Kia Stinger 2.0 T-GDI - rewelacyjna w każdym calu

Patrzą, podziwiają, a potem i tak kupują Volkswageny. To oczywiście żart, ale odzwierciedlający w pewnym sensie rzeczywistość. Kia Stinger jest fascynującym samochodem i budzi spore zainteresowanie na ulicach, ale nie znajduje to jak na razie odzwierciedlenia w wynikach sprzedaży.

Koreańskie cacko jest obecne na rynku niespełna dwa lata. Według szacunkowych danych w 2018 roku w Europie sprzedało się ok. 4 tys. egzemplarzy tego auta. Dla porównania, Alfa Romeo Giulia znalazła ok. 17 tys. nabywców a Volkswagen Arteon ­- ponad 21 tys. sztuk (to na razie nieoficjalne dane). Jak na razie jest zatem na końcu stawki, ale naszym zdaniem ma olbrzymie szanse na to by poprawić ten wynik. Najwyższa pora, by potencjalni nabywcy odrzucili stereotypowe myślenie. Stinger to nie jest kolejna budżetowa Kia. To konstrukcja z wysokiej półki, która nie ma się czego wstydzić w porównaniu z najlepszymi.

Reklama

Kiedyś zostanie youngtimerem

Na ogół ocenę kwestii stylistycznych pozostawiamy czytelnikom, ale w tym wypadku chcieliśmy zwrócić uwagę na kilka elementów. Po pierwsze - proporcje. Samochód jest szeroki (187 cm), niski (140 cm) i ma wyjątkowo duży rozstaw osi (290,5 cm). Analogiczne wymiary VW Arteona to 187/145/283,7 cm). Po drugie - mimo sportowego charakteru Kia Stinger jest wyjątkowo funkcjonalna. To liftback, ze sporym bagażnikiem i wygodnym wnętrzem, do którego - dzięki dość długim drzwiom - łatwo się wsiada. Po trzecie - samochód został bardzo starannie wykończony. Po czwarte Stinger wyróżnia się w tłumie a mimo tego nie jest pretensjonalny. Producent przyłożył się do dopracowania detali. Z zewnątrz wszystko do siebie pasuje. Żaden tuning nie będzie potrzebny. Już dzisiaj można napisać, że ta konstrukcja ma wszelkie zadatki na to by kiedyś zostać youngtimerem.

Wnętrze nie ustępuje markowej konkurencji

Bardzo dobrej jakości materiały, staranne spasowanie poszczególnych elementów i kapitalna prostota obsługi. Jak dobrze, że jeszcze ktoś opiera się modzie na cyfryzację kokpitów i nie przesadza z tabletami i dotykowymi panelami. Za kierownicą Stingera można się skupić na prowadzeniu samochodu, a wszystkimi potrzebnymi funkcjami sterować na wyczucie, bez odrywania wzroku od drogi. Bardzo drobiazgowo przyglądaliśmy się wszystkim detalom wykończeniowym. Jedynie przycisk od elektrycznego hamulca pomocniczego mógłby być nieco lepszy. Cała reszta jest po prostu taka jak trzeba.

Bez wątpienia długo dopracowywano pozycję za kierownicą. Siedzi się świetnie, ręce same układają się na pozycji "za piętnaście trzecia". Jeśli ktoś ma ochotę na leniwy cruizing - boczek drzwi idealnie podeprze lewy łokieć, a prawą rękę można oprzeć na podłokietniku i selektorze zmiany biegów. I niech nikt nie mówi, że takie trzymanie dłoni psuje skrzynię biegów, bo te ludowe mądrości dotyczyły Poloneza, w którym lewarek wystawał bezpośrednio z ręcznej skrzyni. Tu po pierwsze mamy automat, po drugie - to tylko selektor, który nie łączy się bezpośrednio z przekładnią.

Czysta przyjemność

Od samochodów tej klasy oczekuje się zarówno narowistości i soczystego pomruku jak też pełnego komfortu na dalszych trasach. Stinger jest idealną odpowiedzią na takie zapotrzebowanie. Mocniejsze wciśnięcie pedału gazu wywołuje akustyczną  burzę, a po ustabilizowaniu prędkości - samochód cichnie. Warto podkreślić, że wnętrze jest naprawdę skutecznie wyciszone i właśnie to jest jedną z cech, która nobilituje Stingera do klasy premium.

Zawieszenie potrafi skutecznie tłumić nierówności a jednocześnie zapewnia doskonałą trakcję i świetne wyczucie drogi. Prestiżu dodaje tylny napęd seryjnie (dla GT Line) wyposażony w szperę. Osoby, które dopiero uczą się jeździć z takim rozwiązaniem będą skutecznie asekurowane przez dopracowaną kontrolę trakcji. Pozostali kierowcy mogą śmiało włączyć tryb sport lub sport + (ten ostatni raczej na torze) i rozkoszować się prawdziwą motoryzacją. Testowana wersja GT Line, była wyposażona w pakiet ECS (dopłata 3500 zł), który obejmuje sportowe, elektronicznie sterowane zawieszenie z dynamiczną kontrolą siły tłumienia w zależności od warunków drogowych oraz możliwością wybrania zaprogramowanych trybów pracy.

Jazda

Testowany egzemplarz był wyposażony w system bezkluczykowy, więc drzwi można otworzyć po naciśnięciu przycisku na klamce. Po zajęciu miejsca za kierownicą i wciśnięciu przycisku start, elektrycznie regulowana kierownica obniża się do wcześniej zapamiętanej pozycji. Cichy pomruk silnika zapowiada dużą dawkę przyjemności, a łagodnie podświetlone zegary tworzą we wnętrzu sportowy klimat.

Automatyczna przekątnia ma 8 biegów, co w zupełności wystarcza do szybkiej a jednocześnie płynnej jazdy. Jedynie dynamiczny start wydaje się odrobinę narowisty, ponieważ w dolnej skali obrotomierza odczuwalna jest niewielka turbodziura. Ale później wszystko idzie już jak po maśle. Jeśli ktoś jeździł wcześniej samochodem z DSG nie będzie narzekał na opieszałość tego dopracowanego automatu.

Stinger 2.0 T-GDI to kolejna propozycja "dwa w jednym". Równie dobrze spisuje się podczas szybkiej jazdy jak też podczas tej relaksującej z włączoną  muzyką. Celowo o tym wspominamy, bo zestaw Harman Kardon gra niesamowicie. Wiele utworów, szczególnie tych klasycznych można z jego pomocą odkryć na nowo. Ale jeśli ktoś życzy sobie po prostu potężnego uderzenia basu, także będzie zadowolony.

Samochód testowaliśmy także podczas opadów śniegu i wówczas, w korku dał o sobie znać brak wycieraczki tylnej szyby. No ale to już efekt uboczny pracy stylistów a nie objaw koreańskiego skąpstwa, bo pod względem wyposażenia samochód rozpieszcza. Pamięć ustawień foteli - jest. Podgrzewanie foteli i kierownicy - jest. Wentylacja foteli - jak najbardziej. Na pokładzie znalazły się także takie ekstrasy jak całkiem niezła nawigacja, wspomniany system bezkluczykowy, asystent pasa ruchu, ostrzegacz o zmęczeniu kierowcy, automatyczne światła, rozpoznawanie znaków, rozbudowany head up display (po wejściu w tryb sport wyświetlane cyfry prędkościomierza się pochylają), system monitorowania martwego pola, kamery 360 stopni i ładowarka bezprzewodowa. I jeszcze jedno - skóra na fotelach to naprawdę skóra.

Stingerem można jeździć szybko. Trzeba tylko pewnie trzymać ręce na kierownicy bo nawet w trybie ECO potrafi delikatnie zarzucić tyłem. Ale da się także podróżować łagodnie, pokonując setki kilometrów bez większego zmęczenia. Dynamicznie podróżujący kierowca musi się liczyć ze spalaniem ok. 12 l/100 km. Osoby jeżdżące ekonomicznie zejdą do ok. 8-10 l/100 km. 

Co nam się w Stingerze podoba?

- linia nadwozia i wykończenie wnętrza

- świetna pozycja za kierownicą

- układ kierowniczy i zawieszenie

- charakterystyka układu napędowego

- skuteczne wyciszenie

 Co nam się nie podoba

- nadgorliwy asystent pasa ruchu, na szczęście można go wyłączyć

- przycisk hamulca postojowego - ozdobna listewka jest niezbyt solidna

 Podsumowanie

Jeśli ktoś chce wydać ok. 200 tys. zł na niebanalne auto niech odrzuci wszelkie uprzedzenia i przejedzie się Stingerem. Krytykowanie tej konstrukcji bez wcześniejszego wypróbowania jest w tym wypadku absolutnie nie na miejscu. Ten model nie boi się konfrontacji. Jak najbardziej - wpadnijcie do salonu BMW, przejedźcie się Alfą Giulią, wypróbujcie Audi A5 czy A7. Ale nie zapomnijcie odwiedzić salonu Kia i wyróbcie sobie własne zdanie.    

Tekst i zdjęcia: Jacek Ambrozik

Cena: 152 900-177 900 zł

Osiągi :

0-100 km/h: 6,3 s

V max: 233 km/h

Spalanie w teście: 9-12 l/100 km

Moc max. 245 KM

Max mom.obr.: 353 Nm


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy