Kargul, Pawlak i... mercedes
Mimo paskudnej pogody nikt nie miał problemu z porannym wstawaniem. Humory dopisują - dziś zabieramy viano (a raczej viano zabiera nas...) na objazdową wycieczkę po Dolnym Śląsku.
Na pokładzie komplet - w tym wypadku sześciu - osób. Chociaż fabryczna nawigacja (wyświetlacz o przekątnej 16,5 cm!) wskazuje, że do pokonania mamy blisko 400 km, widmo sześciogodzinnej podróży nikogo nie przeraża. W przypadku viano pasażerowie zupełnie nie mają na co narzekać.
Już samo zajmowanie miejsca wewnątrz to dla osób przywykłych do samochodów osobowych niezwykłe doświadczenie. Wystarczy, że lekko pociągniemy za klamkę, a ogromne, przesuwne drzwi (po jednych z każdego boku pojazdu) otwierają się automatycznie. W kabinie do dyspozycji jest sześć pojedynczych foteli. Jak przystało na mercedesa (wersja ambiente), wszystkie obszyte są skórą. Znajdziemy ją również na boczkach drzwi, czteroramiennej kierownicy i dźwigni zmiany biegów. Wszystkie fotele wyposażono w zintegrowane, regulowane podłokietniki (z tyłu podwójne), nad ekskluzywnym charakterem wnętrza czuwają też ozdobne listwy imitujące drewno orzecha, przyciemniane tylne szyby czy osobny system wentylacji dla pasażerów podróżujących w tylnej części nadwozia.
Obieramy kurs na Zamek Czocha - obronną warownię położoną w polskiej części Łużyc Górnych. Budowla z XIV wieku znajduje się w miejscowości Sucha (gmina Leśna), w bezpośrednim sąsiedztwie granic czeskiej i niemieckiej. Taka lokalizacja sprawia, że dojazd nawet z Krakowa czy Wrocławia jest bardzo prosty - wystarczy kierować się autostradą A4 na zachód. Zamek Czocha dzieli od przejścia granicznego w Zgorzelcu niespełna trzydzieści kilometrów.
Zahaczamy o Lubomierz...
Chcąc przetestować działanie fabrycznej nawigacji decydujemy się jednak na inną, zdecydowanie ciekawszą, trasę. Z autostrady A4 zjeżdżamy na Złotoryję, kierując się następnie na Lwówek Śląski i Gryfów Śląski. Wąskie, kręte i dziurawe drogi Pogórza Izerskiego i dorzecza Kwisy to doskonały test nie tylko dla zawieszenia, ale i układu napędowego. Czterocylindrowy silnik 2.2 CDI o mocy 163 KM, automatyczna, pięciostopniowa skrzynia biegów i system napędu na cztery koła 4Matic mają tutaj sporo pracy. Wszystkie zdają nasz test na piątkę - moment obrotowy 360 Nm powoduje, że bez obaw wjeżdżamy pod bardzo strome wzniesienia, przyspieszenie do 100 km/h w niespełna 13 sekund sprawia, że ważące grubo ponad 2 tony auto (DMC 3050 kg!) z zaskakującą łatwością rozprawia się z zawalidrogami.
Wybrana przez nas trasa okazuje się strzałem w dziesiątkę. Niezwykle malowniczy krajobraz sprawia, że po drodze wiele razy się zatrzymujemy, m.in. na zamku w Grodźcu (pierwsze wzmianki o tej budowli pochodzą z X wieku!). Zbaczamy też z kursu o kilka kilometrów, by zobaczyć Lubomierz. To tutaj, w niewielkim, urokliwym górskim miasteczku kręcono zdjęcia do kultowych dziś "Samych Swoich", czyli pierwszej części komediowej trylogii Sylwestra Chęcińskiego o perypetiach Kargula i Pawlaka.
Zamek z Wiedźmina
Po kilku godzinach jazdy docieramy wreszcie do pierwotnego celu podróży - Zamku Czocha. Świetnie zachowana budowla udostępniona jest dla zwiedzających. Funkcjonuje tu również hotel. Co bardziej majętni, decydując się na nocleg, mogą poczuć się jak bohaterowie średniowiecznych eposów rycerskich. Również Zamek Czocha zapisał się w polskiej kinematografii. W jego mrocznych zakamarkach kręcono sceny do takich produkcji, jak m.in.: "Gdzie jest generał", "Wiedźmin" czy "Tajemnica Twierdzy Szyfrów".
Z zamkowych krużganków dostrzegamy kolejną atrakcję turystyczną - zalew leśniański, czyli zajmujące przeszło 140 ha jezioro zaporowe na rzece Kwisie. Powstało ono w 1905 r., gdy nieopodal Zamku Czocha wybudowano 45-metrową zaporę, obok której wzniesiono jedną z pierwszych w tym rejonie elektrowni wodnych. Pierwsze trzy turbozespoły elektrowni oddano do eksploatacji w 1907 r. Obecnie jest to najstarsza działająca elektrownia wodna w Polsce (moc 2,61 MW).
Mercedes viano na Dolnym Śląsku
Naszą wyprawę drogami Dolnego Śląska kończymy po dziesięciu godzinach. Komputer pokładowy informuje, że po lokalnych drogach pokonaliśmy ponad 400 kilometrów. Część pasażerów w drodze powrotnej ucina sobie drzemkę - to zasługa górskiego powietrza i świetnego wygłuszenia kabiny. Po wjeździe na A4, przy prędkości autostradowej 140 km/h - mimo wysokiego nadwozia i dużego prześwitu - nie sposób narzekać na nadmierny. Kierowcy przeszkadza jedynie... chrapanie. Autu należą się gratulacje za zużycie paliwa. Przy dynamicznej jeździe po krętych górskich drogach komputer pokładowy wskazywał mniej niż 11 l/100 km.