Jeep Grand Cherokee Trackhawk zachęca kierowcę, by uległ "pierwotnemu pragnieniu szybkości

Potwory, jak powszechnie wiadomo, dzielą się na właściwe oraz ciasteczkowe. Samochód, który z fasonem zajechał na nasz redakcyjny parking, bezsprzecznie zalicza się do tej pierwszej grupy. To Jeep Grand Cherokee Trackhawk Supercharged.

Prawie pięć metrów długości, dwie i pół tony żywej wagi, muskularna sylwetka, charakterystyczne wloty powietrza na masce, cztery końcówki wydechu, potężne, dwudziestocalowe koła, tarcze hamulcowe o średnicy zdecydowanie ponadnormatywnych talerzy (z przodu - 40 cm, z tyłu - 25), polakierowane na jaskrawożółty kolor zaciski z napisem Brembo... Ale nie tylko wygląd i gabaryty świadczą o wyjątkowości wspomnianego samochodu.

Flagowy model Jeepa zasługuje na tytuł SUV-a wszystkich SUV-ów dzięki zapisom w rubrykach "napęd" oraz "osiągi". Pod jego maską umieszczono benzynową, wspomaganą kompresorem jednostkę z rodziny HEMI o pojemności 6166 centymetrów sześciennych i mocy 700 koni mechanicznych. Jej osiem cylindrów zapewnia gigantyczny maksymalny moment obrotowy - 868 niutonometrów. Oraz imponujące osiągi: prędkość maksymalna 290 km/godz., przyspieszenie od zera do setki w ciągu 3,7 sekundy. Dziękujemy za uwagę, można siadać.

Reklama

A właściwie wsiadać. Wnętrze auta nieco rozczarowuje. Owszem, skórzana tapicerka i wstawki z włókna węglowego sprawiają dobre wrażenie, za zupełnie przyzwoite trzeba także uznać spasowanie poszczególnych elementów, ale mimo wyskalowanego do 320 km/godz. prędkościomierza, centralnego położenia obrotomierza i napisów "supercharged" na progach oraz "trackhawk" na dywanikach i oparciach foteli, brakuje w nim detali jednoznacznie wskazujących na sportowy charakter pojazdu. Zresztą wystrój kabiny przypomina, że mamy do czynienia z modelem już od dobrych kilku lat obecnym na rynku. Czego nawiasem mówiąc nie poczytujemy za wadę - to miłe, że pomimo obecności centralnego, dotykowego ekranu wieloma funkcjami wciąż steruje się za pomocą klasycznych pokręteł i przycisków. Multimedia firmowane przez renomowaną markę Harman/Kardon dają radę, ale grafika i obraz wyświetlany na rzeczonym ekranie ustępują jakością niemieckiej konkurencji. To też znak upływu czasu.

Za kierownicą Jeepa Grand Cherokee siedzi się wysoko. Na tyle wysoko, że możemy śmiało spojrzeć w oczy szoferowi stojącej obok ciężarówki. Przednie fotele są obszerne i wygodne. W miarę przestronnie jest także w tylnej części pojazdu. W miarę, bowiem nasz "test dryblasa" wypadł co najwyżej przeciętnie - pasażerowi o wzroście 190 cm, siedzącemu za równie rosłym kierowcą będzie trochę brakowało miejsca na nogi. Plus za niski tunel środkowy i plusik za możliwość regulowania pochylenia oparć. Pojemność bagażnika - 495 litrów- należy uznać za przeciętną. Braki w litrażu kufer nadrabia jednak dostępnością i funkcjonalnością.

Obecność widlastej "ósemki" i nader licznego stada koni mechanicznych obiecuje nadzwyczajne wrażenia z jazdy, zwłaszcza gdy po wciśnięciu przycisku "start engine" silnik mocno zasygnalizuje nam swoją gotowość do pracy. I tu pojawia się pewien kłopot. Otóż naturalnym środowiskiem testowanego Jeepa, o czym świadczy choćby nazwa tej wersji modelu, jest tor. A tak się złożyło, że udostępnionym nam samochodem jeździliśmy wyłącznie po drogach publicznych. Nie mieliśmy też okazji wystartować w sprincie na dystansie ¼ mili, w którym, jak zachwala producent, Trackhawk jest niedoścignionym mistrzem. W codziennej eksploatacji najmocniejszy z Jeepów przypomina konia wyścigowego zaprzężonego do furmanki. Zachowuje się grzecznie, ale wyraźnie męczy, więc gdy tylko nieco popuścimy mu lejców, czytaj: mocniej naciśniemy pedał gazu, wyrywa do przodu jak oszalały, nie zważając na okoliczności.

Podobała się nam stabilność wyposażonego w napęd 4x4 auta - wbrew obawom, spowodowanych gabarytami pojazdu, nawet szybka jazda na krętej drodze nie grozi odlotem w Kosmos lub chociażby w przydrożne krzaki. Podobała się nam praca siedmiobiegowej automatycznej przekładni. Nie podobały - nieprzyjemne odgłosy pracy kompresora przy przyspieszaniu twardość zawieszenia, które zdecydowanie zbyt dokładnie informowało podróżnych o nierównościach nawierzchni; również wtedy, gdy przy wszystkich modyfikowalnych parametrach samochodu widniało słowo "ulica" (oprócz trybu indywidualnego - Custom i automatycznego są jeszcze predefiniowane: Snow - śnieg, Sport, Track -  tor i Tow - holowanie). Bardzo nie podobało - zużycie paliwa, sięgające, według wskazań komputera pokładowego, 22-25 litrów na 100 km. Po wypełnieniu baku na wyświetlaczu pojawiła się informacja o zasięgu auta: 330 kilometrów. Uff...  

"Najpotężniejszy SUV na Ziemi", który zachęca kierowcę, by uległ "pierwotnemu pragnieniu szybkości". Te marketingowe hasła brzmią atrakcyjnie. Jeep Grand Cherokee Trackhawk imponuje też mocą i osiągami (czyżby dla ich podkreślenia w fabrycznej nawigacji w miejscu informacji o przewidywanej godzinie osiągnięcia celu podróży widniało słowo "przyloty"? To oczywiście żart...). Nie da się jednak ukryć, że udostępniony nam samochód ze swoim monstrualnym silnikiem i niepohamowanym apetytem na benzynę w europejskich realiach wydaje się przybyszem z innego świata. Jego ceny w Polsce zaczynają się od 530 000 zł.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy