Ford Mustang. Legenda amerykańskiej motoryzacji

Z czego robi się samochody? Z metalu, tworzyw sztucznych, gumy, materiałów tapicerskich... To prawda, ale są też pojazdy zbudowane przede wszystkim z emocji i tradycji. Do takich aut z pewnością należy ford mustang, legenda amerykańskiej motoryzacji...

Zadebiutował 17 kwietnia 1964 roku. Pokazany w przeddzień w telewizji spot, przedstawiający ten długo i z niecierpliwością oczekiwany wóz, obejrzało 29 milionów widzów. Podczas pierwszego weekendu po premierze salony Forda odwiedziły 4 mln osób. Już  w pierwszym dniu sprzedaży wpłynęło 29 tysięcy zamówień. W ciągu pierwszych czterech miesięcy sprzedano 100 tysięcy mustangów. Milionowy egzemplarz zjechał z taśmy montażowej zakładów w Dearborn niespełna dwa lata po debiucie modelu.

Ford mustang błyskawicznie zdobył serca Amerykanów nie tylko dzięki zakrojonej na ogromną skalę, bezprecedensowej kampanii reklamowej, która poprzedziła wprowadzenie tego modelu na rynek, lecz przede wszystkim dlatego, że trafiał w potrzeby Amerykanów. Pokolenia, które zdążyło już zapomnieć o wojennych wyrzeczeniach, szybko się bogaciło i chciało cieszyć się pełnią życia.

Reklama

Podziwialiśmy mustanga w licznych filmach, teledyskach, później również w grach komputerowych i wideo, lecz przez całe dziesięciolecia był on dla nas niedostępny. Nie tylko zresztą dla nas - także dla Niemców, Francuzów czy Hiszpanów. Do Europy trafiła dopiero najnowsza, zaprezentowana 5 grudnia 2013 roku, jednocześnie w sześciu miastach na czterech kontynentach, szósta generacja tego superauta,. Znalazło się ono również w ofercie Forda w Polsce. A niedawno, w wersji GT, zawitało do naszej redakcji.
Szeroka, mocno osadzona na drodze sylwetka z nisko poprowadzoną, opadającą ku tyłowi linią dachu, mocno pochyloną przednią i tylną szybą, bardzo wydłużoną maską, agresywnie zarysowanym przednim pasem, charakterystycznymi reflektorami. Ford mustang wygląda jak, jak... Po prostu jak ford mustang. Co tu opisywać, zdjęcia mówią wszystko.

Oryginalnie prezentuje się również jego kokpit, w którym wyraźnie widać lotnicze inspiracje (ponoć jeden z twórców auta był zafascynowany noszącym nazwę mustang samolotem myśliwskim z okresu II wojny światowej). Nie brakuje tutaj ciekawych detali i niecodziennych kształtów.

Czarna podsufitka, prawdziwy ręczny ręczny, a nie żadna tam elektryczna  namiastka. Na tarczy obrotomierza widnieje napis "Revolutions Per Minute", a na prędkościomierzu, wyskalowanym zarówno w kilometrach, jak i w milach na godzinę - "Ground Speed", jeszcze jeden akcent ze świata awiacji. Dumne słowa na tabliczce nad schowkiem pasażera - "Mustang Since 1964" - przypominają  o rodowodzie modelu.

Jest dobrze, aczkolwiek przyczepić się można do staranności montażu poszczególnych elementów wnętrza kabiny. Jakby nieco niepewnie zamocowanych. Przedni fotel pasażera miał dziwne luzy na prowadnicach, przez co podczas jazdy bez obciążenia tłukł się i hałasował. Powstaje też pytanie, do czego mają służyć fotele w drugim rzędzie, skoro między krawędź ich siedzisk a oparcia foteli przednich z trudem daje się wsunąć dłoń...

W wyposażeniu "naszego" mustanga, prawdopodobnie ze względu na oczekiwania Europejczyków, znalazło się kilka elementów niekoniecznie pasujących do wybitnie sportowego charakteru auta, m.in. kolorowy ekran dotykowy, kamera cofania czy podgrzewanie foteli.

Najwyższy czas wspomnieć o napędzie. Oznaczenie "5.0" na błotnikach zdradzało, co kryje się pod maską naszego mustanga. Tak, to klasyczne, benzynowe, wolnossące V8 o pojemności niemal 5 litrów i mocy 421 KM, prawdziwy dinozaur w świecie panoszącego się wszędzie downsizingu.

Wciskamy przycisk uruchamiający tę bestię i rozlega się przepiękny, rasowy, a przy tym naturalny, bez jakichkolwiek sztucznych podbić, odgłos gotowych do pracy ośmiu cylindrów. Poezja dźwięku...

Przestawiamy dźwignię automatycznej skrzyni biegów w pozycję D (jak przystało na sportowy wóz przesuwa się tylko w jednej płaszczyźnie - w przód i w tył) i ruszamy. Samochód błyskawicznie reaguje na gaz i rączo rwie do przodu, niczym... stado mustangów. Ożywia się jeszcze bardziej, gdy przechodzimy w tryb sportowy. Pomimo swoich pokaźnych gabarytów okazuje się też zaskakująco zwinny. Świetnie radzi sobie w zakrętach choć, nawet przy włączonym systemie ESP, potrafi wówczas lekko zarzucić tyłem. Urocze.

A ile pali? Komputer pokazał średnie zużycie paliwa na poziomie ponad 16 litrów na 100 km. A co tam... Żyje się raz... Zwłaszcza, że sam samochód w zakupie jest relatywnie niedrogi. W testowanej, bogatej konfiguracji kosztuje niespełna 200 000 zł. W porównaniu z europejską i japońską konkurencją to naprawdę półdarmo.

Motoryzacja ma fanów w różnym wieku. Zaprezentowaliśmy Forda Mustanga pewnemu czterolatkowi. Na jego widok stanął jak wryty, otworzył szeroko oczy i westchnął: "ojeeeeej...". Krótka, a jakże trafna recenzja samochodu, który nie jest, jak mnóstwo innych aut, banalnym środkiem transportu, lecz zmyślną maszyną do produkcji adrenaliny i całej rodziny endorfin. Czysta przyjemność.

Powtarzamy zatem za rezolutnym malcem: "ojeeeeej...". A gdy zapada zmrok, naciskamy w kluczyku przycisk zdalnie sterujący centralnym zamkiem. Wtedy miniaturowe projektory w bocznych lusterkach wyświetlają na asfalcie świetlisty obraz pędzących rumaków. Nie ma chyba nikogo, na kim ten widok nie wywarłby wrażenia... 


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy