozia udostępnionego do zrecenzowania egzemplarza, nieco, jakby tu powiedzieć, włościański i gryzący się z czerwienią zacisków hamulców. Szkoda również, że projektanci auta nie zdecydowali się na zabieg, przydający całej konstrukcji elegancji i lekkości, czyli drzwi bez ramek. To w zasadzie koniec listy zastrzeżeń. Stinger wygląda rasowo, sportowo i bojowo. Koniec, kropka.

Znaczniej spokojniej od krzykliwie pomarańczowego nadwozia prezentuje się czarno-stalowe wnętrze auta. Owszem, trudno byłoby wskazać w kabinie Stingera GT jakieś nadzwyczaj wysmakowane detale, można krytykować centralny ekran multimediów; że za mały i jakby nie z tej epoki. Ale tak naprawdę... nie bardzo jest się do czego przyczepić. A na pewno nie do jakości materiałów, staranności montażu i ergonomii obsługi. Pod tym względem kabina opisywanego Singera GT trzyma wysoki poziom.    

Żyjemy w czasach, gdy również w samochodach klasy średniej instaluje się  silniki o zaledwie trzech cylindrach. Taką jednostkę znajdziemy nawet w BMW serii 3. W tym miejscu należy się głęboki ukłon przed szefostwem Kii, które nie poszło tą zgubną w opinii licznych fanów motoryzacji drogą. Przynajmniej w modelu Stinger GT. Pod jego maską pracuje zacne, sześciocylindrowe V6 o pojemności 3342 centymetrów sześciennych i mocy 366 koni mechanicznych. Takie źródło energii zapewnia doskonałą dynamikę (przyspieszenie od startu do 100 km/godz. zajmuje jedynie 5,5 sekundy), znakomitą elastyczność oraz prędkość maksymalną, daleko wykraczającą poza ogólnie przyjęte limity (270 km.godz.). Maksymalny moment obrotowy (5120 Nm) jest dostępny w zakresie od 1300 do 4500 obr./min, co sprawia, że auto, jak się to zwykło mawiać, "zbiera się od samego dołu".

Dodajmy, że silnik Stingera GT zapewnia nie tylko świetne osiągi, ale także bardzo fajnie brzmi, w czym notabene udział mają polscy dealerzy, dokonując, za zgodą producenta, pewnych modyfikacji w układzie wydechowym.

I jeszcze dwa zdania o zużyciu paliwa. Gdy odbieraliśmy samochód, komputer pokazywał średnie spalanie bliskie 20 litrów na 100 km. Nam udało się bez specjalnych wyrzeczeń zejść do 17 l/100 km, choć poza miastem przy łagodnym traktowaniu pedału gazu da się osiągnąć wynik w granicach 10 l/100 km. Cóż, benzynowe V6 lubi wypić. Coś za coś...

Na jednoznaczne pochwały zasługuje ośmiostopniowa automatyczna skrzynia biegów. Zmienia przełożenia szybko i sprawnie. Przy mocniejszym naciśnięciu pedału gazu dość radykalnie je redukuje, wskutek czego w kabinie przez chwilę robi się dość głośno. Ktoś, kto nie przepada za tego rodzaju dźwiękami, może poczuć niejaki dyskomfort.

Kia skrupulatnie wylicza wyróżniki swojego "żądła" w najostrzejszej, topowej odmianie. Mamy tu zatem "aktywny układ kierowniczy o zmiennym przełożeniu, elektronicznie sterowany napęd AWD z funkcją dynamicznego rozdziału momentu obrotowego między koła (Dynamique Torque Vectoring System), mechanizm różnicowy o ograniczonym poślizgu, sportowe zawieszenie elektronicznie sterowane z dynamiczną kontrolą twardości, sportowy układ hamulcowy BREMBO."

Można rozpisywać na techniczne szczegóły każdy z wymienionych wyżej punktów, tylko po co? Czy nie wystarczy powiedzieć, że Stinger GT jeździ fantastycznie, a jednocześnie przewidywalnie, potrafiąc dać kierowcy mnóstwo przyjemności z prowadzenia auta o zdecydowanie nietuzinkowych walorach. Miłośników tylnego napędu ucieszy wiadomość, że elektronika faworyzuje właśnie tę oś samochodu, przekazując na nią nawet 80 proc. momentu obrotowego. W standardowych warunkach dzielony jest on dokładnie pół na pół.

SFV. Sporo miejsca poświęciliśmy literze "S" w owym skrócie. Teraz czas na "F", czyli rodzinność prezentowanego pojazdu.

Cechą charakterystyczną wielu modeli o sportowej naturze jest ciasnota w drugim rzędzie siedzeń. Ba, zdarza się, że tylna kanapa w rzeczywistości jest atrapą. Ale nie w Kii Stinger GT, w której  pomieści nie tylko dzieci. Swobodnie i komfortowo przewieziemy w tej części kabiny również dwójkę dorosłych. O ile nie będą mieli więcej niż 190 cm wzrostu. Wyższym może przeszkadzać opadający dach. Nikomu natomiast nie zabraknie miejsca na nogi.

Pasażerom podróż umili zestaw audio z 15 głośnikami i 720-watowym wzmacniaczem, firmowany przez renomowaną markę Harman Kardon. Zaskakująco dobre wrażenie robi również bagażnik. Co prawda nie imponuje pojemnością (406 litrów), ale ma regularne kształty, jest funkcjonalny, a dzięki wysoko podnoszonej, razem z tylną szybą (nadwozie typu liftback) pokrywie  łatwo dostępny. W razie większych potrzeb transportowych można złożyć dzielone oparcie tylnej kanapy.

Kia Stinger GT kosztuje 237 900 zł. Dużo? Biorąc pod uwagę zarobki większości Polaków niewątpliwie tak. Zważywszy jednak, że jest samochodem doskonale się prezentującym, świetnie jeżdżącym i komfortowym, a w dodatku kompletnie wyposażonym (na liście opcji figurują zaledwie dwie pozycje - panoramiczny dach i metalizowany lub perłowy lakier) wypada uznać tę cenę za atrakcyjną.          



               

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy